"Ranczo": Jestem dziś innym Kawalcem niż w czasach "Randki w ciemno"!
W pamięci wielu telewidzów Jacek Kawalec wciąż pozostaje jako gospodarz legendarnej "Randki w ciemno". Fani seriali uwielbiają go za rolę Tomasza Witebskiego w kultowym "Ranczu". Świetnie sprawdził się w polsatowskim show "Twoja twarz brzmi znajomo". Do tego jeszcze wyprodukował multimedialne widowisko "Niezapomniany Joe Cocker - śpiewa Jacek Kawalec". Co u niego słychać?
Lata mijają, a pan wciąż się ludziom kojarzy z "Randką w ciemno" jako pierwszy gospodarz tego programu...
- Chyba już coraz mniej. To była jedna z moich aktorskich w pewnym sensie ról, którą wspominam z sentymentem, najsolidniej chyba zapamiętana przez szeroką widownię. Mimo że kiedy prowadziłem program, byłem jednocześnie aktorem Teatru Polskiego w Warszawie, grając w rozmaitym repertuarze, od Szekspira, Słowackiego i Fredrę po Gombrowicza.
- Dziś nie mam stałego etatu w teatrze - jestem wolnym strzelcem. Angażuję się do różnych przedsięwzięć głównie teatralnych, choć nie tylko. Grywam gościnnie w całej Polsce i poza nią. Bardzo lubię grać monodram "Ta cisza, to ja..." o mocno pijącym artyście, który z popularnej gwiazdy stał się bezdomnym. Wielu widzów kojarzy mnie ostatnio z "Ranczem". Choć nie gram w tym serialu pierwszych skrzypiec, to rola sympatycznego nauczyciela - literata też stała się na swój sposób moim znakiem rozpoznawczym. Jestem dziś zupełnie kimś innym niż wówczas, gdy w latach 90-tych kojarzyłem pary w "Randce w ciemno" - innym człowiekiem, innym aktorem, innym Kawalcem (uśmiech)!
Kawalcem, który ostatnio... przeobraża się w Joe Cockera. Temu artyście poświęcił pan swój najnowszy projekt, który będzie prezentowany w całej Polsce. Został pan więc producentem muzycznym?
- W tym przypadku tak, koncert - widowisko "Niezapomniany Joe Cocker - śpiewa Jacek Kawalec" to multimedialna opowieść o życiu i twórczości tego artysty, zmarłego w grudniu 2014 roku, wyprodukowana właśnie przeze mnie. Warto wspomnieć, że Cocker był mistrzem coveru, nie pisał swoich utworów, nie grał na żadnym instrumencie, ale jego wykonania podbiły świat, słuchały ich pokolenia. W naszym show śpiewam je ja, z towarzyszeniem doborowej grupy znanych i uznanych muzyków, wspólnie zdecydowaliśmy się pozostawić aranż możliwie najbliższy oryginału. Mam nadzieję, że spodoba się to tym, którzy kochali Cockera za to, jakim był artystą.
Utwór Joe Cockera śpiewał pan już - naśladując go nie tylko głosem, ale też charakteryzacją (zgodnie z założeniem) w widowisku "Twoja twarz brzmi znajomo". Spodobało się panu?
- Pewnie, że tak! Piosenka "You Are So Beautiful", którą tam śpiewałem, nie pokazuje jednak typowego stylu Cockera. W jego muzyce pobrzmiewają głównie mocne, rockowe dźwięki i to one dominować będą teraz na naszych koncertach. Osobą zespalającą program "Twoja twarz brzmi znajomo" z obecnym projektem jest Julia Chmielnik, wówczas moja trenerka wokalna, obecnie członek naszego zespołu - gra na klawiszach i śpiewa w chórkach. Towarzyszy jej Edyta Strzycka, podobnie jak Julka dyrygent dyplomowany i młodziutka, 22-letnia Dominika Sitarczuk, która, wzorem koleżanek, świetnie śpiewa, doskonale wygląda i dodatkowo dogrywa na saksofonie. Prywatnie Dominika jest dziewczyną Krzysia Kurzepy, naszego znakomitego gitarzysty, na basie gra Artur Daniewski - "Blondas", wypożyczony (za zgodą Beaty Kozidrak) z zespołu Bajm, mamy też w składzie doświadczonego perkusistę, Krzysia Patockiego, na saksofonie zaś gra Robert Chojnacki - a to już marka sama w sobie! Nomen omen z Robertem łączy się anegdota związana niegdyś z trasą koncertową Cockera po Polsce. Pewnego dnia dostał telefon z prośbą o ... wypożyczenie saksofonu. Zdumiony i lekko zaniepokojony (bo instrumentu się raczej nie udostępnia innym) pyta komu, po co? Okazało się, że Joe Cocker doleciał na czas, ale bagaże nie, a koncert musi się odbyć. Robert ma do dziś na pamiątkę tego zdarzenia zdjęcia z Cockerem i kartkę z pisemnym podziękowaniem mistrza. Dziwnym kołem historii dziś ten sam saksofon gra znowu w utworach z repertuaru Cockera, ale tym razem z Kawalcem na wokalu.
