Ranczo
Ocena
serialu
9,9
Super
Ocen: 76584
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Ranczo": Serialowe Wilkowyje istnieją naprawdę!

Dla fana serialu nie ma większego szczęścia niż możliwość przebywania na planie filmowym - uważa współautorka książki "Ranczo. Kulisy serialu wszech czasów" Eżbieta Piotrowska. Z zawodu - dziennikarka radiowa, prywatnie na zabój zakochana w filmowych Wilkowyjach.

Zanim spytam o książkę "Ranczo. Kulisy serialu wszech czasów", której jesteś współautorką, musimy koniecznie wyjaśnić, kim są "ranczersi"?

Ela Piotrowska: - Jak mówi filmowy Pietrek, czyli aktor Piotr Pręgowski, "ranczersi" to psychofani, a nawet turbo-psychofani, którzy o serialu wiedzą wszystko. Niektórzy z nich odwiedzili plan nawet po kilkadziesiąt razy. Ja byłam tylko czterokrotnie. I jeździłam tam zupełnie prywatnie, nie, jako dziennikarka radiowa, co mi się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Tylko za pierwszym razem, gdy pojechałam do dworku Lucy, po prostu nie wytrzymałam, wyjęłam sprzęt i nagrałam rozmowy z reżyserem, producentem, aktorami. Potem jeździłam na plan już tylko dla przyjemności.

Wizyta na planie jest taką atrakcją? Za pierwszym razem, gdy ktoś nie zna filmowej kuchni, to rozumiem. Ale jeździć ciągle w to samo miejsce?

Reklama

- Dla każdego fana możliwość bycia tam, gdzie jest kręcony jego ukochany serial, to wielkie szczęście. Tym bardziej, że filmowe Wilkowyje istnieją naprawdę - kościół, plebania, sklep Więcławskiej, szkoła, przystanek autobusowy - to są prawdziwe Wilkowyje, chociaż tak naprawdę miasteczko nazywa się Jeruzal. Ale człowiek chodzi po nim - i jest w środku serialu. Zresztą byłam na wielu planach filmowych, przeważnie to faktycznie "flaki z olejem", a w Wilkowyjach zawsze były emocje, ekpia bardzo przyjaźnie traktowała "ranczersów". A oni odwdzięczali się lojalnością - nigdy z planu nie wyciekły poufne informacje, dotyczące serialowych wątków. Dodam tylko, że znam już zakończenie dziesiątej serii - jest zaskakujące - ale nikomu go nie zdradziłam i nie zdradzę przed emisją w telewizji.

Czy odnajdziemy te emocje w książce?

- Książkę napisałyśmy wspólnie z pracującą przy serialu specjalistką ds. kontaktów z mediami Martą Lipecką - ona wie wszystko o tej produkcji, pisze więc, jak film powstawał. Za emocje jestem odpowiedzialna ja - pisałam z punktu widzenia fanki totalnie zakochanej w Ranczu. A więc jeśli ktoś szuka w książce skandali to od razu mówię, że ich tam nie ma. Jest za to mnóstwo ciekawostek, rozmów z aktorami i ekipą.

Dowiemy się z niej czegoś o miejscu, gdzie powstał serial?

- Jest cały rozdział o Jeruzalu pod tytułem "Nic się nie zmienia od na d... siedzenia" - to powiedzenie serialowego Pietrka. Ale ta miejscowość naprawdę zmieniała się razem z filmem. Przez ponad 10 lat stał się on częścią życia mieszkańców, którzy statystowali na planie i kibicowali tej produkcji. W Jeruzalu jest szlak filmowy, wszystkie lokacje są oznaczone - ławeczka przed sklepem, sam sklep, a w nim na półce - słynny Mamrot. Przyjeżdżają turyści, robią sobie zdjęcia; dzięki serialowi Jeruzal stał się sławny.

Podobno "ranczersom" udało się dwukrotnie zapobiec zakończeniu serialu?

- Po pierwszej serii Ranczo miało się skończyć, ale "ranczersi" pisali listy protestacyjne do telewizji, zebrali mnóstwo podpisów i dopięli swego. Później - w finale czwartego sezonu - bywalcy ławeczki przed sklepem Więcławskiej machają do widzów na pożegnanie... Tym razem telewizja chciała kontynuować serię, ale twórcy Rancza mieli ochotę ją zakończyć. I znowu do akcji włączyli się "ranczersi" - jak widać skutecznie, bo ostatecznie powstało 130 odcinków i dziesięć serii!

Silna grupa nacisku...

- Najwierniejsi fani Rancza mają swój fanpage na Facebooku, internetowe forum, wydają gazetkę, mają własną encyklopedię, czyli "ranczopedię". To ludzie pozytywnie zakręceni na punkcie tego serialu, którzy na planie przyjmowani są na specjalnych prawach. Potrafią przyjechać do Jeruzala z odległych zakątków Polski, by kilka godzin spędzić z ulubionymi aktorami, przywieźć im prezenty. Ja sama upiekłam kiedyś brownie i zawiozłam ekipie - to była dla mnie wielka frajda!

Kto dostaje najwięcej prezentów?

- Najwięcej ma ich szeryf, czyli reżyser Rancza Wojciech Adamczyk. Dostał piękny, skórzany kapelusz, pistolet, karafkę z dedykacją, bombkę z namalowanym dworkiem Lucy, którą wręczyliśmy mu przy okazji kręcenia finału ostatniej serii. Największym szczęściem "ranczersa" jest nie tylko statystowanie w filmie, ale także posiadanie zdjęcia z każdym grającym w filmie aktorem. Nie zliczę, ile ich mam, ale i tak odpadam w tej konkurencji, bo najwytrwalsi fani chwalą się kolekcjami liczącymi kilka tysięcy fotografii. A już największą gratką jest zdjęcie z Franciszkiem Pieczką oraz Martą Lipińską.

Serial niedługo się skończy i co dalej z "ranczersami"?

- Będziemy oglądać powtórki! Ja już teraz dosłownie mieszkam w Wilkowyjach, codziennie w domu coś tam sobie robię, czytam, a Ranczo przez cały czas w tle leci...


Rozmawiała Agnieszka Grzelak-Michałowska


swiatseriali/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy