Ranczo
Ocena
serialu
9,9
Super
Ocen: 76123
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Na wsi jest inne życie

Z lenistwa wolę grać wójta, bo łatwiej mi się w niego wcielić. Natomiast nad księdzem jest więcej pracy. Musiałem poważnie pomyśleć, jak zbudować tę postać - mówi aktor teatralny i filmowy Cezary Żak.

Lubi Pan wiejskie klimaty?

Lubię, bo pochodzę z małego miasteczka. Dzieciństwo spędziłem na wsi u mojego stryjostwa. Byłem tam praktycznie każdego lata, także w czasie żniw. Znam to środowisko. To nie jest dla mnie coś obcego. Dlatego nie musiałem specjalnie obserwować jak się żyje na wsi.

To czemu mieszka pan w mieście?

Z racji zawodu. Ale kto wie? Może na starość wyląduje na wsi? To zupełnie inne życie.

W "Ranczo" gra Pan aż dwie postacie. Którą z nich lubi Pan bardziej?

Z lenistwa wolę grać wójta, bo łatwiej mi się w niego wcielić. Natomiast nad księdzem jest więcej pracy. Musiałem poważnie pomyśleć, jak zbudować tę postać.

Reklama

Jak Pan "budował" księdza?

Ksiądz jest zlepkiem moich obserwacji, osób duchownych z różnych kościołów, z różnych miast.

Spodziewał się Pan, że "Ranczo" znajdzie się na dużym ekranie?

Zawsze jest obawa jak ludzie przyjmą dany projekt. Ale po emisji pierwszych odcinkach wiedzieliśmy już, że chyba trafiliśmy w gusta widzów i zapotrzebowanie społeczne. Gdy dowiedziałem się, że legenda polskiej komedii Sylwester Chęciński nas pochwalił, to utwierdziliśmy się w przekonaniu, że warto było grać.

Jak ludzie reagują?

Nie stałem się nagle popularny dzięki "Ranczo", bo byłem znany już po "Miodowych latach". Ludzie docenili kolejne postacie. Po emisji "Twierdzy szyfrów" dostaję mnóstwo maili i listów z aprobatą tego co robię.

Co ludzie piszą?

Że potrafię grać zupełnie inne role i nie jestem w nich taki sam.

Ale wielu ludzi nadal kojarzy Pana z motorniczym Karolem Krawczykiem?

To prawda. Największym moim zwycięstwem jest to, że wszyscy wiedzą jak się nazywam prywatnie. Ludzie nie wołają do mnie "Karol". Bardzo się z tego cieszę.

No dobrze, ale zagra pan w nowych odcinkach "Miodowych lat"?

Oj, nie! To już nigdy nie wróci. Inaczej wyglądam. Aktor, który tam grał, to jakiś hipopotam!

A gdyby Panu zaproponowano powrót?

Myślę, że do tego nie wrócimy. Jeżeli już, to można rozważyć nakręcenie filmu fabularnego. Zupełnie osobnego filmu tak jak "Ranczo". Ale naprawdę inaczej wyglądam. Strach pomyśleć, co to by było!

Oprócz "Rancza" i "Twierdzy szyfrów" możemy gdzieś Pana zobaczyć?

Od grudnia na ekrany Polsatu wchodzi "Halo Hans". Później czeka mnie jeszcze ostatnia, czwarta seria "Rancza". Już teraz wiem ,że cały 2008 rok będę miał zajęty.

Ale chyba czasami Pan też odpoczywa!

Jeżeli się tak zdarza, to wsiadamy z żoną w samolot i lecimy gdzieś do Europy.

Na długo?

Nie. Na pięć, sześć dni. Możemy wtedy odetchnąć, pochodzić po knajpach, napić się wina i odpoczywać.

Gdzie polecicie w najbliższym czasie?

Jest już taki wstępny plan, że w lutym polecimy do Rzymu.

Nie przeszkadza Panu to, że żona też jest aktorką?

To nie ma takiego wielkiego znaczenia. Nie gramy ze sobą zbyt często, a w teatrze w ogóle. Czasami spotykamy się na planie "Rancza". Traktujemy się dobrze, wykonujemy swoje zadania i tyle.

A lubi Pan grać z Katarzyną Żak?

Tego nie mogę powiedzieć. Dlaczego? Bo mam niewyparzony język. Czasami zdarza mi się udzielać jej jakiś rad, a ona niezbyt dobrze to znosi. Dlatego nie grywamy ze sobą zbyt często.

Jakiej rady mógłby Pan udzielić debiutantom?

Radzę, by niczego nie udawali. Nie trzeba udawać przez komisją, czy na castingu. Ludzie którzy oceniają młodych ludzi, szukają wśród nich świeżości i oryginalności. Gdy widzą, że ktoś próbuje się kreować i udaje kogoś kim nie jest, to od razu jest odrzucany.

A wykształcenie? Warto iść na studia aktorskie?

Oczywiście należy zdawać do szkoły, bo daje ona podstawy tego zawodu.

Rozmawiał Tomasz Piekarski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy