"Przyjaciółki": Bez zgrzytów
Pierwszą przygodę z aktorstwem przeżyła w rodzinnej Zielonej Górze, gdy była 12-letnią dziewczynką. Teraz to nie tylko jej zawód, ale i pasja, którą dzieli z działalnością charytatywną.
Aktorstwo to przypadek czy świadoma decyzja?
- Połknęłam bakcyla już w wieku dwunastu lat, kiedy do mojej klasy zaproszono elegancką panią, aktorkę gorzowskiego teatru, która założyła w moim rodzinnym mieście, czyli Zielonej Górze, Małą Akademię Teatralną. Szukała do niej chętnych, a ja pomyślałam: czemu nie? Poszłam na wstępne przesłuchanie i... dostałam się. Było nas kilkanaście osób, wystawialiśmy spektakle dla szkół, również w innych miastach. Jakiś czas później wygrałam casting do "Dziadów" w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim.
- Zagrałam ducha zmarłej dziewczynki. Właśnie wtedy po raz pierwszy wystąpiłam z zawodowymi aktorami i pokochałam zapach sceny.
Są role, w których szczególnie dobrze się czujesz?
- Tak naprawdę każda niesie ze sobą coś interesującego, wartościowego i tylko od aktora zależy, w jaki sposób do niej podejdzie, jaką nada jej barwę.
Teraz masz okazję zaprezentować się jako atrakcyjna doktorantka fizyki kwantowej...
- Cieszę się, że dołączyłam do obsady "Przyjaciółek", ponieważ byłam wielką fanką tego serialu! Moja postać to nie tylko pani naukowiec, ale również nowa partnerka Jerzego (Mariusz Bonaszewski - red.). Agata jest silną, pewną siebie elegancką kobietą.
Jak przebiegała praca na planie?
- Oczywiście żadnych zgrzytów i napięć nie było, choć na początku nieco obawiałam się, czy odnajdę się w tak zgranej od lat ekipie. Wszyscy jednak przyjęli mnie bardzo ciepło, a ja szybko przekonałam się, że praca z nimi to czysta przyjemność! Nie zabrakło też zabawnych momentów.
Na przykład?
- W jednej ze scen Agata siedzi z Jerzym na sofie i rozmawia z Ingą (Małgorzata Socha - red.). Ujęcie kończy się w ten sposób, że wstajemy, żegnamy się i wychodzimy. Niestety, to "wstawanie" z sofy okazało się nie lada wyzwaniem, gdyż była ona tak miękka i zapadająca się, że nie mogliśmy się z niej wydostać. Wyglądało to naprawdę komicznie i było przy tym sporo śmiechu.
Aktorstwo z powodzeniem łączysz z działalnością charytatywną.
- To prawda. Współpracuję z działającą na rzecz pokoju organizacją "Service Civil International", która wysyła wolontariuszy w różne zakątki świata. Moim pierwszym krajem, do którego trafiłam, były Indie. Później wybrałam się do Wietnamu, gdzie opiekowałam się dziećmi w sierocińcach. To dla mnie bardzo ważne, że mogę coś zrobić dla innych, a uśmiech maluchów jest bezcenny!
Rozm. ARTUR KRASICKI