Sto procent zaufania
Aktor Teatru Narodowego. W chwilach wolnych chętnie biega lub... pisze muzykę. A grany przez niego w "Ranczu" wikary Maciej? - Bardzo chce pomagać ludziom, ale nie do końca wie, jak - mówi Mateusz Rusin.
Pojawił się Pan w serialu "Ranczo" w poprzednim sezonie. Łatwo zaaklimatyzował się Pan na planie?
- Zetknięcie się z ludźmi, którzy pracują ze sobą od lat, a tym samym posługują się swoim specyficznym kodem, było na początku dość trudne. Na szczęście, wszyscy na planie byli bardzo otwarci i serdeczni, dzięki czemu wszelkie bariery szybko zniknęły. Kiedy cały dzień przebywa się razem i kręcona jest ósma wspólna scena, to zdarzają się momenty, że ciężko się pozbierać. I wówczas zazwyczaj wybuchamy śmiechem.
Przygotowując się do roli księdza, korzystał Pan z pomocy konsultanta?
- Przede wszystkim zaufałem reżyserowi Wojtkowi Adamczykowi - na sto procent! W trakcie zdjęć towarzyszył nam również ksiądz, który służył radą i cennymi wskazówkami. Dla mnie to była zupełna nowość, ale dzięki temu czułem się pewniej i bezpieczniej. O wszystko mogłem zapytać i skonsultować z nim.
Postać księdza Macieja jest Panu bliska?
- Młody wikary przychodzi z innego świata niż sympatyczni mieszkańcy Wilkowyj - to świat książek i filozoficznych rozważań. Trafia do obcej, nieznanej mu rzeczywistości, i to takiej, która go nie rozpieszcza. Powoli jednak zaczyna wychodzić do ludzi. Próbuje mówić ich językiem, co oczywiście nie zawsze mu się udaje. Dla mnie, jako aktora, to zderzenie z serialową "rzeczywistością" było na pewno niezwykle ciekawe.
Praca w serialu "Ranczo" nie jest jednak Pańskim jedynym zajęciem.
- To prawda. Mam swój zespół muzyczny, piszę teksty i w niedalekiej przyszłości chcemy nagrać płytę. Jestem też na etacie w Teatrze Narodowym, gram w kilku spektaklach. Występuję również w Studiu Teatralnym Koło w "Burzy" Szekspira w reżyserii Igora Gorzkowskiego. To są bardzo inspirujące spotkania! Jestem na początku drogi, ale nie chciałbym wybierać między teatrem a muzyką. Dla mnie te dwie sprawy łączą się, wzajemnie się uzupełniają. I wciąż czekam na swój pierwszy film fabularny. To marzenie, ale mam nadzieję, że wszystko jeszcze przede mną.
A jak odreagowuje Pan po ciężkim dniu pracy?
- Dużo biegam. Głównie w Parku Skaryszewskim na warszawskiej Pradze, bo tam obecnie mieszkam. W planach mam zakup roweru. A relaksuję się pisząc teksty. Często też po spektaklach wracam do mieszkania i chwytam za gitarę. To mnie najbardziej uspokaja.
Rozmawiał ARTUR KRASICKI