"Sherlock": Watson jest odważniejszy
Znakomita passa Martina Freemana trwa. Możemy go oglądać na małych ekranach jako doktora Watsona w znakomitym serialu. A w kinach miliony widzów śledzą z zapartym tchem przygody Bilba, którego możemy oglądać w "Hobbicie".
Sherlock i doktor Watson są przyjaciółmi. Ja chyba nie polubiłbym Sherlocka. Jak pan sobie tłumaczy słabość Watsona do kogoś, kto nie jest łatwy w kontaktach?
- Przede wszystkim, to najinteligentniejszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkał. W dodatku zachowuje się tak, jakby się niczego nie bał. W pewnym sensie przypomina to Watsonowi o jego własnych doświadczeniach. Sherlock tylko w jednej dziedzinie nie jest specjalistą: nie potrafi dobrze interpretować ludzkich emocji. Jak wiemy z książek i jak sugeruje się w serialu, jego wiedza o świecie jest bardzo niekompletna. Ale z drugiej strony potrafi spojrzeć na ciebie i powiedzieć ci, co jadłeś na śniadanie, czy jesteś rozwiedziony czy samotny... Dla Johna to niezwykle intrygujące.
W pilocie serialu grana przez pana postać była twardsza. Który Watson bardziej się panu podoba?
- Lubię tego twardego Watsona i zawsze staram się, aby gdzieś w głębi taki właśnie był. Ale w tym serialu John musi nieco utrudniać pracę Sherlockowi, musi odbić niedowierzanie, z którym do niezwykłej inteligencji Holmesa podchodzi widz. Watson jest zabawny, potrafi być dowcipny.
Dla Anglików Conan Doyle to klasyka. Co pan sądzi o ekranizacji, która odbiega znacznie od oryginału?
- Urodziłem się i wychowałem w Anglii, więc Sherlock Holmes to część mojego DNA... Choć nie jestem wielkim fanem prozy Doyle’a, znam ją dość dobrze. I podoba mi się pomysł uwspółcześnienia tej historii.
Zastanawiał się pan nad tym, jak sam Conan Doyle widział relację między Watsonem i Sherlockiem?
- Uważne czytanie książki na pewno pomaga w zadaniu aktorskim, ale główne źródło wskazówek to scenariusz. Gdy gram postać znaną z literatury, materiał źródłowy jest oczywiście bardzo ciekawy, ale najważniejsze jest to, co z niego wydobył scenarzysta.
Coś pana łączy z Johnem Watsonem?
- To trudne pytanie, bo o Watsonie myślę z ogromnym szacunkiem. Mówienie o podobieństwach byłoby więc nieco aroganckie. Ale oczywiście mamy trochę wspólnych cech: takie ciche zdecydowanie, niecierpliwość... A także, mam nadzieję, prawość. Ale on jest odważniejszy ode mnie!
Rozm. Wojciech Krzyżaniak