Przez 24 godziny 24
Ocena
serialu
6,9
Niezły
Ocen: 94
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Nazywam się Bauer, Jack Bauer"

"Nazywam się Bauer, Jack Bauer" - mógłby o sobie mówić bohater serialu "24 godziny", który niczym James Bond rozprawia się z przeciwnikami i ratuje Stany Zjednoczone przed atakami terrorystów. Na ile Kiefer Sutherland identyfikuje się z graną przez sobie postacią Jacka Bauera, dowiemy się z lektury wywiadu, dotyczącego m.in. siódmego sezonu serialu.

"24 godziny" to amerykańska produkcja telewizyjna, opowiadająca o byłym agencie CIA, obecnie pracującym dla CTU, który stara się zapobiegać atakom terrorystycznym na Stany Zjednoczone. Akcja każdego z odcinków odbywa się w czasie rzeczywistym.

Siódma seria serialu rozpoczyna się kilka miesięcy po wydarzeniach pokazanych w pełnometrażowym filmie "24: Odkupienie". Obraz powstał w związku z opóźniającym się startem kolejnej części serialu, wynikającym z powodu strajku scenarzystów oraz 48-dniowym aresztem dla Kiefera Sutherlanda za jazdę po pijanemu samochodem. By nie nadużywać cierpliwości wiernych widzów, producenci zdecydowali się na zmontowanie przygotowywanych zwiastunów w 2-godzinny film telewizyjny, łączący dwie części serii.

Reklama

Akcja pełnometrażowej produkcji rozpoczyna się prawie 4 lata po zakończeniu wydarzeń z serii szóstej i toczy równolegle w owładniętej chaosem afrykańskiej Sangali, gdzie na dobrowolnym wygnaniu przebywa Jack Bauer, oraz w Waszyngtonie, gdzie rządy ma właśnie objąć pierwsza w historii kobieta prezydent.

W filmie dopatrywano się nawiązań do ludobójstwa w Rwandzie z 1994 roku i reakcji na tę zbrodnię ówczesnych władz amerykańskich.

Akcja siódmego sezonu "24 godzin" rozgrywa się w Waszyngtonie. Jack Bauer zostaje zmuszony do powrotu do Stanów Zjednoczonych, by odpowiedzieć przed komisją senacką na zarzuty wykorzystywania tortur podczas pracy w CTU.

Ameryce znowu zagrażają terroryści, którzy zdobyli system pozwalający na przejęcie kontroli nad wszystkimi ważniejszymi systemami USA.

W jednym z pierwszych odcinków siódmego sezonu Jack mówi, że być może przełożeni mają rację kwestionując decyzje, jakie podejmował na przestrzeni ostatnich lat. Jak to odbierasz?

Kiefer Sutherland: - Czuliśmy wszyscy, że Jack żywi głęboką pogardę dla dochodzenia wszczętego na polecenie Senatu, ponieważ wiele zadań, które powierzono mu w poprzednich sześciu sezonach, było zadaniami zleconymi albo przez samego prezydenta, albo przez jego przełożonych. Wykonując je, pracował właśnie dla rządu.

- Przeciwwagą dla takiej postawy Jacka jest fakt, że znajduje się on na etapie, na którym kwestionuje wiele spośród rzeczy, które musiał robić - czy to z własnego wyboru, czy też na rozkaz - dlatego na początku sezonu, gdy spotykamy go w Afryce, jego więzi z Ameryką są bardzo luźne. Jack zmaga się ze swoją przeszłością, ma wątpliwości co do własnych swoich przekonań, zadaje sobie pytanie, czy istotnie to on był osobą, której należało powierzać wykonanie wszystkich tych zadań.

- To jest motyw obecny we wszystkich dwudziestu czterech odcinkach siódmej serii. Równoważy go motyw obrony swoich działań, którą Jack podejmuje między innymi w związku ze wspomnianym śledztwem. Na poziomie osobistym dochodzi jednak u niego do silnego zakwestionowania tych zachowań. Dlatego właśnie ta wewnętrzna walka towarzyszy mu przez wszystkie odcinki.

