"Rodzina Soprano": Ludzka twarz gangstera
Nakręcony w 1972 roku „Ojciec chrzestny” z Marlonem Brando szybko stał się kultowym filmem i na wiele lat ugruntował w świadomości widzów obraz twardego i męskiego mafijnego bossa. Dopiero Davidowi Chase’owi udało się przekonać świat, że prawdziwy gangster może borykać się z problemami codziennego życia i wyglądać jak... sklepikarz.
Gdy Chase zaczął kręcić pierwszy odcinek, nie miał pojęcia, czy zostanie zaakceptowany przez kierownictwo stacji i wyemitowany na antenie. Asekuracyjne zapewniał, że w razie czego może nagrać jeszcze trochę materiału i stworzyć pełnometrażowy film.
Pilot "Rodziny..." powstał już w 1997 roku i musiał czekać aż półtora roku na emisję. Dlatego w drugim odcinku Tony jest zdecydowanie grubszy niż w pilocie i mówi w inny sposób - przez ten czas brał lekcje u Douga Honorofa, który pomógł mu wypracować akcent charakterystyczny dla mieszkańców New Jersey.
Tworząc postać Tony’ego, David Chase wzorował się na Vincencie Palermo, bossie rodziny De- Cavalcante z Palermo. Przemycił do serialu również wątki ze swojego życia - matka reżysera, podobnie jak Livia Soprano, cierpiała na paranoję, przez co Chase dostał depresji i miewał ataki paniki. W końcu wziął udział w psychoterapii, tak jak stworzony przez niego serialowy boss. Reżyser nie ukrywał swoich inspiracji klasycznymi gangsterskimi filmami - trylogią "Ojca chrzestnego" czy "Chłopcami z ferajny".
W obsadzie "Rodziny Soprano" znalazło się aż 27 aktorów, którzy w 1990 roku zagrali w filmie Scorsese. Co ciekawe, Chase miał na początku kilku kandydatów do roli Tony’ego. Był wśród nich jeden z "chłopców z ferajny", czyli Ray Liotta, a także David Proval i Michael Rispoli, którzy ostatecznie zagrali w serialu należących do konkurencyjnego gangu braci April - Jackiego i Richiego.
Gandolfini uważał, że najlepiej przedstawi złożoność osobowości Tony’ego, stając się nim. Dlatego nawet pomiędzy ujęciami zachowywał się cholerycznie, ciskając przedmiotami i wykrzykując przekleństwa. Upodobał sobie również biały szlafrok, który jako Soprano zakładał, wkraczając w domowe pielesze. Nawet gdy ubranie było już bardzo zniszczone, James upierał się, by nosić je pomiędzy ujęciami. W jednym z wywiadów zdradził też sekret, dzięki któremu udawało mu się wywoływać u siebie ciągłe rozdrażnienie.
Pomagał mu w tym ... kamień, który wkładał do jednego z butów. Nadmierne utożsamianie się z graną postacią miało również negatywne skutki. Gandolfini popadł w depresję, którą próbował zagłuszyć narkotykami i jedzeniem. Jego była żona opowiadała, że podczas kłótni zachowywał się jak serialowy Tony.
Z natury nieśmiałemu Jamesowi trudno było poradzić sobie z nagłą popularnością. Jego koledzy z planu łatwo mogli wtopić się w tłum, natomiast mierzący 190 cm aktor był notorycznie zaczepiany przez fanów, którzy zwracali się do niego "Tony".
W pewnym momencie Gandolfini zaczął w trakcie nagrań znikać na kilka dni, nie informując o tym nikogo z planu. Podczas jednego z takich "urlopów" pojawiła się nawet plotka o jego śmierci. Po powrocie James zawsze starał się wynagradzać kolegom niedogodności związane z jego nieobecnością i obsypywał ich prezentami, np. sprowadzał na plan masażystów albo kucharza przygotowującego dla wszystkich sushi.
Dzięki temu aktorzy przepadali za nim. Edie Falco, czyli serialowa żona Tony’ego opowiadała, że gdy widziała go w inscenizacji sztuki "Bóg mordu", gdzie grał męża innej aktorki, czuła się nieswojo i myslała, że powinna jakoś zareagować. Również Gandolfini wyznał, że zakochał się w Carmeli, granej przez Edie.
Po emisji ostatniego odcinka, który zakończył się niespodziewanie zaciemnionym ekranem, miliony widzów zaczęły zastanawiać się, czy główny bohater serialu zginął? Część fanów "Rodziny..." zaczęła snuć teorie, że zaciemnienie ekranu miało sugerować, że Tony został postrzelony w głowę i dlatego przestał widzieć.
Na poparcie swej tezy analizowali finałową scenę ujecie po ujęciu i odwoływali się do wcześniejszych odcinków. Inni uważali, że skoro nie pokazano momentu śmierci Tony’ego, to do niej nie doszło. Do tablicy został wywołany oczywiście David Chase, twórca serialu. Odżegnywał się on jednak od ukrytych znaczeń, które miał rzekomo przemycić w ostatnim odcinku. Podejrzewał, że widzowie tak bardzo chcieliby, żeby Tony umarł, ponieważ uważają, iż powinien odpokutować za zło, które wyrządził.
Nawet wśród prawdziwych gangsterów można było znaleźć fanów "Rodziny Soprano". Jeden z agentów FBI zdradził producentowi Terencowi Winterowi, że groźni mafiosi w każdy poniedziałek żywo dyskutowali o odcinkach serialu, które obejrzeli poprzedniego wieczoru. Policjanci dowiadywali się tego z taśm z podsłuchów.
W czym tkwił fenomen popularności "Rodziny Soprano"? Na pewno przyczyniło się do tego bardzo realistyczne i brutalne ukazanie funkcjonowanie przestępczego świata, pozbawione finezji i malowniczości. Z drugiej strony postać Tony’ego świetnie wpisała się w dyskusję o kryzysie męskości - pozornie twardy boss, który po godzinach zwierza się psychoterapeutce ze swoich fobii i traumatycznego dzieciństwa był postacią, z którą mogło utożsamiać się wielu widzów.
akw