Gdzie i kiedy będzie można państwa oglądać?
- Koncert przedpremierowy gramy już niebawem, 8 czerwca, w Mińsku Mazowieckim, natomiast zasadnicza premiera odbędzie się 16 lipca w Kraśniku Lubelskim, w ramach festiwalu KRAŚNIK BLUES MEETING. Nasz występ rejestrowany będzie przez 9 kamer, nagranie to posłuży jako materiał promocyjny do przyszłej trasy koncertowej, której przebieg właśnie opracowujemy. Ale trzech piosenek za naszego koncertu można posłuchać już dziś na YouTube.
W przygotowaniu jest też ogromne przedsięwzięcie musicalowe o życiu naszego papieża, Jana Pawła II, w którym przypadło panu w udziale granie tej postaci. Skąd taki zaszczyt?
- Nie mnie pytać, taka była decyzja twórców, a konkretnie Michała Kaczmarczyka, kierownika artystycznego, autora i pomysłodawcę tego przedstawienia. Muzykę napisał Filip Siejka, a całość składać się będzie z ogromnej liczby songów, przeplatanych warstwą dialogową. Na scenie wystąpi ponad 100 wykonawców, w tym trzech w tytułowej roli - dwóch młodszych przede mną, uosabiających czas dzieciństwa i dojrzewania i ja, jako dorosły już Karol Wojtyła - kapłan, potem biskup, na końcu Papież. Myślę, że wybór padł na mnie z powodu moich licznych i chyba dobrze znanych wycieczek w kierunku muzyki popularnej, acz dość ambitnej (ponad 20 lat temu nagrałem płytę rockową z sonetami Szekspira, prezentowaną zresztą do dziś), sporego już jednak doświadczenia aktorsko-wokalnego, odpowiedniego wieku i być może podobieństwa fizycznego. Możliwe też, że jestem postrzegany jako w miarę spokojny, jak na specyfikę środowiska artystycznego, człowiek. Miło jest wiedzieć, że ktoś dobrze o mnie myśli.
Zdecydowanie! Zwłaszcza że pozytywnych przykładów nigdy dość. Czuje pan tremę przed tym wyzwaniem, jakim niewątpliwie jest granie Polaka wszech czasów?
- Ogromną! Zresztą ja zawsze mam tremę, ale staram się wykorzystywać ją jako siłę nośną do swych działań. Młodzi ludzie czasem pytają mnie, jak to robić, wówczas mówię im, że trema dla aktora to jak wiatr dla żeglarza. Jeśli źle do niego ustawimy żagle, może nam wywrócić łódkę, ale jeśli wiatru się nie boimy i wiemy jak korzystać z jego siły, to płyniemy tam, dokąd chcemy.
Zawodowo - pływa pan, jak widać, daleko. A prywatnie? Czy spełniają się pańskie plany, dążenia? Co pochłania pana poza pracą?
- W tym momencie - przeprowadzka. Z uwagi na maturę Kajtka, naszego syna, postanowiliśmy z żoną opuścić na rok urocze, podmiejskie siedlisko i przenieść się wraz z nim do Warszawy, gdzie chodzi do liceum. W ten sposób odpadną czasochłonne dojazdy. Odzwyczaiłem się już od życia w mieście, ale cóż? Czego nie robi się dla dobra dzieci? Nasza córka zaś, Kalina, to już całkiem dorosła kobieta, ale ona też wymaga troski, wsparcia i zaplecza, którym zawsze i wszędzie staramy się dla niej być - tak było, jest i pozostanie na zawsze. Jednym słowem norma, zwyczajne, rodzinne życie, co kocham i cenię sobie ponad wszystko.