- Dla mnie fantastyczny jest sposób, w jaki serial czerpie z rzeczywistych wydarzeń i przenosi autentyczną dyskusję na poziom telewizyjnej fikcji. Wystarczy przypomnieć sobie, co dzieje się w amerykańskiej polityce od czasu ujawnienia wydarzeń w Abu Ghraib i Guantanamo i przeanalizować debatę na temat stosowania tortur podczas przesłuchań więźniów, która toczy się obecnie w naszym kraju. Bez względu na to, czy serial ustosunkował się do tych wydarzeń w sposób krytyczny, czy nie, pokazanie tych tortur było zabiegiem dramatycznym, mającym na celu uzmysłowić widzom potrzebę szybkiego wyjaśnienia sytuacji.

- Naszą intencją nie było nigdy uzasadnianie takich zachowań w świecie rzeczywistym. Ale ponieważ w świecie rzeczywistym stały się one faktycznym problemem tego kraju, 24-odcinkowa debata na ich temat jest, według mnie, wartościowym posunięciem.

Debata to jedno. Prawda jest jednak taka, że swoim postępowaniem - jakkolwiek bezprawne by się nie wydawało - Jack osiąga rezultaty tam, gdzie inni są bezradni. Czy nie jest to właśnie forma uzasadniania tego typu metod?

- By poznać ostateczne wnioski, trzeba obejrzeć wszystkie dwadzieścia cztery odcinki tej serii. Proszę jednak wziąć pod uwagę siedem lat obecności serialu na antenie - to przecież wyniki, jakie notuje serial, posuwają fabułę naprzód.

- W rzeczywistości być może jakieś 10 procent informacji docierających do nas ze świata zewnętrznego ma przełożenie na wydarzenia w serialu. Trzeba pamiętać, że jest to tylko serial telewizyjny. Pewne motywy wykorzystywane są dla podniesienia dramaturgii. Oprócz tego zadajemy widzowi moralnie istotne pytania o to, co jest dobre, a co złe.

Zobacz zwiastun filmu "24: Odkupienie":

W jaki sposób "Odkupienie" odmłodziło formułę serialu i może samego ciebie?

- Z czysto wizualnego punktu widzenia poczucie progresji dało mi na pewno kręcenie zdjęć poza Los Angeles. Oznaczało to dla mnie podróż do zakątka świata, w którym wcześniej nie byłem. Uważam też, że na poziomie produkcji wybór tej lokalizacji okazał się nową jakością.

- Jeśli chodzi o moje własne przeżycia, to muszę powiedzieć, że jechałem do RPA z bagażem uformowanych już poglądów na wiele spraw. Byłem zagorzałym przeciwnikiem polityki apartheidu. Miałem świadomość tego, że nawet nowy rząd nie wyeliminował niewiarygodnego, skrajnego ubóstwa, w jakim żyje ogromna część społeczeństwa, i że są to oczywiście czarni mieszkańcy RPA. Pojechałem więc tam z tym nastawieniem i wtedy zacząłem pracować z grupką dziewięciorga dzieci.

- Uderzyło mnie niepohamowana radość, jaka je przepełniała. To nie byli młodzi aktorzy. To były dzieci. Byliśmy z nimi w ich podmiejskich dzielnicach. Mówię tu o dzielnicach, w których nie ma bieżącej wody, pozbawionych elektryczności na wielkich obszarach, bez utwardzanych dróg, bez supermarketów - wszystkiego, do czego my jesteśmy przyzwyczajeni.

- Skłoniło mnie to do poważnej refleksji nad samym sobą, nad wieloma rzeczami, na które zdarza mi się narzekać, i nad tym, jak niewiarygodnie uczuciowe, ciepłe i gościnne są te dzieci i ich rodziny. Stały się dla mnie wielką inspiracją.

Czy chciałbyś, żeby konkretne motywy z planu zdjęciowego w Afryce zostały przeniesione na grunt pełnometrażowego filmu "24 godziny", o którym mówi się od dawna?

- Niekoniecznie. Tutaj piłeczkę należy odbić w kierunku Howarda Gordona [autor scenariusza i producent serialu - red.] . To on jest naszym scenarzystą i na pewno będzie wiedział, co zrobić. Mamy wiele możliwości do wykorzystania - ale tak, na pewno w którymś momencie będę musiał wrócić do Afryki.

Jack Bauer stał się ikoną. Jak to odbierasz?

- Wciąż staram się rozgryźć ten fenomen. Co jakiś czas nachodzi mnie taka myśl, że nie mam już na imię Kiefer, ale Jack (śmiech) i jestem w pewien sposób zaskoczony, gdy ludzie zwracają się do mnie jako do Kiefera.

- Muszę tu jednak wrócić do strasznych wydarzeń z 11 września. Scenariusz serialu powstał na rok przed tą tragedią, ale jego emisja przypadła właśnie w tamtym czasie. Pamiętam, że przez jakiś miesiąc czy nawet dwa po ataku na WTC czułem się tak, jakby fikcja zlała się w jedno z rzeczywistością.

- Kiedyś zaczepił mnie jakiś facet i powiedział: "Nie mogę się doczekać dalszego ciągu serialu". Pomyślałem wtedy: "Jak, u diabła, można myśleć o czymś takim w obecnej sytuacji?". Powiedziałem, co myślę, a on na to: "Właśnie dlatego, że obecna sytuacja jest taka, jaka jest".

- Sądzę, że wyjątkowość tej postaci polega na tym, że jest ona bardzo ludzka. Jack Bauer potrafił zaopiekować się Davidem Palmerem, ale nie był w stanie ochronić swojej żony i córki. Nic nie jest zresztą czarno-białe nie tylko w przypadku Jacka, ale też serialu jako takiego. Poruszamy się w obszarze szarości, co również jest po ludzku autentyczne. Wydaje mi się, że po 11 września nasza zbiorowa wrażliwość wzrosła. Chyba właśnie dzięki temu postać Jacka mogła na pewnym poziomie wpisać się w naszą kulturę.

Jak udaje ci się utrzymywać tak znakomitą formę?

- Staram się dużo trenować między poszczególnymi seriami, ponieważ na planie bardzo trudno jest utrzymać ten reżim. To tak, jak ze wszystkim - robisz tyle, ile możesz, w czasie, jakim dysponujesz. Ja dodatkowo biegam. Tak się szczęśliwie składa, że biegam nawet w pracy. To tyle, jeśli chodzi o moje własne fizyczne możliwości. Poza tym mamy na planie fantastycznych kaskaderów i ekipę gotową do pomocy w każdej sytuacji, czy to w scenach walki, czy w ujęciach kaskaderskich.

- Na poziomie emocjonalnym natomiast trzeba by powiedzieć, że na mój trening przez cały sezon składają się strach i panika - właśnie dlatego, że ten serial to jeden z największych prezentów, jakie dostałem od losu. Wydaje mi się, że tak samo odbiera to też Howard i reszta aktorów - ten serial był dla nas niewiarygodnym darem, dlatego bardzo denerwujemy się, kręcąc każdy kolejny odcinek, i mocno przykładamy się do naszej pracy. Staramy się, aby był spójny sam w sobie, jako odrębna całość, a potem - tutaj do akcji wkracza Howard - obudowujemy go tą tkanką łączną, która zespala wszystkie odcinki serii.

Czy jest jakaś szansa na romans Jacka i Renee Walker (gra ją Annie Wersching), agentki FBI, z którą współpracuje?

- Podejrzewam, że nawiązanie romansu w ciągu 24 godzin jest możliwe, ale chyba jednak nie pod taką presją... Na pewno jednak szacunek, jakim Jack darzy swoją partnerkę, i jej szacunek dla niego stopniowo wzmaga napięcie między nimi. Niewątpliwie z uwagi na pewne sytuacje, które będą miały miejsce w nadchodzących odcinkach, spoczywa na nich wzajemna odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo.

- W dynamice tej relacji bardzo podoba mi się to, że rodzi się ona z obopólnego szacunku. Postać Annie potrafi zadbać o siebie w równym stopniu, co Jack. Dlatego wydaje mi się, że jeżeli coś go w niej ekscytuje, to jest to właśnie ta cecha - i mam nadzieję, że dla widza, który patrzy na wydarzenia z perspektywy Jacka Bauera, jest to wyczuwalne, bo z całą pewnością to właśnie starałem się oddać swoją grą. Zresztą, pamiętam, że kiedy ja sam oglądałem Annie na planie, podczas jej pierwszej sceny walki, poczułem pewien rodzaj podekscytowania (śmiech). Podążanie tą ścieżką nie było więc trudne!

