"Sherlock": Smoczy wdzięk
Podobno wszechstronnie utalentowany Benedict Cumberbatch nie cierpi, gdy prasa - zwłaszcza amerykańska - pyta go o pokrewieństwo z Dennisem Quaidem.
- Być może mam w sobie coś z Dennisa, nie jestem jednak na tyle oderwany od rzeczywistości, by nie pamiętać, że moimi rodzicami są angielscy aktorzy Timothy Carlton i Wanda Ventham - przyznaje.
Ben, bo tak nazywają go przyjaciele, to bardzo ciekawy człowiek. Ma 183 cm wzrostu, głęboki, niepokojący baryton, talent malarski (jako nastolatek namalował kilka imponujących obrazów olejnych, które dziś wiszą w jego mieszkaniu) i wyjątkowy szacunek dla aktorstwa Roberta Downeya Jr.
- Nie dlatego jednak, że on również grał Sherlocka - przyznaje odtwórca tytułowej roli w słynnym serialu. - Po prostu podoba mi się, z jaką finezją wciela się w złych ludzi, którzy w jego wykonaniu stają się ogromnie atrakcyjni. Sam Benedict zyskał rozgłos za sprawą roli słynnego fizyka Stephena Hawkinga ("Hawking", 2004). Dzięki niej zaczął się interesować czarnymi dziurami i zagadkami kosmosu.
Jako że los lubi pisać dziwne scenariusze, z problematyką zbliżoną do tej badanej przez Hawkinga spotkał się ponownie w 2013 roku, gdy J.J. Abrams powierzył mu rolę intergalaktycznego psotnika Khana ("W ciemność. Star Trek"): - Fizyka to pasja, dzięki której odkryłem fantastykę - śmieje się Cumberbatch.
My zaś przypominamy, że sprawdził się też jako fantastyczna postać z zupełnie innej beczki, czy raczej... innego skarbca pomysłów. On to bowiem użyczył głosu Nekromancie i smokowi Smaugowi w 2. części przygód "Hobbita".
- Starałem się, by moje smoczysko przypominało do szpiku kości zepsutego, angielskiego dżentelmena - przyznaje. Zastanawiają się Państwo, czy kiedykolwiek zagrał nieudacznika? Naturalnie, i to na medal, w dramacie "Sierpień w hrabstwie Osage". To pewne, że jeszcze nie raz nas zadziwi.
MAM