Dominika Gwit szczerze o powiększeniu rodziny
Dominika Gwit, aktorka słynąca z pogody ducha i optymizmu, stworzyła swój autorski stand-up "Dystans albo wszyscy umrzemy", z którym ruszyła w Polskę. U jej boku, od kilku lat, wiernie trwa mąż - Wojciech Dunaszewski. To między innymi jego wsparciu aktorka zawdzięcza swój sukces. Niedługo ponownie zobaczymy ją na dużym ekranie, w produkcjach "Gierek", "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle" czy "Inni ludzie".
Edyta Dąbrowska, AKPA: Jesteś uśmiechniętą, pewną siebie kobietą. Skąd w tobie tyle pozytywnej energii?
Dominika Gwit: - Po prostu taka jestem i taka się urodziłam. Idę przez życie z pozytywnym nastawieniem - kochając siebie i innych. Daję ludziom dużo miłości i dostaję ją z powrotem - to jest przepiękne. Ważne jest, żebyśmy byli dobrzy i wzajemnie się szanowali. W dzisiejszych czasach jest to trudne, bo jesteśmy zagubieni w tym wszystkim co nas otacza. W ciągłym biegu, trzeba odnaleźć chwilę, żeby się zatrzymać i pomyśleć, co jest dla nas dobre. Jeżeli spotykamy na drodze coś złego, omińmy to. Jest to trudne do zrobienia, ale gwarantuję, że ten wysiłek się opłaca. Kiedy czujemy się komfortowo w swoim życiu, łatwiej jest nam być dobrym człowiekiem.
Co sądzisz o osobach, które uzależniają swoje poczucie szczęścia od tego jak wyglądają? Co mogłabyś im podpowiedzieć?
- To jest to, o czym zawsze mówię - kompleksy nas ograniczają, zabierają radość życia. Prawda jest taka, że nikt ich nie widzi, one siedzą w naszej głowie. Ciężko dać jedną receptę i powiedzieć, co ludzie mają zrobić. Każdy z nas ma inną historię. Jedyną rzeczą, którą można zrobić, jest po prostu pokochanie siebie w całej okazałości. Obojętnie w jakim momencie życia się znajdujemy, jak wyglądamy, co robimy. Ważne jest to, kim dla siebie sami jesteśmy. Każdy musi przejść swoją drogę i to właśnie to trzeba zrozumieć.
Brakuje ci czegoś do pełni szczęścia?
- Niczego mi nie brakuje. Kocham, jestem kochana, spełniam marzenia. Jestem otoczona rodziną i przyjaciółmi i naprawdę niczego więcej w życiu mi nie potrzeba.
Co cię urzekło w twoim mężu, że pokochałaś go tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałaś?
- Dobroć, szacunek do siebie i innych ludzi. To, że jest po prostu dobrym człowiekiem - uśmiechniętym, pozytywnym, który daje ludziom dobro, umie kochać. To jest w nim najpiękniejsze.
Czy to była to miłość od pierwszego wejrzenia?
- Tak. To była miłość od pierwszego wejrzenia i o niej opowiadam w moim stand-upie. Mówię o tym, jak się poznaliśmy, o naszej pięknej miłości, życiu codziennym. Pokazuję, że najważniejsze jest to, żeby się szanować, a przede wszystkim nabrać dystansu do siebie i świata, bo tylko wtedy możemy być do końca szczęśliwi.
Mieliście już taką poważną kłótnię, po której nie odzywaliście się do siebie przez kilka dni czy raczej sprzeczacie się tylko o drobnostki?
- My się w ogóle nie kłócimy, my się tylko sprzeczamy.
Panuje powszechne przekonanie, że wzór na rodzinne szczęście to 2+1. Planujecie powiększyć swoją rodzinę?
- Jak Pan Bóg da, to może tak. Myślę, że kiedyś na pewno. Na razie jest dobrze tak, jak jest.
Jaki jest wasz przepis na udany związek?
- Szacunek i miłość. Nic więcej.
Myślisz, że swój sukces zawdzięczasz po części, dzięki wsparciu Wojtka?