Zobacz zwiastun sezonu siódmego!

Jak czujesz się ze świadomością, że twoja przygoda z Jackiem Bauerem dobiega końca? Masz przed sobą jeszcze tylko ten sezon [siódmy - red.] i następny.

- Jeśli chodzi o film pełnometrażowy, nic nie jest jeszcze przesądzone. Poza tym nie myślę tymi kategoriami. Zdarzyło mi się to tylko raz, mniej więcej w połowie pracy nad tym sezonem. Rozejrzałem się po planie i pomyślałem: "Pewnego dnia to się skończy". I wtedy zrobiło mi się smutno. Postanowiłem po prostu nie myśleć o tym więcej.

Czy twoim zdaniem, Barack Obama przypomina pod względem osobowości i poglądów politycznych serialowego prezydenta Davida Palmera?

- Nie, David Palmer to postać z telewizyjnego serialu. Obama to żywy człowiek z krwi i kości. Mają zupełnie inne usposobienie. Jeśli chodzi o Obamę, to zdążyłem zauważyć, że wydaje się on być bardzo prawym człowiekiem, z silnym poczuciem i jasną wizją tego, co jest dobre, a co złe. Wydaje mi się, że dał nam to wyraźnie do zrozumienia. Sądzę, że możemy pozwolić sobie na pewne oczekiwania w stosunku do tego prezydenta, co jest miłą perspektywą.

W tym sezonie powraca na plan Carlos Bernard w roli Tony'ego. W jaki sposób wpłynie to na wzrost napięcia w serialu?

- Na pewno stanie się to na kilku poziomach. Postać Tony'ego będzie w fantastyczny sposób ewoluować na przestrzeni tego sezonu. Pracuję z Carlosem na planie już od sześciu lat i mogę powiedzieć, że rozumiemy się już niemal bez słów. Czuję się przy nim komfortowo i sądzę, że on przy mnie również. To jeden z najzabawniejszych ludzi, z jakimi dane mi było przebywać. Nie mógłbym być bardziej zadowolony z jego powrotu.

Czy w siódmym sezonie w postępowaniu Jacka pojawi coś zaskakującego?

- Tak. Wydaje mi się, że widz będzie mógł przekonać się o tym nie wcześniej niż w jedenastym odcinku - ale w tym sezonie na pewno będziemy patrzeć na życie Jacka z wyraźnej perspektywy. Będzie on musiał stanąć twarzą w twarz ze swoimi wcześniejszymi decyzjami i szybko uporać się z tą konfrontacją.

- Wydaje mi się, że wiele rzeczy wywołuje w nim silne wyrzuty sumienia. Jeśli o którymkolwiek z dotychczasowych sezonów możemy powiedzieć, że koncentrował się na autoocenie Jacka, to z pewnością był to ten właśnie sezon.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że wyrażenie "Dammit!" [cholera, psiakrew - red.] stało się swoistym powiedzonkiem Jacka?

- Wydaje mi się, że było to wtedy, kiedy do studia wszedł gość ubrany w T-shirt z podobizną Jacka Bauera i napisem "Dammit". Pomyślałem sobie: "OK, chyba w jakiś sposób to hasło chwyciło".

Czy istnieją jakiekolwiek konkretne plany dotyczące pełnometrażowej wersji "24 godzin"?

- Tak naprawdę nie mamy scenariusza. Wiem, że w filmie na pewno będzie więcej lokalizacji, co uważam za interesujący aspekt. Ktoś zapytał, czy na tej podstawie można przypuszczać, że film będzie kręcony w Afryce. Między sobą rozmawialiśmy raczej o Europie, tylko z tego względu, że moglibyśmy dostać się z Pragi do Londynu w ciągu 24 godzin, podróżując samolotem, pociągiem lub samochodem. Międzykontynentalna wycieczka w ciągu jednej doby nie wyglądałaby wiarygodnie.

