Piotr Adamczyk: Plotkami i sensacjami nie warto zaprzątać sobie głowy
- Wciąż zadziwia mnie, że tak wiele osób poświęca swoją uwagę sprawom tak błahym, jak sensacyjne lub często banalnie zwykłe wieści z życia tak zwanych gwiazd - mówi Piotr Adamczyk, czyli Fryderyk z nowego serialu TVN, "Sama słodycz". Aktor opowiada o swoich nowych wyzwaniach zawodowych.
Gdy pojawiłeś się na premierze filmu "Wkręceni" Piotra Wereśniaka, na drugi dzień wszystkie portale pisały o tym, że zapuściłeś brodę... Co sądzisz o zgiełku medialnym, który ostatnio ci towarzyszy?
- Martwi mnie, że w pogoni za poczytnością, oglądalnością, klikalnością, nawet renomowane i zdawałoby się opiniotwórcze tytuły coraz większy nacisk stawiają na informowanie opinii publicznej o plotkach i sensacjach, którymi nie warto zaprzątać sobie głowy. Wciąż zadziwia mnie też, że tak wiele osób poświęca swoją uwagę sprawom tak błahym, jak sensacyjne lub często banalnie zwykłe wieści z życia tak zwanych gwiazd.
Wspomniani "Wkręceni", to najnowszy film, który możemy zobaczyć w kinach z twoim udziałem. To komedia, ale czy naprawdę można się pośmiać na tym filmie?
- Tak. Słowo komedia, jest często dla dystrybutorów kluczem do sukcesu. Nazywając film komedią zwabiają do kin widzów, dlatego ci, którzy widzieli już nasz film, są zaskoczeni, że naprawdę jest śmiesznie. Sam dobrze się bawiłem, gdy oglądałem "Wkręconych".
Od jak dawna znasz się z Piotrem Wereśniakiem?
- Pracujemy razem od lat. Zrobiliśmy już trzy filmy. Jeździliśmy wspólnie na festiwale filmowe, m.in. do Chin. Znamy się naprawdę dobrze. To pomaga w pracy. Piotr wykazuje dużą cierpliwość do mnie i moich pomysłów (śmiech). Przy okazji "Wkręconych" pracowałem też ponownie z producentem Tadeuszem Lampką, który zazwyczaj zamienia w złoto wszystko, czego się dotknie. Mam nadzieję, że nasza najnowsza produkcja także odniesie sukces.
Kogo grasz w tym filmie?
- Moja postać to "Franczesko", jeden z trzech bohaterów, którzy zostają wzięci za kogoś, kim nie są. A dokładniej - za niemieckich inwestorów.
W tym filmie udajesz, że znasz niemiecki. Jednak często zdarza ci się grać w obcym języku. Uczysz się go wówczas na potrzeby roli?
- Rzeczywiście grałem już w różnych językach. Lubię takie wyzwania. Grałem już m.in. po portugalsku, szwedzku czy nawet po japońsku. Myślę, że posiadłem umiejętność grania w obcych językach dzięki temu, że studiowałem w szkole aktorskiej w Londynie. Pobyt tam poszerzył moje językowe i zawodowe możliwości. W filmie "Wkręceni" udaję, że znam niemiecki. Prywatnie też nie umiem mówić w tym języku.
A co z włoskim? W tym języku grałeś nawet w teatrze...
- Tak i udowodniłem sobie wtedy, że można zagrać w teatrze w języku, którego się nie zna... Do dziś nie znam włoskiego perfekcyjnie, ale dogadać się potrafię. We Włoszech grałem wtedy w "Emigrantach" Sławomira Mrożka. Gdy przyjechałem na próby okazało się, że nauczyłem się nie swojej roli. Nie było już czasu, abym uczył się nowej, więc mój kolega Włoch musiał nauczyć się dialogów postaci, którą ja miałem zagrać. I w ten sposób sam obsadziłem się w roli, o której zawsze marzyłem (śmiech).
Angielski jednak znasz perfekcyjnie, gdzie się go nauczyłeś?
