Fascynacje Artura Barcisia
W lipcu br. rozpoczną się zdjęcia do nowej serii "Rancza". Zanim to jednak nastąpi, Artur Barciś, czyli serialowy Czerepach zdecydował się na udział w "Tańcu z Gwiazdami". Poza tym występuje w kilku warszawskich teatrach i prowadzi własną stronę internetową.
- Podczas konferencji "Tańca z Gwiazdami" przeżył pan prawdziwe oblężenie ze strony mediów. Czy ten cały szum nie zmęczył pana?
- W porównaniu do tego, w czym uczestniczę codziennie - czyli kilka godzin treningów, próby w teatrze, a wieczorami spektakle - takie zamieszanie to dla mnie relaks (śmiech).
- Ponoć sporo czasu zajęło namówienie pana do udziału w show?
- To prawda, że wielokrotnie odmawiałem, ale powód był zawsze niezmienny - musiałbym zrezygnować ze zbyt wielu ważnych dla mnie rzeczy. Jeżeli mam do wyboru ciekawą rolę w filmie czy serialu i udział w show - zdecydowanie stawiam na to, co bliższe memu sercu i zawodowi, czyli na aktorstwo.
Tak się natomiast obecnie złożyło, że dysponuję nieco wolniejszym czasem. Absorbują mnie w tej chwili wyłącznie próby do nowej sztuki w Teatrze Ateneum, ponadto występuję na deskach teatrów Ateneum, Capitol i Polonia. Zdjęcia do nowej serii "Rancza" zaczynam w połowie lipca. Jak na razie, z powodzeniem udaje mi się wcisnąć treningi pomiędzy pracę zawodową.
- Wiedział pan, na co się pisze, biorąc udział w show?
- Tak, dlatego tyle trwało namawianie mnie do pojawienia się na parkiecie "TzG". W programie wystąpiła cała masa moich przyjaciół i dobrych znajomych - Krzysiek Tyniec, Bartek Kasprzykowski czy Hania Śleszyńska. Równolegle do tanecznych zmagań spotykałem ich na próbach lub w spektaklach.
- Jak wspomina pan swój pierwszy trening ?
- To było straszne (śmiech). Na duchu podtrzymało mnie jedynie cudowne uczucie, jakiego doznałem, gdy zobaczyłem moją partnerkę. Kobiety rozpoznaję natychmiast po oczach. W oczach Pauliny Biernat zobaczyłem radość, prawdziwy urok, a zaraz potem profesjonalizm i cierpliwość, która jest konieczna, aby takiego starego dziada jak ja nauczyć tańczyć (uśmiech).
- Przy jakim typie nauczyciela lepiej przyswaja pan nową wiedzę - łagodnym czy ostrym?
- Na pewno przy osobie, która jest pośrodku. Nie zdarzyło się jeszcze, aby Paulina na mnie nakrzyczała. Jednak jeżeli chce coś osiągnąć, nie popuszcza. A ja się na to godzę. Stary lis ze mnie, więc wiem, że nic łatwo nie przychodzi. Jeśli mam zamiar pokazać co nieco i się jeszcze przy tym dobrze bawić, muszę się dobrze przygotować. Podobnie jest zresztą z aktorstwem. Jeśli człowiek nie nauczy się tekstu na pamięć, nie zagra.
- Trudno świetnie się bawić, gdy bolą naciągnięte mięśnie…
- Zgadza się, ale wiedziałem, że będę musiał ponieść także konsekwencje mojej decyzji.
- Skoro ma pan teraz luźniejszy okres w pracy, dlaczego nie wykorzystał pan tego czasu na odpoczynek lub rozwijanie nowych pasji?
- Ja nie jestem z tych, co leżą do góry brzuchem. Co do pasji - obecnie taniec stał się moją fascynacją, której poświęcam się całkowicie. Od zawsze lubiłem tańczyć. Oczywiście ten rodzaj tańca, którego się obecnie uczę, to zupełnie inna para kaloszy. Na szczęście mam poczucie rytmu. Każdy dobrze wykonany krok sprawia mi olbrzymią frajdę.
- Czy ćwiczy pan w domu z żoną?
- Nie. Najczęściej gdy wracam do domu, przewracam się ze zmęczenia na łóżko i zasypiam. Ewentualnie zaglądam na stronę internetową, prowadzoną przeze mnie od wielu lat. Śledzą ją ci, którzy trzymają za mnie kciuki i czekają na kolejne relacje.
- Co ciekawe, proszę mi wierzyć, mam wrażenie, że kibicują mi wszyscy - nie tylko rodzina i przyjaciele, lecz także obcy ludzie na ulicy czy w sklepie! Zaczepiają mnie i życzą powodzenia. Uważam to za niesamowicie miłe dowody sympatii.
- Co w tańcu sprawia panu największą trudność?
- Na pewno te ruchy, które dla nas - chciałoby się powiedzieć - normalnych ludzi (śmiech), przynajmniej na początku nie wydają się naturalne. Zaliczyłbym tutaj ramę, przerost kolan czy postawę wyprostowaną, jakby połknęło się kij od szczotki. Ale jeżeli w końcu człowiek się tego nauczy, to w połączeniu z partnerką taniec nabiera przepięknego kształtu i sensu.