"Przyjaciółki": Optymista i realista jednocześnie
Pierwszą dużą rolę Krzysztof Wieszczek zagrał w „Szpilkach na Giewoncie”, potem zdobył Kryształową Kulę w „Tańcu z gwiazdami”, a teraz walczy o serce Ingi w serialu „Przyjaciółki”. Nie próżnuje!
Czy w finale "Przyjaciółek" dojdzie do poważnych deklaracji ze strony Pana bohatera? Robert oświadczy się Indze (Małgorzata Socha)?
- Tego zdradzić nie mogę. Powiem tylko, że Robertowi bardzo zależy na Indze. Jest to pierwszy związek w jego życiu, który traktuje naprawdę poważnie. Mam wrażenie, że do tej pory był niedojrzałym facetem. Może teraz to się zmieni?
Czy znalazł Pan na planie tego serialu przyjaciół?
- Przyjaciół zdobywa się latami, ale na pewno mogę powiedzieć, że pracowałem w doborowym towarzystwie, w świetnej atmosferze. A z paroma osobami znam się już od lat i zmieniły się one tylko na lepsze. (śmiech)
Szykuje się Pan już do kolejnego sezonu?
- Jeśli będziemy go robić, to jestem gotowy. (śmiech)
Tymczasem przygotowuje się Pan do udziału w triathlonie! Jak przebiegają treningi? W czym czuje się Pan najlepiej: w pływaniu, w jeździe na rowerze, a może w bieganiu?
- Tak, wpadłem w tę pułapkę i powoli się uzależniam. (śmiech) Mówię tak, bo treningi pochłaniają kilkanaście godzin tygodniowo i naprawdę trzeba się nieźle "gimnastykować", żeby kalendarz to wytrzymał. Na razie najwięcej pracy mam na basenie, a najwięcej przyjemności podczas biegania. Bo jak się biega, to bolą tylko nogi.
Urodził się Pan w niedzielę - mówi się, że to najlepszy dzień, bo przynosi szczęście - podobno tego dnia tygodnia urodził się też Szekspir. Przywiązuje Pan wagę do takich przesądów?
- Nie, chyba nie wierzę, że jakieś konkretne rzeczy - królicza łapka, czterolistna koniczyna czy fakt narodzin w niedzielę - mogą przynieść szczęście. Pytanie: czy Szekspir był szczęśliwy? Bo jego wielkość jako artysty na pewno nie jest wynikiem szczęścia, tylko pracy i talentu.
W najbliższy czwartek przekonamy się, czy finał "Przyjaciółek" zakończy się dla Pana bohatera szczęśliwie. A czy prywatnie wierzy Pan w happy end? Szklanka do połowy jest pusta czy pełna?
- Jestem optymistą i realistą jednocześnie. Jeśli więc w szklance jest woda do połowy, to powiem, że jest do połowy pełna. Ale jeśli w szklance jest tylko kilka kropel, to nie będę wmawiał sobie, że to całkiem sporo, a za chwilę pewnie zacznie padać deszcz.