Ranczo
Ocena
serialu
9,9
Super
Ocen: 76600
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Na ekranie nie poznaje mnie własna mama

Miliony telewidzów oglądają serial "Ranczo" i kochają Solejukową, którą po mistrzowsku gra Katarzyna Żak. Prywatnie aktorka nigdy nie związałaby się z pantoflarzem, bo owszem, szyją w związku może być, ale głową? Nigdy!

Urodziła się w Toruniu. Jest zodiakalną Wagą. Studiowała aktorstwo we Wrocławiu. Tam też poznała swego przyszłego męża, Cezarego Żaka. Mają dwie córki, Olę i Zuzię. Dla Katarzyny Żak najważniejsza jest rodzina, ale największą pasją - praca. Zagrała m.in. w serialach: "Klan", "Całkiem nowe lata miodowe", "I kto tu rządzi?" oraz "Ranczo". Można ją też zobaczyć na deskach stołecznych teatrów Rampa i Komedia. W wolnym czasie lubi oglądać dobre filmy, właściwie wszystkie oprócz westernów i science-fiction, a także ćwiczyć jogę. Marzy o dużej roli filmowej.

Reklama

Widać, że w tę swoją Solejukową wkłada pani całe serce i duszę...

- A jakże by inaczej? Ja na tę rolę czekałam całe życie! Solejukowa to dar od losu. Pozwoliła mi pokazać, że jestem aktorką charakterystyczną, nie tylko amantką, jak dotąd mnie postrzegano. No i dowiodła, że mam do siebie sporo dystansu.

Wcielając się w rolę tej wiejskiej kobiety, zmienia się pani nie do poznania!

- Faktycznie, początkowo nawet moja rodzona mama się nie zorientowała, że Solejukowa to ja! Dopiero głos mnie zdradził i wielu bliskich tylko po nim mnie rozszyfrowało.

To kwestia charakteryzacji?

- Też. Trzeba przyznać, że zajmuje ona dużo czasu i jest odwrotnością tego, co zwykle robi każda kobieta przed wyjściem. Stanowi kompletny antymakijaż! Domalowują mi zmarszczki na twarzy popękane naczynka, bruzdy, sine doły po oczami. Pudrem tłumi się czerwień warg, w jaką mnie, szczęśliwie, szczodrze wyposażyła natura, domalowuje się brwi w miejscach, w których normalnie je wyskubuję. Na początku Kasia Wilk, nasza charakteryzatorka, wpadła też na pomysł, by poczerniać mi zęby, ale na to się nie zgodziłam, bo kto wie, czy nie miałabym potem kłopotów. Zresztą dałoby to już chyba efekt komiczny, a przecież nie w tym rzecz.

Jak ma się do tych wszystkich zabiegów pani kobieca próżność? Przecież na co dzień jest pani prawdziwą elegantką!

- Dziękuję. No cóż, jako aktorka wiem, że to konieczne dla uwiarygodnienia postaci. Zresztą nie tylko poprzez wygląd. Solejukowa mówi z właściwą sobie melodyką, porusza się specyficznie. - A właściwie czemu ona tak ciągle biega, nie chodzi normalnie? - zastanawiał się kiedyś reżyser serialu, Wojciech Adamczyk. Odpowiedziałam bez namysłu: - Bo nie ma czasu na chodzenie. Czy wiesz, co to jest gromada dzieci do obrobienia, w domu bez wody bieżącej, bez pralki, bez gazu?

A pani wie?

- Wiem. Moja babcia, u której, jako dziecko, co roku spędzałam wakacje, miała właśnie taki stary dom ze studnią, kuchnią na węgiel i w tych warunkach wychowała szóstkę dzieci. Nawiasem mówiąc wszystkie się wykształciły i poszły w świat, ale babci nawyk szybkiego dreptania pozostał.

Dzieci Solejuków też garną się do nauki, a przy tej okazji objawiają się niepospolite talenty językowe ich matki, o które trudno było ją wcześniej podejrzewać...

- Wydaje mi się, że twórcy wyszli tutaj z takiego klucza, że skoro dzieci są zdolne, to muszą to po kimś mieć. A że z pewnością nie po Solejuku (Sylwester Maciejewski), moim serialowym mężu, który, jak wiemy, rozumem nie grzeszy, to padło na mnie. I tak oto moja bohaterka, z ledwo co piśmiennej kobieciny, przeobraziła się w lokalną poliglotkę, ostatnio nawet tłumaczkę, odkąd w Wilkowyjach pojawili się Włosi. Niebawem zostanie nawet nauczycielką Witebskiego (Jacek Kawalec), który zakochał się w pięknej Francesce (Anna Iberszer). Pomoże im się dogadać.

Sama zna pani języki, którymi mówi Solejukowa?

