"Przyjaciółki": Krzysztof Wieszczek złapał wiatr w żagle
Po serialu "Szpilki na Giewoncie" Krzysztof Wieszczek na jakiś czas zniknął ze szklanego ekranu. Powrócił w wielkim stylu, wygrywając "Taniec z gwiazdami" i zdobywając sympatię publiczności. Wygrana nie dała mu spocząć na laurach, dołączył właśnie do obsady serialu "Przyjaciółki".
Już od pierwszego odcinka będzie można zobaczyć pana w serialu "Przyjaciółki". Zdradzi pan jakieś szczegóły?
- Gram maklera giełdowego, który z pozoru jest takim klasycznym białym kołnierzykiem, nudnym, szablonowym facetem, ale podczas spotkań z Ingą okazuje się, że bywa zaskakujący i nietuzinkowy. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale liczę na to, że widzom spodoba się ta postać.
Z Małgosią Sochą, serialową Ingą, spotykacie się nie po raz pierwszy. Jak Wam się razem pracuje?
- Bardzo dobrze! Małgosia jest nie tylko zdolną, profesjonalną aktorką, ale też dobrą koleżanką. Świetnie nam się pracuje i dobrze się bawimy, zarówno na planie, jak i podczas przerw między ujęciami. Nie wiem tylko, czy wypada tak kogoś chwalić (śmiech).
Podobno reżyser serialu Grzegorz Kuczeriszka jest dość kontrowersyjną osobą.
- Grzegorz? Kontrowersyjny? On po prostu w niepowtarzalny sposób widzi świat. Mnie jego styl bycia i poczucie humoru odpowiada. Powiedzmy, że lubię być w pracy zaskakiwany.
Dlaczego w ogóle zdecydował się pan na studia aktorskie?
- W liceum bawiłem się w teatr amatorski i czułem się w tym jak ryba w wodzie. Pragnąłem robić coś ciekawego, pociągała mnie różnorodność i uznałem, że chcę dać sobie szansę. Nie chciałem później żałować, że nie spróbowałem. Zdawałem zarówno do Warszawy, jak i do Krakowa. W Warszawie usłyszałem, że absolutnie się nie nadaję na aktora, a w Krakowie uznali, że wpisuję się w ich koncepcję i zostałem przyjęty.
Zastanawiam się, jak pana rodzice zareagowali na ten pomysł?
- Załamali ręce i modlili się, żeby mi przeszło. Chcieli, żebym miał konkretny zawód, stabilną pensję i szacunek społeczny. Widzieli mnie na studiach prawniczych, ale z czasem zaakceptowali mój wybór.
Z jednej strony mówi się, że aktorzy są egocentryczni, z drugiej jednak ten zawód wymaga dużej pokory. Jak to pogodzić?
- Ten zawód pełen jest przeciwieństw. Trzeba wierzyć w siebie, ta pewność bardzo pomaga. Ale bez pokory trudno jest znosić rozczarowania i niespełnione szanse czy obietnice. Sam niejednokrotnie tego doświadczałem. Brak akceptacji dla aktora, zwłaszcza na początku, bywa bolesny. Albo to przyjmiesz i będziesz robić swoje, albo wypadasz z rynku pracy. Dlatego nie robię wielkich planów na przyszłość i staram się żyć tym, co dzieje się tu i teraz. To ułatwia życie.
Ola Siudowska