Przyjaciółki
Ocena
serialu
8,3
Bardzo dobry
Ocen: 7564
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Przyjaciółki": Anita Sokołowska po 11 latach żegna się z Zuzą! "Długie pożegnanie"

Po 11 latach Anita Sokołowska żegna się z "Przyjaciółkami" i rolą Zuzy. "Moje pożegnanie trwało dosyć długo, bo od momentu podjęcia decyzji i poinformowania producenta, minęły już prawie dwa lata, więc to jest długie rozstanie i powiem szczerze, że nigdy nie przypuszczałam, iż cały proces pożegnania się z produkcją i moją postacią Zuzy będzie tak emocjonujący. Odchodząc widzę ile przyjaźni i dobrych relacji nawiązałam z ekipą" - mówi Interii aktorka.

Katarzyna Ulman, Interia: Właśnie wróciła pani z urlopu. Patrząc na relacje na Instagramie, był to bardzo udany wypoczynek. 

Anita Sokołowska: Bardzo udany. Nabyłam nową umiejętność sportową - uczyłam się pływać na  windsurfingu. Ten sport totalnie wciągnął, do tego stopnia, że układam już swoje plany zawodowe, by móc  zimą pływać w ciepłym morzu albo oceanie i dalej szkolić te umiejętności. Bardzo się z tego cieszę, bo u nas zima jest długa i jak się już zacznie to..., a wiadomo, że sporty wodne są zależne od typu wiatru, a u nas bardzo chimerycznie wieje i tych dni, kiedy można z przyjemnością windsurfing uprawiać, nawet dla mnie, początkującej osoby, nie ma tak wiele.  Rozumiem też, dlaczego ludzie uciekają do cieplejszych miejsc - takich jak Egipt, Wyspy Kanaryjskie czy Australia, gdzie pływać właściwie można na okrągło, w słońcu i w lazurze. Ja uczyłam się pływać na Zalewie Wrzosowskim. Uwielbiam nowe doświadczenia, kiedy mogę się  z czymś zmagać i przekraczać siebie, odkrywać nowe przestrzenie.

Reklama

Pani przygoda z serialem "Przyjaciółki" trwała ponad dziesięć lat. Jakie to uczucie po tak długim czasie pożegnać Zuzę?

- Tak właściwie  po jedenastu latach, ponieważ to moje pożegnanie trwało dosyć długo, bo od momentu podjęcia decyzji i poinformowania producenta, minęły już prawie dwa lata, więc to jest długie rozstanie i powiem szczerze, że nigdy nie przypuszczałam, iż cały proces pożegnania się z produkcją i moją postacią Zuzy będzie tak emocjonujący. Odchodząc widzę ile przyjaźni i dobrych relacji nawiązałam z ekipą. Widzę też, jak ekipa przeżywała to moje odejście. Nie myślałam, że dla tylu osób ja sama jestem ważna i tyle znaczę; że to moje odejście z serialu też jest emocjonalne dla innych osób. W dniu, w którym kręciłam sceny, kiedy moja postać umiera, cała ekipa przyszła ubrana na czarno. Przychodzili do pokoju, podczas tych scen i płakali - i to nie tylko dziewczyny były wzruszone, ale też mężczyźni. Ciepłe słowa, wsparcie i zrozumienie mojej decyzji dostałam nie tylko od strony żeńskiej w ekipie, ale też od strony męskiej, co było bardzo wzruszające.