- Angielski znam, niemieckiego uczy mnie na potrzeby tej roli mąż mojej przyjaciółki, Austriak, a do włoskiego mam specjalną lektorkę. Swoją drogą, zaintrygowana akcentem, z jakim powtarzam kwestie z naszych lekcji, ale już na użytek Solejukowej, obejrzała jeden odcinek "Rancza" i...odtąd jest jego wierną fanką!

Mówi się o powstaniu kolejnego, szóstego już sezonu serialu. Jak potoczą się losy Solejukowej?

- Nie mam pojęcia, bo scenarzyści to tacy zbóje, że nic nie chcą powiedzieć (śmiech)! W każdym razie myślę, że Solejukowa może nas jeszcze nieźle zaskoczyć. W końcu na naszych oczach przeszła niewiarygodną metamorfozę - od zahukanej, biednej kobieciny, po prężną bizneswoman, której pierogi podbijają świat. Poskromiła męża alkoholika, wybudowała nowy dom, wydała własną książkę. Najpiękniejsze w tej roli jest to, że daje nadzieję na poprawę najmarniejszego nawet losu. Pozwala też uwierzyć w talenty drzemiące w każdym człowieku i w to, że zawsze jest pora, żeby je odkryć.

Niebawem wystąpi pani też w nowym serialu.

- Tak, jego tytuł brzmi "Siła wyższa". To kolejna historia, która wyszła spod pióra twórców "Rancza", a ja gram w niej zakonnicę, siostrę Bazylię.

Czyli znowu rola... "antymakijażowa"?

- Tak się złożyło. To oczywiste, że do habitu pasuje wyłącznie twarz saute. Tak sobie myślę, że dobrze, że czasem wpadam "Na Wspólną", gdzie mogę się wymalować do woli... (śmiech)!

No właśnie - dawno pani tam nie było. Co się dzieje z uroczą Haliną Dębkową?

- Wysłano ją do Indii, a szkoda. Z tego, co wiem, postać ta budziła sympatię widzów.

Ale na brak pracy pani nie narzeka?

- Bynajmniej! Poza serialami ciągle gram w teatrze, w zeszłym roku miałam dwie premiery. Na scenie warszawskiego teatru Roma powstał spektakl muzyczny pt. "Zdobyć, utrzymać, porzucić", z kolei w Teatrze Kamienica wystąpiłam ze swoim monodramem, zatytułowanym "Czterdziestka w opałach", a teraz jeżdżę z tym spektaklem po całej Polsce.

- Ostatnio do tych podróży dołączyła "Dziwna para". Co ciekawe, w tej sztuce wstępuje aż piątka "ranczersów" - Viola Arlak, Wojtek Wysocki i ja, a w głównych rolach duet Artur Barciś i Cezary Żak, mój mąż.

Mąż w domu, mąż w pracy... Nie za wiele tego dobrego naraz?

- Rzeczywiście, oboje jesteśmy zdania, że wspólna praca zawodowa nie służy naszemu związkowi. Na szczęście, nie jest tego znów tak wiele. Poza wspomnianym przedstawieniem właściwie nie występujemy już nigdzie razem. Co prawda, jesteśmy oboje w obsadzie "Rancza", ale tak naprawę niewiele nas w nim łączy, bo Solejukowa nie pasuje przecież ani do wójta, ani do księdza.

Czy nie pozostaje pani w cieniu męża? Prawie nikt nawet nie zna pani nazwiska panieńskiego...

- Wyszłam za mąż wcześnie, w czasie studiów i od razu zmieniłam nazwisko. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego, że kiedyś będzie ono tak popularne w tym kraju (śmiech)!

Ponoć poderwała pani męża "na szalik". Prawda to?

- Coś w tym jest! Wzorem prababek, które upuszczały rękawiczki, ja użyłam właśnie szalika, jako pretekstu do rozmowy w cztery oczy, bo Czarek tak się jakoś ociągał z deklaracjami... Jak widać poskutkowało.

Czyli od początku pani była szyją, która kręci głową. Bo z pewnością mąż myśli, że to on rządzi...

- Oj i myśli, i rządzi! Jest stuprocentowym zodiakalnym Lwem i nie może być inaczej. Ja mogę sobie tylko porządzić swoimi serialowymi mężami, bo tak się jakoś składa, że i Solejukowa w "Ranczu", i Dębkowa w "Na Wspólnej" to kobiety, które zdecydowanie zdominowały swoich partnerów. U mnie taka sytuacja jest nie do pomyślenia. I całe szczęście, bo nie wyobrażam sobie życia z pantoflarzem!

W zeszłym roku obchodziliście 25-lecie ślubu. Czy były specjalne uroczystości?

- Niestety, w natłoku zajęć nie było czasu, by godnie tę datę uczcić. Obiecaliśmy sobie, że nadrobimy to w 50-lecie - jak Bóg da doczekać...

Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Żak | Ranczo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy