Matthew Perry mieszkał zaledwie kilka tygodni w domu, w którym zmarł
Matthew Perry przed nagłą i niespodziewaną śmiercią był zaangażowany w zakładanie fundacji niosącej pomoc osobom walczącym z uzależnieniami. Niedawno wprowadził się do świeżo wyremontowanego domu w Los Angeles. Jak informuje magazyn "People", powołując się na własne źródła, aktor był w tym czasie bardzo szczęśliwy, a swój nowy dom nazywał "niebem".
Informator magazynu "People" przekazał, że Matthew Perry przeżywał bardzo szczęśliwe chwile przed nagłą śmiercią. Rok temu przy okazji publikacji autobiograficznej książki "Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz", 54-letni aktor zaczął szczerze mówić o swojej podróży do trzeźwości i w tym upatrywał sensu swojego życia.
"Nie chciał być zapamiętany jako Chandler Bing z "Przyjaciół" tylko jako Matthew Perry, który posługując się własnym przykładem pomaga innym uzależnionym" - zdradziła mediom osoba z jego otoczenia. Dlatego postanowił założyć fundację. Nie zdążył.
Wciąż badane są okoliczności śmierci aktora. Biuro Lekarza Sądowego Hrabstwa Los Angeles potwierdziło wiadomość, że sekcja zwłok została zakończona, a jej wyniki oczekują na raport toksykologiczny, którego przygotowanie może potrwać tygodnie.
W tym momencie za wciąż nieoficjalną przyczynę śmierci uchodzi atak serca. Nie byłby to pierwszy atak w życiu aktora, ale pierwszy, który dopadł go, gdy nie mógł liczyć na pomoc innych ludzi, gdyż był sam.
28 października świat obiegła smutna wiadomość o śmierci Matthew Perry'ego. Aktor, który zasłynął dzięki roli Chandlera w kultowym serialu "Przyjaciele", zmarł w wieku 54 lat.
Pogrążona w żałobie rodzina aktora w oficjalnym oświadczeniu przekazuje, że jest zdruzgotana utratą syna i brata oraz dziękuje za napływające do niej stale wyrazy wsparcia i miłości.