- Tych chwil pożegnań miałam kilka - pierwsze nastąpiło w sezonie serialu, kiedy podjęłam decyzje o odejściu i ekipa została o tym poinformowana, i mieliśmy bankiet kończący serię, dostałam wtedy wspaniały prezent od produkcji - portret, który jest złożony z kilku tysięcy moich malutkich zdjęć z serialu. Myślę, że to jakieś 1,5 m na 1,5 m, więc dość duży. Podarowano mi również taki wspaniały album fotograficzny Sebastiao Salgado, który poprzez fotografie rejestrował dramaty ludzi zapomnianych przez świat , ponieważ producent wie, że sprawy  tego świata nie są mi obce i docenia moje zaangażowanie społeczne. Każdy z ekipy napisał w nim dla mnie parę słów. Otrzymałam też piękny prezent od moich dziewczyn z garderoby i make-upu grawerowany zegarek na pamiątkę z cudownym przesłaniem. Małgosia Socha w geście pożegnania zorganizowała wyjście na koncert "Babiego lata" całej żeńskiej ekipy, gdzie prywatnie mogłyśmy ze sobą pobyć, pogadać, pośpiewać,, bardzo dużo to dla mnie znaczy i jestem za to wdzięczna.

Co najbardziej zapamięta pani z tej jedenastoletniej pracy na planie? Jakieś anegdoty, które może pani przytoczyć?

- Tych anegdot przez lata nagromadziło się sporo, ale wszystkie są raczej związane z jakąś bardzo śmieszną sytuacją, która wydarzyła się na planie. Do głowy przychodzą mi dwie takie najzabawniejsze. Jedna, jak kręciłyśmy z Joasią Liszowską. Scena była nagrywana przed premierą w teatrze, musiałyśmy wstać o czwartej rano, obie byłyśmy po prostu nieprzytomne, a grać trzeba. W tej scenie nasze postaci kłóciły się i moja Zuza energicznie wychodziła z domu Patrycji. Otwierając drzwi, po prostu w tym amoku, o tak wczesnej porze, po którymś już dublu, nie chwyciłam klamki dłonią. Oczywiście, jakby ciało już poszło do przodu, więc z impetem walnęłam głową w drzwi. Wiadomo, aktor gra, dopóki nie padnie klaps, więc jak już wyszłam, to po prostu opadłam na ziemię i zaczęłam się strasznie śmiać. Asia, która została w środku,  też totalnie się z tego śmiała i oczywiście, to całe zdarzenie zostało uwiecznione i natychmiast zgrane na komórki.

A druga?

- Mam jeszcze taką miłą, śmieszną anegdotkę jak przed domem Anki [Magdalena Stużyńska - przyp. red.] kręciliśmy scenę wysiadania z samochodu na ulicy i rozmowy. Aby podczas zdjęć aktor trafił w pozycję i aby uprościć tę sytuację, to dostaje się np. takie worki, trzykilogramowe z piaskiem, które normalnie służą do obciążenia statywu. One są tak stawiane na pozycjach, by aktor bez patrzenia mógł wejść w pozycję przed kamerą. Miałyśmy więc wyznaczone cztery pozycje i przejeżdżała obok pani samochodem, zatrzymała się i powiedziała do nas: "Proszę pań, zostawiły tam panie swoje torebki na drodze". My już byłyśmy  wtedy w troszkę innej sytuacji - rozmawiałyśmy prywatnie - i zaczęłyśmy się śmiać. To było tak absurdalne po prostu. Często sobie tę anegdotę z dziewczynami opowiadamy.

- Ja jestem też osobą, która na przykład bardzo często przeinacza teksty i buduje swoje konstrukcje językowe - zamiast powiedzieć, że mój samochód rozwalił się na moście to powiedziałam, że rozkraczyłam się na moście. To przeszło do historii serialu.

Od lat związana jest pani z teatrem. Czym jest dla pani granie na scenie?

- Bardzo szanuję medium jakim jest teatr i zawsze tak było - to dla mnie najistotniejsza dziedzina, związana z moją pracą, ponieważ w teatrze jest czas na poszukiwania, na uruchomienie swojej fantazji. Teatr jest taką przestrzenią, gdzie krzesło może stać się samochodem, lasem, ptakiem - wszystkim, co sobie wymyślimy. Wszystkiemu możemy nadawać zupełnie inne, nowe znaczenia. W teatrze wspaniale funkcjonuje wyobraźnia. Zawsze miałam tak, że jak wracałam po dłuższej nieobecności do teatru to byłam podekscytowana tym, że tu mogę zrobić wszystko. W teatrze czuję się szczęśliwa, a moja wyobraźnia nie zna granic. Miałam to szczęście, że przez lata byłam w teatrze, który bardzo poruszał ważne sprawy społeczne. Nasze spektakle na scenie Teatru Polskiego w Bydgoszczy przedstawiały ważne, istotne tematy, które pojawiały się w przestrzeni społecznej, politycznej, więc było to dla mnie bardzo cennym doświadczeniem. Próbuję też swoich sił po drugiej stronie - wyreżyserowałam swój pierwszy spektakl "Komediantkę" Reymonta w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, a teraz przede mną kolejne wyzwanie - nowa sztuka, premiera już w lutym w Warszawie. Reżyseria to dla mnie możliwość spojrzenia na mój zawód, na nasze ograniczenia oraz możliwości czy talent aktora z drugiej strony. To próba opowiedzenia swoją wrażliwością nowych historii.

Z Teatrem Polskim w Bydgoszczy była pani związana przez bardzo długi czas - dziesięć lat. Jak ocenia pani doświadczenia na tej scenie?

- W samych pozytywach. Uważam, że tak długa praca w zaangażowanym, dobrym teatrze, który posługiwał się różnymi narracjami, formami, opowiadał o  istotnych sprawach... to wszystko zbudowało mnie też jako osobę. Te odpryski, przejścia, przenikania pomiędzy zawodem, a życiem prywatnym mają absolutnie wpływ na to jak pracuję; na to jakim jestem człowiekiem i na moja kondycję aktorską. I odwrotnie - to, jakim człowiekiem jestem wpływa na jakość mojej  pracy. Jestem bardzo wdzięczna za ten długi okres, bo to prawie dziesięć lat. Patrząc z perspektywy czasu na to wariactwo, które się odbywało - ja cały czas przecież pracowałam w telewizji w Warszawie - to wydaje mi się to niemożliwe do połączenia. Żyłam bardzo intensywnie i musiałam poradzić sobie z logistyką. Nie wiem jak to wszystko się udawało i nie zawaliłam żadnego spektaklu i żadnego dnia zdjęciowego.

- Przemierzyłam tysiące, może nawet setki tysięcy kilometrów, ponieważ czasami zdarzało się  ze, dwa, trzy razy w ciągu tygodnia pokonywałam trasę Warszawa-Bydgoszcz-Warszawa. Myślę, że to wymagało dużej odwagi, żeby się na to wszystko zdecydować i pasji do tego zawodu, by moc go uprawiać na swoich warunkach. Ale chciałam tę  historię budować, podejmować ryzyko. Mam też poczucie, że doświadczenie pracy w Bydgoszczy z bardzo ciekawymi osobowościami, zarówno reżyserami, jak i aktorskimi, dało mi  odwagę, żeby móc teraz zacząć tworzyć własne historie, zarówno w teatrze, serialu czy kinie. Mam pomysły na swoje scenariusze, które chciałabym zrealizować.

Dlaczego wybrała pani "Komediantkę" Reymonta na swój teatralny debiut reżyserski?

- Zakochałam się w Reymoncie - w jego stylu opowieści; tym jak buduje swoje postacie; kocha tych bohaterów i z jaką żarliwością o nich opowiada; jak ich broni, ale też umie opowiedzieć o ich słabościach, stawia ich w granicznych sytuacjach. Reymont też w niesamowity sposób opisuje przestrzeń, naturę, stosunki społeczne. A "Komediantka"... "Komediantka" dotyczy teatru i aktorów. Miałam taką intuicję, że po czasie pandemii, gdy nasza przestrzeń, ludzi wolnego zawodu, została zapomniana przez rządzących, a kultura w ogóle uległa zapomnieniu  przez polityków oraz osoby, które powinny dbać o każdego obywatela, pomyślałam, że poprzez "Komediantke", można opowiedzieć współczesną historię o tym, co się dzieje z nami tu i teraz, używając narracji i słów Reymonta.

