Mija 20 lat od śmierci Marcina Kołodyńskiego
W dniu śmierci miał zaledwie 21 lat, ale osiągnął więcej niż wielu jego rówieśników. Ponad połowę życia spędził na planach zdjęciowych. Był lubianym dziennikarzem oraz aktorem. Zginął tragicznie 1 lutego 2001 roku.
Marcin Kołodyński po raz pierwszy przed kamerą stanął w wieku 8 lat. Tak spodobał się reżyserowi, że dwa lata później zaproszono go na casting do roli prowadzącego program "5-10-15". Z popularnym programem był związany przez 10 lat. Później przyszła kolej na "Rower Błażeja" czy "Kolejka - lista przebojów". Charyzma i talent otworzyły mu drzwi do kariery. "Strasznie łapczywy na życie. Wszędzie było go pełno. Chciał wszystkiego spróbować, dotknąć" - tak opisywali go jego przyjaciele.
W 1995 roku zadebiutował w spektaklu telewizji "Chłopy z placu broni". Wystąpił jeszcze w kilku spektaklach m.in. w przedstawieniu "Usta Micka Jaggera". Kołodyński zagrał w nim u boku Jana Peszka oraz Mirosława Baki. Za tę rolę otrzymał nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
"Sztuka opowiada o szalonej relacji między trzema facetami i Marcin świetnie się w jej klimat wpasował. Zapowiadał się na świetnego aktora. Był bardzo kontaktowy i sympatyczny, po prostu świetny chłopak. Każdy facet chciałby mieć takiego syna. Sam mam dwóch, ale czułem wtedy, że on mógłby być trzecim" - wspominał młodego aktora Baka. Marcin Kołodyński zagrał niewielkie role w "Sarze" i "Ajlawiu", a później przyjaciela "Laski" w "Chłopaki nie płaczą". Na małym ekranie pojawił się w kilkunastu serialach, m.in. "Na dobre i na złe" czy "M jak miłość". W "Rodzinie zastępczej", gdzie wcielał się w Darka Kwiecińskiego, chłopaka Majki Kwiatkowskiej.
Jego świetnie zapowiadającą się karierę przerwała nagła śmierć. Jego ogromną pasją był snowboarding. W sezonie zawsze chętnie oddawał się szaleństwu na stoku. Zimą 2001 roku po zakończeniu zdjęć na planie programu "Tenbit", pojechał w Tatry pojechał testować sprzęt razem z kolegą z telewizji Wojtkiem Błaszczukiem. Wieczorem 1 lutego doszło do tragedii na stoku.
Aktor szusując po słabo oświetlonym stoku, nie zauważył ratraka i wjechał wprost pod niego. Obrażenia były tak rozległe, że zmarł na miejscu. Informację o śmierci aktora przekazał Błaszczuk. Dla niego los również nie był łaskawy. Rok później sam stracił życie w wypadku samochodowym. Po niespodziewanej śmierci Marcina Kołodyńskiego nie tylko jego rodzina, ale również przyjaciele i fani pogrążyli się w żałobie.
"Zadzwonił do mnie późnym wieczorem, mówiąc, że Marcin nie żyje i prosząc o numer telefonu jego rodziców... Powiedziałem mu, że to głupi żart i odłożyłem słuchawkę. Gdy zadzwonił ponownie, zrozumiałem, że z żartem nie miało to nic wspólnego" - mówił w rozmowie z Onetem przyjaciel aktora, Łukasz Rosiński.
Kołodyński miał przed sobą całe życie. Od zawsze była bardzo ambitny. Znajomi wspominali go jako człowieka pogodnego, pełnego energii i zawsze chętnego do działania. "Nie potrafię przypomnieć sobie nawet jednej sytuacji, w której zrobiłby komuś przykrość czy się z kimś pokłócił.
Zawsze przyciągał innych, skupiał na sobie uwagę, każdy chciał z nim przebywać. Przed jego śmiercią mieliśmy mnóstwo wspólnych planów, szykowaliśmy na przykład własny program" - mówiła po jego śmierci dziennikarka Anna Karna. Podobnie jak Marcin związana była z programem "Rower Błażeja". Poznali się jednak znacznie wcześniej - byli sąsiadami na warszawskiej Woli.
W 2001 roku TVP nakręciła film biograficzny o Kołodyńskim zatytułowany "Jak orzeł". Ustanowiono również nagrodę jego imienia dla młodych artystów "5, 10 i dalej". Laureatami nagrody byli: Maciej Stuhr, Jakub Woźniak, Tomasz Bagiński, Marcin Cecko, Jan Mela oraz Karol Radziszewski.