"Ranczo": Przez Olę wójt i Czerepach wylądują w szpitalu!
Trudno się w niej nie zakochać. Jest taka sympatyczna i... normalna. A przy tym ten rozbrajający uśmiech! Czy jednak Ola, którą Lidia Sadowa gra w nowym sezonie "Rancza", to też chodzący aniołek? - Nie ma skrupułów, ale można ją polubić - mówi aktorka. en serial to pewnie dla Pani wielka przygoda?
W nowych odcinkach "Rancza" wciela się pani w bezkompromisową dziennikarkę. Na czym ta bezkompromisowość, przebojowość polega?
- Moja Ola to typowy twór dzisiejszych czasów. Jest zdeterminowana, nastawiona na sukces. Nie ma skrupułów i przez długi czas kieruje się zasadą: cel uświęca środki. Potrafi udawać kogoś, kim nie jest, bywa przy tym bardzo wiarygodna. Byle tylko zdobyć to, co chce. Ale, z drugiej strony, należy też do dziewczyn, które można polubić. Można cenić ją za upór, spryt i pracowitość. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Tylko uczciwość w działaniu nie jest jej mocną stroną.
Czy przygotowując się do roli Oli zwracała Pani szczególnie na coś uwagę?
- Należę do osób, które lubią obserwować. Kiedy dostałam propozycję roli w "Ranczu", zaczęłam przyglądać się dziennikarkom telewizyjnym. Chciałam wiedzieć, jak mówią, w jaki sposób zachowują się na wizji, a w jaki, kiedy nie stoją przed kamerą. Szukałam inspiracji.
Udało się?
- Tak, znalazłam je. A na planie słuchałam już tylko reżysera i kolegów, którzy od lat są związani z "Ranczem" i wiedzą, co dla tego serialu jest najlepsze.
Jaki ma pani stosunek do dziennikarzy? Darzy ich pani zaufaniem?
- W zawodzie dziennikarza podstawą są rzetelność i etyka, ale kiedy czasami patrzę na doniesienia mediów, widzę, że różnie z tym bywa. Dziennikarzy lubię, bo właściwie nikt z tego grona żadnej krzywdy mi nie zrobił. Nie daję powodów, przynajmniej na razie, do tego, żeby plotkowano o mnie, moim mężu i życiu prywatnym. Jestem szczęściarą (śmiech).
Jak duży wpływ na mieszkańców Wilkowyj będzie miała pani bohaterka? Jak bardzo "namiesza" w nowej serii?
- Najbardziej dostanie się od niej wójtowi i Czerepachowi. Mogę tylko zdradzić, że przez Olę obaj wylądują... w szpitalu! Tak więc przed widzami duże emocje.
Czy w trakcie zdjęć zdarzyły się jakieś zabawne sytuacje? A może wpadka?
- Przy tak zabawnym scenariuszu naprawdę trudno zachować powagę. Bywało, że nie wytrzymywaliśmy i w trakcie ujęcia zaczynaliśmy się śmiać, co oczywiście nie cieszyło reżysera. A mnie łatwo "zgotować". Wojtek (Wojciech Adamczyk reżyser "Rancza" - przyp. red.) przepraszam!
Gdyby miała pani porównać Justynę z "Barw szczęścia" i Olę z "Rancza" - która rola jest dla Pani ciekawsza?
- To dwie różne kobiety. Justyna jest zamknięta, zrównoważona i delikatna. Ola ma więcej kolorów, zmienia się w zależności od sytuacji. Taką poznamy ją w pierwszych odcinkach "Rancza". W "Barwach szczęścia" natomiast Justynę czeka spotkanie z kuzynem Borysem, który zostanie ojcem chrzestnym jej dziecka, a przy tym sporo namiesza w jej rodzinie... Okaże się, że nie jest on tak idealny, jak się na początku wydaje.
Zagrała pani w wielu serialach. Czy którąś rolę darzy pani szczególnym sentymentem?
- Z tą wielością bym nie przesadzała. Ale tam, gdzie zagrałam, zawsze trafiałam na fajną postać i doskonałą ekipę. To już dwie rzeczy, które decydują o tym, czy serial będziesz darzyć sentymentem, czy nie. "Barwy szczęścia" i "Ranczo" to produkcje, które są na antenie dziś. Miło wspominam też pracę przy "Głębokiej wodzie", mimo że pojawiłam się tylko w jednym odcinku, bo mogłam tam pracować z Kasią Adamik i Olgą Chajdas, które cenię. Poza tym to był bardzo mocny materiał dla mnie jako aktorki. Dzięki "Szpilkom na Giewoncie" poznałam natomiast Zakopane, a wstając rano nie czułam się jak w pracy, tylko na wakacjach, bo za oknem były góry.
Teatr czy film? Co jest pani bliższe?
- W poprzednim sezonie w warszawskim Teatrze Polskim zagrałam 20 premier, w tym już ponad 30. Ostatnia to "Wesele" w reż. Krzysztofa Jasińskiego i "Pożar w burdelu". Scena to dla mnie coś niesamowitego. Miałam ostatnio poważną kontuzję kolana. Obserwowałam kolegów z widowni i... zazdrościłam im. Coś ciągnie mnie do tego, żeby stać po drugiej stronie rampy. Mam za sobą doświadczenia filmowe, w tym jedną główną rolę w "Trzech minutach..." Macieja Ślesickiego, udział w produkcjach bardziej niszowych, ale ciągle czuję niedosyt. Proszę więc zadać mi to pytanie za pięćdziesiąt lat.
A pani najlepszy sposób na relaks? Aktywny? Bierny?
- Nie wiem co to relaks. Jeśli nie teatr, to telewizja, film albo dubbing. Jestem ciągle w ruchu. Sport jest dla mnie sposobem na stres. Na wakacjach wybieram słodkie lenistwo.
Rozm. ARTUR KRASICKI