- W "Komediantce" Reymont wszystko świetnie ujął, upłynęło tyle lat, a kondycja artysty nie za bardzo się zmieniła. Nawet podczas pierwszej czytanej próby, kiedy pokazałyśmy z Marią Wojtyszko nasz scenariusz, to aktorzy pytali się, czy to napisał Reymont, ponieważ całość brzmiała bardzo współcześnie i rezonowani z tematami obecnym tu i teraz. Im jestem starsza to po prostu doceniam prostotę i czytelność przekazu,  lubię opowiadać historie i je oglądać i wolę by obrazy niosły mnie nastrojem, wrażliwością i sentymentem  - postmodernizm troszkę mnie już zmęczył, więc chciałam opowiedzieć "Reymontem" współczesne problemy artysty, nie dopisując współczesnych słów.

Premiera nowego spektaklu w lutym, a jakie są pani kolejne plany - filmowe, serialowe?

- Jeśli chodzi o film, to mam na jesień propozycje i wpisuję terminy do kalendarza; jestem też w trakcie rozmów na temat  nowego serialu, ale ponieważ doświadczenie nauczyło mnie, że dopóki nie mam podpisanej umowy to nie mogę zdradzać szczegółów, bo wszystko może się wydarzyć.

Nie mogę nie zapytać o pewien projekt - ostatnio zamieściła pani zdjęcie na Instagramie z Anną Cieślak, informując właśnie o wspólnej pracy na planie. Może panie zdradzić coś na ten temat?

- To nie projekt telewizyjny, ani filmowy. Jesteśmy zaangażowane w działania Fundacji Projekt Kobiety i to zdjęcie pochodzi z sesji fotograficznej do teledysku, w którym obydwie bierzemy udział.

Chciałam zapytać właśnie o akcje społeczne, w które się pani angażuje - pomoc na granicy polsko-białoruskiej, uczestnictwo w pomocy Ukrainie. Jak ważna jest dla pani pomoc innym?

- Myślę, odczuwam i mam dosyć mocno rozwiniętą empatię w sobie, zostałam wychowana tak, że nie mogę zapominać o osobach, które są w dużo gorszym położeniu, czy borykają się z problemami o jakich ja tylko czytam. Dla mnie to było  oczywiste, że te osoby poszkodowane, wykluczone, oszukane na granicy polsko-białoruskiej trzeba wziąć pod swoją opiekę, że trzeba głośno mówić o tym, że tam są łamane prawa człowieka.. Nazywam tę  granicę granicą człowieczeństwa.

- Naszym przyjaciołom ze Wschodu, Ukraińcom pomagał każdy, kogo znam, tylko ja dzięki, może swoim znajomościom, czy rozpoznawalności czy siatce wsparcia, którą potrafiłam stworzyć, mogłam pomóc na większą skalę. Sądzę, że każdy z nas bardzo dużo w tej sytuacji zrobił i zdaliśmy tutaj jako ludzie egzamin z człowieczeństwa na sto procent. Szkoda tylko, że w przypadku granicy polsko-białoruskiej kolor skóry czy narodowość spowodowały że boimy  się nieść tę pomoc tam. Jest to dla mnie niezrozumiałe, . Jeżeli dzięki rozpoznawalności  mogę dla kogoś stworzyć lepszą sytuację, nagłośnić sprawę, to uważam to za swój obowiązek.

Zobacz też:

"Przyjaciółki" powracają jesienią! Co się wydarzy w nowych odcinkach?

Magdalena Stużyńska: Wielkie zmiany w życiu jednej z bohaterek "Przyjaciółek"

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Anita Sokołowska | Polsat Box Go: Seriale | Przyjaciółki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy