Przyjaciółki
Ocena
serialu
8,3
Bardzo dobry
Ocen: 7605
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Ewa Telega: Radość mimo tragedii

​58-letnia aktorka nie boi się ról nietypowych, nieprzyjaznych i dalekich od ideałów. Prywatnie jest osobą, która lubi pomagać innym. Jej życiowe motto brzmi: "Tyle jesteśmy warci, ile dajemy z siebie innym". Dzisiaj dobry humor niemal jej nie opuszcza. Wiele lat temu przeżyła tragedię, po której długo nie mogła dojść do siebie.

Ewa Telega urodziła się 31 marca 1962 w Kędzierzynie. Od dziecka uwielbiała tańczyć. Rodzicie zapisali ją do szkoły baletowej, by mogła rozwijać swoją pasję. W bytomskiej szkole zdobyła nie tylko taneczne umiejętności. Reżim i dyscyplina wpłynęła również na jej charakter. "W szkole walczyłam o to, by być lekka jak piórko. Panował tam pruski dryl, w stołówce porcje były małe, nie było mowy, by ktoś podjadał, bo ważyli nas prawie codziennie. Ciągle byłam głodna" - wspominała po latach.

Nie zdecydowała się kontynuować profesjonalnej nauki tańca. Przez chwilę myślała o zostaniu... kuratorem sądowym. Jako nastolatka wybrała się na pokaz filmy "Sanatorium pod Klepsydrą". Zauroczyła się Janem Nowickim i coraz poważniej zaczęła zastanawiać się nad aktorstwem. Ostatecznie wybrała studia na Wydziale Aktorskim łódzkiej filmówki. 

Reklama

Na pierwszym roku poznała operatora Marcina Isajewicza. Na początku nie zwracała na niego uwagi. Inni studenci zabiegali o jej względy, a Isajewicz zdawał się ich nie dostrzegać. Gdy poprosił ją o spotkanie, nie kryła swojego zaskoczenia. "Wydawał mi się trochę zadufany w sobie. Mimo że jego koledzy prześcigali się w pomysłach, jak mnie uwieść, on był obojętny na moje wdzięki. Dlatego propozycję spotkania przyjęła z zaskoczeniem i niechęcią" - mówiła aktorka po latach. 

Odmówiła. On poprosił jednak by się zastanowiła i powiedział, że wróci do niej za dwa dni. Początkowo niechętna, nagle nie mogła się doczekać kolejnego spotkania: "zaczęłam wariować! Nie mogłam się na niczym skupić. Bałam się, że już nie przyjdzie. Ale o osiemnastej zadzwonił do drzwi. To była najdłuższa godzina w moim życiu, w ciągu której zakochałam się na śmierć i życie".

Debiutancka rola aktorki odbiła się na ich związku. Będąc jeszcze studentką łódzkiej filmówki, dostała rolę w filmie "Kasztelanka". W filmie Marka Nowickiego stworzyła niezapomnianą kreację, a w kilku scenach pochwaliła się niezwykle zgrabnym ciałem. 

"Marcin nie mógł pogodzić się z tym, że gram roznegliżowaną scenę" - opowiadała Ewa. "Przestał się do mnie odzywać. Na szczęście po powrocie do Łodzi udało nam się poskładać związek". Szczęśliwie udało im się pokonać przeszkody i związek młodych rozkwitał. 

Chociaż uważali, że nie potrzebują formalizować swojego związku, to w 1983 roku pobrali się. Do ślubu namówili ich znajomi. Zaproponowali, by tak jak oni zrobili to... na Węgrzech. "Pomysł wydał mi się niedorzeczny, ale gdy wspomniałam o nim Marcinowi, powiedział: czemu nie? I to były jego oświadczyny" - mówiła Telega. Przez dwa lata niczego im nie brakowało do szczęścia. Kończyli studia, ich kariery się rozwiały. Mieli przed sobą całe życie. 

26 czerwca 1985 roku doszło do tragedii. Marcin Isajewicz pracował właśnie nad filmem "Magnat". Feralnego dnia jechał samochodem razem ze scenografką Krystyną Krasińską. W drodze do Rudy Śląskiej ich pojazd zderzył się z tirem. Oboje zginęli. Telega została sama. Aktorka pogrążyła się w depresji i długo nie potrafiła wrócić do normalnego życia. "Przeżyłam koszmar. Nie miałam dzieci, żadnej pamiątki po Marcinie, została całkiem sama" - mówiła wspominając najgorszy czas w swoim życiu. 

Przez wiele lat nie mogła się z nimi związać na dłużej. W każdej chwili mogła liczyć na pomoc rodziny i znajomych. Długo po tragicznych wydarzeniach otworzyła się na nową miłość. Po złamaniu nogi przebywała u przyjaciół. To tam poznała reżysera Andrzeja Domalika. On przechodził właśnie ciężki rozwód, ona wyszła z toksycznego związku. Przyjaźń szybko przerodziła się w głębokie uczucie. 

Zaręczyny zaaranżował ich przyjaciel. Podczas jednego ze spotkań powiedział wszystkim, że Telega i Domalik zaręczyli się. "Najpierw potraktowałam to jako zabawę, ale gdy wszyscy uwierzyli, pomyślałam: czemu nie? I tak się zaczęło" - wspominała z uśmiechem aktorka w magazynie "Pani". 

Jej drugi ślub również odbył się poza granicami Polski. Aktorka i reżyser pobrali się 1992 roku w Paryżu. Często razem współpracowali na planie. Od zakończeniu studiów to właśnie tylko jemu pozwoliła się rozebrać na planie.

10 października 1995 na świat przyszła córka pary, Zofia. Dziewczyna rok temu ukończyła warszawską Akademię Teatralną. Przyznaje, że kiedy po maturze postanowiła zdawać do szkoły teatralnej, nie przypuszczała, że zdobędzie indeks. Była zdziwiona, gdy zobaczyła swoje nazwisko na liście przyjętych na studia. Dwa lata temu - dzięki brawurowo zagranej roli w krótkometrażowym "Końcu widzenia" - Zofia niespodziewanie została zaproszona do Cannes. Wspomina, że perspektywa pojawienia się na najsłynniejszym europejskim czerwonym dywanie po prostu ją przeraziła. 

"Cannes zawsze wydawało mi się nieosiągalne. Znaleźć się tam... to było ogromne wyróżnienie. Bałam się wszystkiego. Tego, że powiem coś głupiego, że się przewrócę" - opowiadała w wywiadzie po powrocie z festiwalu. Rodzice nie kryją dumy z osiągnięć córki. Obecnie młodziutką aktorkę można oglądać u boku Julii Wieniawy, z którą prywatnie się przyjaźni, w "Zawsze warto". Ciekawostką jest, że jedną ze współautorek scenariusza do nowego serialu Telewizji Polsat jest... mama Zofii. Obie panie doskonale radzą sobie w aktorstwie. Być może nie raz spotkają się na planie. 

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy