Setki wcieleń Holmesa
Detektyw z Baker Street jest z nami grubo ponad wiek, ale dopiero ostatnio zaczynamy poznawać go na nowo. O dziwo, nowe wcielenia Holmesa są bliższe temu, co zamierzył sobie jego twórca - sir Artur Conan Doyle.
Jakie wyobrażenie Sherlocka Holmesa macie ostatnio w głowie? Statecznego gentlemana z charakterystycznej czapeczce czy nieznośnego socjopatę o przedziwnych nawykach? Zależy to od tego, co ostatnio czytaliście o tym detektywie, a przede wszystkim - jakie filmy i seriale oglądaliście.
Seria powieści i opowiadań o Sherlocku Holmesie zdobyła ogromną popularność już od momentu, gdy zaczęła być publikowana w londyńskim "Strandzie". Prawdę powiedziawszy popularność ta była tak duża, że sam twórca postaci detektywa sir Artur Conan Doyle stał się w końcu zazdrosny o sławę, jaką zaczął cieszyć się Holmes.
Właśnie dlatego Holmes "zginął z ręki" Doyle’a wpadając w odmęty wodospadu Reichenbach wraz ze swoim odwiecznym wrogiem Moriartym. Nie jest do końca pewne, dlaczego po dziesięciu latach od śmierci Sherlocka autor ożywił swojego najsłynniejszego bohatera. Czy była to presja społeczeństwa, które tak ukochało detektywa, że po wydaniu "Ostatniej zagadki" (opowiadania w którym ginie Holmes, wydane w 1893 roku) na znak żałoby założyło czarne opaski na rękawy? Kłopoty finansowe? A może jakieś wydarzenie w życiu prywatnym pisarza? Badacze twórczości Doyle’a spierają się o to do tej pory.
Już w roku 1900 Sherlock Holmes trafił po raz pierwszy na celuloidową taśmę, a w 1912 powstała pierwsza seria filmów, w których Sherlocka kreował jeden aktor. Był to Georges Tréville, który wcielił się w tę postać ośmiokrotnie. Nic to jednak w porównaniu z jego następcą - Eille Norwoodem, który od lat 20. XX wieku zagrał Holmesa w pięćdziesięciu (!) kolejnych filmach. Jego kreacja przypadła do gustu nawet samemu Arturowi Conan Doyle’owi.
Dwie dekady później mogliśmy oglądać jako Holmesa Basila Rathbone’a, a w latach pięćdziesiątych powstał pierwszy, w pełnym słowa tego znaczeniu, serial o detektywie z Baker Street: "The Adventures of Sherlock Holmes". Kreacja Ronalda Howarda z tego serialu ostatecznie osadziła w umysłach widzów obraz Sherlocka jako statecznego pana w dziwnym kapeluszu, z fajką w ustach i nieodłączną lupą. Taki właśnie obraz detektywa stworzył nie Doyle, ale ilustrator magazynu "Strand", Sidney Paget.
W kolejnych ekranizacjach prozy Doyle’a (a także w wesołej twórczości własnej scenarzystów, mnożących bez wytchnienia holmesowskie przygody) spotykaliśmy kolejne wariacje postaci Shlerlocka, często coraz mniej podobne do literackiego pierwowzoru.
Także i nasz kraj ma swój wkład w stworzenie tego mitu. W latach 80. serial "Sherlock Holmes i doktor Watson" był realizowany w polskich plenerach warszawskiej ulicy Foksal, Karowej, Bednarskiej, na Starym Mieście, a także w Nieborowie. W role doyle'owskiego duetu wcielili się angielscy aktorzy: Geoffrey Whitehead (Holmes Sherlock), Donald Pickering (doktor Watson). Serial pieczołowicie odwzorowywał wiktoriański okres, w którym dzieją się oryginalne historie drukowane w XIX wieku przez "Strand".
Nie brakuje również przedziwnych wariacji na temat Sherlocka Holmesa, takich jak filmy o jego młodości "Young Sherlock: The Mystery of the Manor House" i "Piramida strachu", radziecka wersja Holmesa z lat 70. z Wasilijem Limanowem w roli głównej (pięć filmów podzielonych na jedenaście części), kreskówki typu "Sherlock Holmes in the 22nd Century" czy japoński "Sherlock Hound", w którym detektywem został pies w czapce! Nawet porucznik Data ze słynnej serii "Star Trek: Next Generation" miał przyjemność wcielić się na chwilę w Sherlocka.
Ostatnio mieliśmy wielką przyjemność poznać nieco innego Holmesa dzięki Stevenowi Moffatowi i Markowi Gatissowi - twórcom serialu angielskiego "Sherlock". Mimo że akcja została osadzona we współczesnym Londynie, to bohaterowie serii o wiele bardziej przypominają tych, których wymyślił Conan Doyle. Nowy Sherlock jest "przystosowanym socjopatą", z zapałem okładającym kijami trupy w kostnicach (w celach naukowych), nieznośnym bucem bez krzty empatii, geniuszem zupełnie oderwanym od spraw nie mających związku z jego pracą.
Nie jest mu też obca bufonada i jest uzależniony od nikotyny, tak jak jego literacki pierwowzór był uzależniony od kokainy (w XIX wieku była w pełni legalnym lekiem na senność, depresję i kilka innych schorzeń). Jedyną osobą, która jest w stanie go znieść jest Watson. W styczniu widzowie BBC One mieli okazję zobaczyć drugi sezon "Sherlocka".
Podobną ścieżkę wybrał ostatnio Guy Ritche w swoich filmach z Robertem Downey’em Jr. w roli Holmesa. W tym przypadku jednak, Sherlock Downey’a, mimo że bitny, zdziwaczały i egocentryczny, ma w sobie niezaprzeczalny chłopięcy urok, którego (na szczęście) brakuje Sherlockowi z BBC. Nie znaczy to, że nie zaczynamy pałać dziką sympatią do Holmesa w wydaniu Benedicta Cumberbatcha.
Interesującą pozycją może być także serial "Sherlock Holmes: Mroczne początki", który od 12 lutego będziemy mogli oglądać na kanale ALE KINO. To kolejna wariacja na temat genezy postaci detektywa - tym razem zgodna z zabawnym mitem, popularnym wśród fanów prozy Doyle’a.
W ich towarzystwie w dobrym tonie jest przyjmować, że Holmes wzorowany jest na autentycznej postaci, z którą współpracował Artur Conan Doyle, a później opisał sprawy, który wespół z tym tajemniczym geniuszem rozwiązał. Tak właśnie przedstawia tę historię serial.