- Od mojej sąsiadki, Brytyjki, u której w dzieciństwie brałem lekcje. Rzadkość w komunistycznej Polsce.
Wiele scen do "Wkręconych" realizowano w Zamościu. Znałeś to miasto?
- Nie byłem wcześniej w Zamościu i cieszę się, że teraz pojawiła się taka okazja. To bardzo filmowe miasto. Nie na darmo nazywa się je Perłą Renesansu. Gdy postawi się kamerę na zamojskim rynku, od razu ma się gotową scenografię do wielu filmów. Mało mamy takich miast we włoskim stylu. Zamość jest jedyny w swoim rodzaju. Bardzo miło nas tam przyjęto. Do Zamościa pojechaliśmy też na prapremierę filmu. To spaniała forma promocji dla tego miasta.
"Wkręceni" już w kinach, a ty tymczasem rozpocząłeś zdjęcia do nowego serialu telewizji TVN "Sama Słodycz". Co to za projekt?
- Jestem po kilku dniach zdjęciowych. Serial, można powiedzieć, dopiero się rodzi... Jest to historia Fryderyka, faceta, który po wielu życiowych rozczarowaniach postanawia spędzić życie samotnie. Nie jest to jednak proste, ponieważ wszyscy chcą, aby się wreszcie z kimś związał.
- Pewnego dnia pojawia się jego dawno niewidziany, kilkuletni syn. W życiu Fryderyka wszystko się zmienia, musi odnaleźć się w całkiem nowej sytuacji i sprawdzić, jako ojciec. A syn nie jest, delikatnie mówiąc, aniołkiem. "Zestaw twórczy" w tym serialu jest bardzo podobny do tego, który odpowiadał za "Przepis na życie": scenariusz Agnieszka Pilaszewska, reżyseria Michał Rogalski, zdjęcia Paweł Flis.
- Być może widzowie będą się spodziewać po mnie podobnych komediowych wybryków, co w poprzednim serialu, jednak moja rola w "Samej Słodyczy" będzie zupełnie inna. Fryderyk to mruk, samotnik. Będę raczej starał się wzruszyć widzów, rozśmieszą ich z pewnością pozostałe, komediowe wątki naszego serialu.
Twoja nowa serialowa postać gra na saksofonie. Jak poradzisz sobie z tym zadaniem?
- Nie pierwszy raz gram Fryderyka i nie pierwszy raz mam tego typu wyzwanie (śmiech). Cenię w swoim zawodzie to, że mogę uczyć się tak wielu różnych rzeczy. Biorę lekcje gry na saksofonie, może kiedyś będę mógł wykonać jakiś utwór...
Czy broda, którą zapuściłeś, ma coś wspólnego z tym serialem?
- Niedostępny mruk kojarzy mi się jakoś z brodaczem...
W kinach "Wkręceni", serial "Sama Słodycz" w trakcie realizacji, a co dalej?
- Mam pewne plany, ale nie chcę zapeszać. Najbliższe miesiące będą wypełnione jednak przede wszystkim zdjęciami do "Samej Słodyczy". Z powodzeniem i satysfakcją poświęcam też swój czas restauracji. Wiele przyjemności sprawia mi witanie gości i doglądanie interesu. Jestem oczywiście restauratorem-amatorem, jednak mam zawodowych wspólników, więc o nic się nie martwię. Dzięki "Staremu Domowi" wiele się nauczyłem. Zainteresowałem się gotowaniem. Stołuję się tu prawie codziennie. Moi pracownicy przygotowują mi także specjalną sportową dietę, która pomaga mi w udziale w zawodach triathlonowych.
Czego trzeba ci życzyć na 2014 rok?
- Będę wdzięczny za zwykłe, lecz szczere życzenia - powodzenia. Przydałoby się także mniej zgiełku, o którym wspomniałaś. Życzę sobie też sukcesu "Wkręconych", bo to uczciwie zrobiony film. Mam też nadzieję, że "Sama Słodycz" spodoba się widzom. Poczekamy do wiosny i zobaczymy.
Rozmawiała: Dominika Gwit