- Gdyby nie wsparcie męża i najbliższych osób, to byłoby mi ciężej realizować wszystkie marzenia. Każdy z nas potrzebuje wsparcia. Więc tak, Wojtek gra dużą rolę w tym wszystkim i bardzo mnie wspiera.
Zagrałaś także sekretarkę w filmie "Gierek". Jak dostałaś tę rolę?
- Do pracy w filmie "Gierek" zaprosił mnie producent i szef Global Studio Janusz Iwanowski. To nie była duża rola, ale za to bardzo komediowa. Ogromnie się cieszę, że mogłam wziąć udział w tym filmie.
Z łatwością odnalazłaś się w tej PRL-owskiej rzeczywistości?
Scenografia i kostiumy były obłędne. Idealnie oddawały ducha tamtych czasów. To samo Janusz zrobił w "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle". Janusz lubi i umie pokazywać PRL. Praca z nim to dla mnie ogromna przyjemność. Naprawdę bardzo cieszę się, że zostałam zaproszona do tej współpracy. Na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni pokazywany był film "Inni ludzie" Oli Terpińskiej, w którym zagrałam dramatyczną rolę.
Czy wśród tak dużej ilości obowiązków znajdujesz czas na odpoczynek?
- Tak. Zawsze, bo w życiu najważniejszy jest balans. W wolnym czasie czytam książki, oglądam dobre filmy i seriale, gram w gry planszowe, słucham jazzu.
W swoim autorskim spektaklu opowiadasz o życiu, miłości i dążeniu do spełnienia marzeń. Dlaczego postanowiłaś podzielić się tym z widzami?
- "Dystans albo wszyscy umrzemy" to spełnienie moich największych marzeń. Od lat chciałam zrobić coś takiego i nawet w dniu premiery nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Chciałam dać ludziom coś od siebie. Pokazać, że jeśli się naprawdę czegoś chce, to można to osiągnąć. Ten dystans to swojego rodzaju wolność, o której opowiadam w spektaklu. To nie jest typowy stand-up. Robert Górski powiedział o tym piękne zdanie: "To historia dziewczyny, która zawsze bardzo chciała być aktorką, a mało kto w to wierzył. Opowieść człowieka, który bardzo chciał być szczęśliwy i osiągnął to szczęście, chociaż wszyscy mówili, że z taką sylwetką jest to niemożliwe". Opowiadam tam o tym, jaką drogę przeszłam, co jest dla mnie w życiu najważniejsze i czym tak naprawdę powinniśmy się kierować, aby żyło nam się lepiej.
Robert Górski, jak mało kto potrafi śmiać się z rzeczywistości i to on jest autorem scenariusza. Jak wam się współpracowało?
- To dla mnie ogromny zaszczyt, że Robert Górski zgodził się napisać scenariusz. To tak naprawdę moja historia ubrana w słowa przez Roberta. Opowiedziałam mu o swoim życiu, dążeniu do tego, żeby zostać aktorką, pozbyciu się kompleksów. Robert jest świetnym człowiekiem. Rewelacyjnie się z nim współpracuje, bo jest mistrzem w swoim fachu. Doskonale wie czego ludziom trzeba, co ich bawi, wzrusza. To naprawdę ogromny zaszczyt, że zgodził się napisać ten scenariusz. Razem chcieliśmy stworzyć coś naprawdę dobrego i myślę, że się nam udało.
Żyjemy w czasach powszechnego hejtu, zawiści i negatywnych emocji. Myślisz, że dzięki takim dziełom jak "Dystans albo wszyscy umrzemy" społeczeństwo będzie stawać się bardziej ludzkie i empatyczne?
- W tym wszystkim chodzi o to, żeby nie myśleć globalnie, jak o społeczeństwie, tylko zacząć od siebie i w moim stand-upie to powtarzam. Najpierw trzeba nabrać dystansu do siebie, a potem do świata. Każdy z nas powinien spojrzeć w lustro i zapytać, czy się kocha i jest dla siebie dobry.
Dziękuję za rozmowę.