Ranczo
Ocena
serialu
9,9
Super
Ocen: 76602
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Ranczo" bez Lodzi?! Przecież wszyscy ją kochają...

Nawet z małej roli potrafi zrobić prawdziwą perłę. Widzowie kochają jej serialowe wcielenia, a ona mówi: – Może nie robię wielkiej kariery, ale jestem aktorką z powołania!

Wie pani, co ludzie najczęściej piszą o pani w internecie?

- Nie, bo korzystam z niego tylko czasami, gdy muszę coś sprawdzić.

To powiem. W komentarzach o pani roli w "Ranczu" najczęściej można przeczytać: "Pani Lodziu, kocham panią!". Co pani na to?

- Jestem szczęśliwa! (śmiech) Czasem na ulicy ktoś wyznaje mi miłość. Rzuca się na mnie z otwartymi ramionami i okrzykiem: "Uwielbiam panią!"

Lodzia Paciorek miała pojawić się w "Ranczu" tylko na chwilę.

- Kiedy przeczytałam opis tej postaci, pomyślałam, że napisano ją specjalnie dla mnie. Po prostu mnie zatkało! Miałam mieć tylko dwie sceny, ale potem okazało się, że będzie więcej Lodzi.

Reklama

Co o tym zdecydowało? Świetnie napisana rola, czy też może w Lodzi rozpoznała pani siebie?

- Jedno i drugie! W Lodzi jest dużo mojej wrażliwości, taki spóźniony zapał w ocenianiu sytuacji, zachwyt nad każdym mężczyzną, naiwność. To wszystko jest moje.

Jest pani specjalistką od ról drugoplanowych. Tak jest teraz w "Barwach szczęścia" i było w "Czasie honoru", gdzie zagrała pani siostrę Józefę...

- Może nie robię jakiejś wielkiej kariery, ale jestem aktorką z powołania. Dlatego bardzo dużo myślę o tym, co jest do zagrania nawet w najmniejszej roli. A siostrę Józefę to tak w ogóle dostałam od świętego Józefa.

Jak to?!

- Byłam długo bez pracy i ktoś mi poradził "Módl się do świętego Józefa, on daje pracę". No to się modliłam, ale bez efektu. W końcu, w którąś marcową sobotę było św. Józefa i wtedy zagniewana powiedziałam: "No i co, kurczę? Ciągle jestem bez pracy!". I w poniedziałek dostaję telefon, czy bym nie chciała zagrać siostry Róży w serialu wojennym. Mówię: pewnie, ale gdy zobaczyłam opis postaci, pomyślałam, że to pomyłka, bo Róża w opisie miała 25 lat. Ale pod spodem czytam: siostra Józefa - 50 lat. No, Jezus, Maryja, pomyślałam...

Czy jakiś inny święty też pani czasami pomagał?

- No, święty Antoni to non stop, bo ciągle wszystko gubię. Kiedyś schowałam ważne dokumenty i za nic nie mogłam ich znaleźć! Pobiegłam do kościoła Św. Krzyża i tam błagałam Antoniego o pomoc. I nagle spłynęła
na mnie myśl: a zaglądałaś do szuflady ze sztućcami? Okazało się, że dokumenty tam były!

Kiedy pani poczuła, że jest aktorką z powołania?

- Już jako dziecko. Pochodzę z licznej rodziny - czterech braci i pięć sióstr. Gdy mama zostawiała mnie z trójką młodszego rodzeństwa, to robiłam jednoosobowy teatrzyk. A gdy jako siedmiolatka zobaczyłam, że dzieci
grają w przedstawieniu, to dosłownie dostałam palpitacji serca. Najbardziej kocham teatr i mozół pracy nad rolą. Ale po "Ranczu" odważam się, by grać też w filmach.

Jest pani odważna?

- Nie wiem... Nie umiem podejmować decyzji. Jestem odważna, gdy trzeba zawalczyć o kogoś, ale jak o siebie, to gorzej. Jednak trudne chwile nauczyły mnie, że zawsze można na kogoś liczyć i że nie ma sytuacji bez wyjścia.

Rozm. Katarzyna Ziemnicka

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy