"Rodzina zastępcza": Lekcja tolerancji
Ta ciepła opowieść gromadziła przed telewizorami miliony widzów. Wszyscy byli ciekawi, co przydarzy się Kwiatkowskim i ich przyjaciołom.
Niemal dokładnie dwadzieścia lat temu, 23 lutego 1999 roku, telewizja Polsat wyemitowała pierwszy odcinek tego serialu.
Produkcja opowiadająca o zwyczajnej, ale bardzo barwnej rodzinie Kwiatkowskich, szybko zyskała grono wiernych fanów.
Dlatego też powstało 6 serii "Rodziny zastępczej" (1999-2004), a potem jeszcze 12 "Rodziny zastępczej plus" (2004-2009).
Serial gromadził przed telewizorami każdorazowo po cztery miliony widzów i był jednym z najdłużej emitowanych rodzimych produkcji - w sumie pokazano aż 329 odcinków!
Być może niektórzy widzowie narzekali, że scenarzyści "Rodziny zastępczej" za mało komplikują życie swoich bohaterów.
To prawda, że rzadko w życiu rodziny Kwiatkowskich miały miejsce jakieś spektakularne wydarzenia.
Jeśli oczywiście nie liczyć tego, które właściwie rozpoczyna historię, czyli faktu zaadoptowania trójki wychowanków domu dziecka.
Ale to właśnie ta codzienność wielodzietnej rodziny, na którą składały się małe i większe problemy oraz radości, była tak fascynująca.
Być może śledzenie jej nie byłoby tak ciekawe, gdyby w role rodziców nie wcielili się Gabriela Kownacka i Piotr Fronczewski. Ta para wyśmienitych aktorów sprawiła, że postaci Anki i Jacka były prawdziwe i bezpretensjonalne.
Patrząc na nich, wierzyło się, iż nie zawsze wiedzą, jak powinni zareagować na postępowanie swoich dzieci, zarówno tych rodzonych, jak i adoptowanych, ale za każdym razem starają się przekazać im, co jest dobre, a co złe. I trzeba przyznać, że potrafili bez zbędnego moralizowania trafić i do pociech, i do widzów.
Świetnym pomysłem okazało się także zaangażowanie gwiazdy estrady, Maryli Rodowicz do roli ciotki Uli, siostry Anki.
Jej ciągłe utarczki ze szwagrem i próby wprowadzenia wojskowego drylu do domu Kwiatkowskich, nieodmiennie stanowiły okazję do wybuchów śmiechu. Zwykle z podobną reakcją spotykały się wizyty posterunkowego. Postać policjanta niezguły, którą stworzył Jarosław Boberek, na pewno przyczyniła się do wzrostu sympatii dla stróżów prawa, a scenarzystom dała szansę na kreowanie wielu komicznych sytuacji.
Podobnie jak małżeństwo Kossoniów, sąsiadów Kwiatkowskich. Jędrula, producent telewizyjny, w którego wcielił się Tomasz Dedek i jego żona, poetka Alutka, grana przez Joannę Trzepiecińską, stanowili doskonały kontrapunkt dla Kwiatkowskich.
Świetnie sprawdziła się także wprowadzona w trzeciej serii kuzynka Kwiatkowskich, Jadzia, czyli fantastyczne komediowe wcielenie Hanny Śleszyńskiej.
Wielu twórców seriali obyczajowych podkreśla, że bardzo im zależy na tym, by ich produkcje podejmowały problemy, o których aktualnie dyskutują Polacy. Tym, którzy powołali do życia "Rodzinę zastępczą", to bez wątpienia się udało.
Wprawdzie nikt w serialu nie prowadził długiej dyskusji na temat tolerancji, ale przyjęcie pod swój dach i pokochanie dwóch dziewczynek o innym kolorze skóry, znaczyło więcej niż tysiące słów.
Podobnie jak pełne zaangażowanie pozostałych członków rodziny w to, by Zosia (Misheel Jargalsaikhan) i Eliza (Aleksandra Szwed) nigdy nie poczuły się odrzucone. Ale przede wszystkim twórcom serialu udało się rozprawić z wieloma stereotypami dotyczącymi adopcji.
Pokazali, że nie jest to proste i łatwe, ale może dać satysfakcję i prawdziwe szczęście!
Po zakończeniu pracy w "Rodzinie zastępczej" Sergiusz Żymełka twierdził, że swojej przyszłości nie zwiąże z aktorstwem.
I rzeczywiście przed kamerą pojawiał się jedynie sporadycznie m.in. w serialu "Ojciec Mateusz". Teraz możemy oglądać go w roli dilera narkotyków w najnowszym filmie Patryka Vegi "Kobiety mafii 2".
Natomiast Aleksandra Szwed, czyli Eliza, gra od roku w serialu "Leśniczówka" rolę zaangażowanej ekolożki, a Monikę Mrozowską, która wcielała się w Majkę, niedługo zobaczymy w "Sprawiedliwych. Wydział Kryminalny".
hm