Czy z rozpoczęciem zdjęć do filmu poczekacie do zakończenia emisji ostatniego sezonu?

- Tak, taki jest plan.

Jak w roli pani prezydent radzi sobie Cherry Jones?

- Niewiarygodnie. Jest jedną z niewielu spotkanych przeze mnie aktorek, przy których denerwowałem się na planie. Zdjęcia powstają w zawrotnym tempie, a obecność kogoś takiego jak Cherry sprawia, że liczba możliwych sposobów zagrania danej sceny jest bardzo duża. W takiej sytuacji możesz mieć tylko nadzieję, że instynktownie przygotowałeś daną scenę tak, że twoja wizja współgra z jej wizją.

Jaka relacja będzie łączyć Jacka z panią prezydent?

- Zmienna. Wydaje mi się, że w układzie Jack Bauer - David Palmer interesujące było to, że ci dwaj przez cały czas byli po tej samej stronie. Ufali sobie wzajemnie. Jeśli chodzi o Charlesa Logana, sytuacja wyglądała zgoła odwrotnie. Obecny układ to idealna przeciwwaga dla tamtych dwóch relacji. Pani prezydent jest zaangażowana w śledztwo i absolutnie nie chce współpracować z tym człowiekiem. Zgadza się na to pod przymusem i wtedy zaczyna poznawać niektóre elementy jego historii. Jej stosunek do Jacka ulega ociepleniu - a potem znów ochłodzeniu. To relacja, której charakter podlega ciągłym zmianom.

Co czułeś po zakończeniu sezonu szóstego?

- Miałem pełną świadomość krytyki, z jaką spotkał się sezon szósty. Jedyny sposób, w jaki mogłem to skomentować, to przypomnieć, że nie kwestionujemy naszych słabości i zdajemy sobie z nich sprawę. Wydawało mi się natomiast, że jest to logiczna konsekwencja sezonu pierwszego: wtedy właśnie zdaliśmy sobie sprawę, że jeden wątek to za mało, by wypełnić dwadzieścia cztery godziny.

- Zazwyczaj około 12. odcinka przychodzi rozwiązanie pierwszego problemu. Pomiędzy odcinkiem 12. a 15. zarysowuje się nowy problem, i właśnie ten etap zawsze był dla nas bardzo zdradliwy. Zazwyczaj musimy się śpieszyć ze względu na kalendarz produkcyjny i daty emisji.

- Tym razem, kiedy zbliżaliśmy się do tego punktu, Howard bardzo rozsądnie ogłosił: "Nie ma pośpiechu, zrobimy sobie kilkudniową przerwę i dopracujemy to, co mamy". W rezultacie przez trzy tygodnie ekipa pracowała nad tym, by podczas tych odcinków widz nie miał uczucia zastoju. To dlatego właśnie z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że uważam ten sezon za najlepszy spośród wszystkich dotychczasowych.

Czy uważasz Jacka za postać tragiczną?

- Postrzegam go przede wszystkim jako postać bardzo ludzką. Wydaje mi się, że w naturę człowieka wpisany jest jakiś wrodzony tragizm. Tak naprawdę nie ma zwycięzców. Wszystkich nas czeka śmierć. To tak, jak z golfem - nigdy nie docierasz do osiemnastego dołka. Jest w tym coś smutnego, a jednocześnie coś naprawdę pięknego i pełnego nadziei. Doświadczyłem tego poczucia podczas podróży do RPA.

- W ramach rozgrywki, w której ostatecznie skazani jesteśmy na porażkę, możesz wciąż przeżywać te niesamowite chwile radości, produktywności i nadziei. Myślę, że Jack Bauer ma w sobie te wszystkie cechy. Z pewnością też postać ta ma bardzo mroczną, smutną i samotną twarz.

Rozmawiał Kenneth Hubbard/IFA

Tłum. Katarzyna Kasińska

Wywiad publikujemy dzięki uprzejmości stacji Canal+, która wprowadziła do Polski serial "24 godziny" i jako jedyna telewizja pokazała wszystkie jego części. Obecnie Canal+ emituje siódmy sezon "24 godzin".

swiatseriali.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy