"rodzinka.pl": Tomasz Karolak rozpieszcza swoje dzieci
Tomasz Karolak opowiada o swojej największej roli - roli ojca - w życiu, a nie w serialu. Aktor zdradza, jaką pasją zaraził swoją córkę Lenę, co czyta oraz dlaczego "nie usiedzi w miejscu".
Jest pan bardzo aktywny zawodowo - gra pan w serialach, występuje w reklamach, zarządza teatrem... Jak pan spędza czas po pracy?
- Tylko z dziećmi!
Proszę o tym opowiedzieć.
- Często sobie wyjeżdżamy i zwiedzamy. Moja córka Lena już bardzo interesuje się historią i pyta mnie co, skąd i dlaczego się wzięło. Oczywiście spędzamy też czas na rozrywkach takich typowo dziecięcych. Jeśli mam czas, to chcę te moje dzieciaki jak najbardziej dopieszczać.
A jeśli znajdzie pan chwilę tylko dla siebie?
- Są momenty, że mam te trzy dni wolnego, kiedy mogę być sam i wtedy zdecydowanie wyjeżdżam w góry. W tym roku nawet dwukrotnie udało mi się być w Tatrach - mimo że całe wakacje pracowałem. To były takie krótkie wypady. Okazało się, że są jeszcze szlaki, na których nie ma tłumów. Więc było bardzo fajnie, bo sobie odpocząłem. Lubię taki aktywny wypoczynek. Jestem człowiekiem aktywnym - i sportowo i zawodowo. Lubię się przemieszczać. Moja natura jest taka, że nie usiedzę w miejscu. Nie lubię bezczynności, nie mógłbym tylko leżeć i się opalać. Chociaż rozumiem, że dla niektórych, to też może być odstresowujące.
Lubi pan czytać?
- Uwielbiam!
Co pan czyta?
- Czytam właściwie tylko książki historyczne. Z beletrystyki to bardzo mało - powieściowa literatura jakoś mnie nie przekonuje, poza wyjątkami - znakomita "Morfina" na przykład. Obecnie czytam szereg książek historycznych.
Może pan coś polecić?
- Tym, którzy się choć trochę interesują historią, polecam książkę Jerzego Besali o małżeństwach i koligacjach małżeńskich polskich władców. Wyszły dwie serie: małżeństwa Piastów i Jagiellonów. To jest fantastyczna i pasjonująca lektura o żonach, zdradach i zazdrości polskich władców, o których oczywiście na co dzień nic nie wiemy - nie mamy o tym zielonego pojęcia. Jest to taka książka, która nie podważając osiągnięć naszych władców troszeczkę nam uświadamia, jakimi oni byli ludźmi - też szarganymi namiętnościami. Uważam, że to jest bardzo ciekawe. Interesuję się historią - to jest taka moja druga pasja. Jak patrzymy na to, co się dzieje za polską granicą, to jak się okazuje - z historii możemy się dużo nauczyć. My, niestety, ciągle o tym zapominamy.
Wspomniał pan, że lubi aktywny wypoczynek...
- Biegam i pływam. Staram się to robić regularnie. Często też biorę udział w triathlonach. Generalnie jestem człowiekiem aktywnym i tutaj nie mogę sobie nic zarzucić.
Musi pan mieć niezłą kondycję.
- Rzeczywiście, muszę przyznać, że mimo tych moich 43 lat, to kondycję mam na pewno lepszą, niż jak miałem lat 23 - tak mi się przynajmniej wydaje, albo tak się tylko pocieszam (śmiech).
Czy poza aktywnym dbaniem o formę, stosuje pan jakąś dietę?
- Na dietach jestem zwykle od wielu lat. Często żartobliwie mówię, że nic z tego nie wychodzi.
Na czy polegają te pana diety?
- Generalnie stanąłem po tej stronie ludzi, którzy jedzą świadomie. Eliminuję ze swojej codziennej diety produkty, które są konserwowane chemicznie. Zdecydowanie odrzuciłem pszenicę, która jak wiadomo nie jest czystą pszenicą. Niektórzy twierdzą, że od 50 lat w ogóle nie jedliśmy prawdziwej pszenicy. Staram się uważać na to, co jem. Pszenne pieczywo zastąpiłem ciemnym pieczywem żytnim. I oczywiście nie używam laktozy - nie piję żadnego mleka. Ewentualnie sojowe, które też jest trochę chemiczne, ale wchłania się lepiej niż takie zwierzęce - podobno. I rzeczywiście - zacząłem się czuć lepiej, a moja waga spada. Tyle, nic więcej - żadnych specjalnych rzeczy.
A lubi pan gotować?
- Lubię, ale nie mam na to zupełnie czasu, wiec mój repertuar kulinarny jest bardzo ograniczony.
Co pan ostatnio przygotował?
- Ostatnio zrobiłem sobie pesto - nawet mi wyszło. Tak instynktownie zmiksowałem w blenderze bazylię i orzeszki pinii. Zmieszałem to z oliwą i gotowe. Do tego ugotowałem makaron - oczywiście makaron ryżowy.
A jakie jest pana popisowe danie - jeśli spodziewa się pan na przykład gości?
- Nie mam takich swoich popisowych dań. Poza tym do mnie nikt nie przychodzi, bo ja po prostu nie mam czasu. Ale gdyby jednak tak się stało, to chyba zaserwowałbym sushi - kiedyś udało mi się zrobić całkiem dobre. Piotrek Bikont, który je jadł, napisał nawet o tym jedno zdanie na swoim blogu w Newsweeku, więc chyba rzeczywiście mi się udało (śmiech).
Rozmawiała: Paulina Persa (PAP Life)