Anna Bosak: Z parkietu na komisariat
Anna Bosak przed laty zawojowała taneczne parkiety "You Can Dance. Po prostu tańcz" i "Tańca z gwiazdami". Tańczyła na dużym ekranie, w spektaklach, w teledyskach i sięgała po najwyższe laury w turniejach. Po latach świadomie zrezygnowała z show-biznesu i poszła własną drogą. Od sześciu sezonów można oglądać ją w serialu "Policjantki i policjanci".
Gdybyś miała wymienić najważniejsze momenty w życiu służbowym i osobistym Natalii Mróz?
Anna Bosak: - Po awansie, aspirant sztab. Natalii Mróz (uśmiech - przyp. red.). Na przestrzeni lat, na pewno rozwód z pierwszym mężem, który okazał się niewiernym draniem, ślub z drugim partnerem, ratownikiem Arkiem, w dodatku w dość nieoczywistych okolicznościach, bo w szpitalu, gdzie Natalia wystąpiła przy łóżku narzeczonego w mundurze i miała dopięty welon panny młodej.
- Inne zdarzenie na styku tych zawodowych i prywatnych, związane jest z policyjnym partnerem Natalii, Wojtkiem. Muszę wymienić tu scenę, w której Natalia będąc na służbie, zabiła dziewczynę Wojtka, którą on sam wystawił policji. To trudna psychologiczne, emocjonalnie, ale tym bardziej ciekawa do zagrania scena. Przyjaźń tych dwojga została wystawiona na ogromną próbę, mimo że oboje wiedzieli, że każde z nich w podobnej sytuacji postąpiłoby identycznie, czyli działało w obronie życia partnera. Nikt nie jest gotowy na sytuację, w której pozbawia inną osobę życia. Jednak jako odtwórczynię roli Natalii, cieszą mnie wszelkie fabularne meandry ludzkiej natury, bo jest co grać.
Jak wypada bilans poniesionych ran, postrzałów, blizn, sytuacji zagrażających życiu Natalii?
- Sięgając w zakamarki pamięci, przypominam sobie jeden postrzał. Był też wypadek, spowodowany tym, że ktoś podtruł nas spalinami i wtedy to Arek ratował Natalię. Ostatnio bandyta celował z broni w głowę Natalii. Nasi bohaterowie spotykają na swojej drodze różnych świrów i muszą sobie z nimi radzić. Było kilka takich momentów na służbie, ale podobnie jak w realnym życiu, w takich chwilach człowiek zazwyczaj jest nieprzytomny, nieświadomy tego, co się dzieje, a cały ciężar spoczywa na barkach bliskich, którzy mierzą się z dramatem.
Jak twój serialowy partner, Wojtek, odbiera sytuację, w której to kobieta jest dowódcą patrolu 006?
- "Młody" chyba jest przyzwyczajony do tego, że to kobiety nim dowodzą. Jako były antyterrorysta doskonale zna się na policyjnej hierarchii i z nią nie dyskutuje. Uchylając rąbka tajemnicy, w nowym sezonie pojawi się jednak problem związany z ich służbową zależnością. Wojtek mając zadrę w sercu, zacznie wdawać się w zaczepki słowne z Natalią, będzie sięgał po narzędzia, które godzą w jego profesjonalizm. Dla niego to jest wojna.
Wiem, że prawdziwi policjanci podpatrują seriale o tematyce policyjnej. Masz za sobą jakieś szkolenia policyjne, żeby wypaść wiarygodnie na ekranie?
- Każdy, kto dołącza do serialu, przechodzi szkolenie, które zresztą jest powtarzane cyklicznie. Czasami mamy też ćwiczenia na strzelnicy, choćby po to, by wiedzieć, jak zachowuje się pistolet podczas oddania strzału, a co się z tym wiąże, jak trzymać broń we właściwy sposób i we właściwej pozycji względem ciała, żeby nie zrobić krzywdy sobie czy partnerowi. Podczas szkolenia uczymy się, jak właściwie zakładać kajdanki, jak obezwładnić przeciwnika, jak się zachować, kiedy napastnik atakuje przy użyciu noża. Przyznaję, że to jest jedna z moich ulubionych części pracy przy serialu.
Mam wrażenie, że idealnie wpisuje się to w twoją prywatną drogę nieustannego rozwoju i poszukiwań nowych ścieżek, w których chcesz się sprawdzać.
- Absolutnie tak. Stąd też pomysł mojego udziału w tej przygodzie aktorskiej. Prawda jest taka, że zawodowo osiadłam w zupełnie innych rzeczach, a propozycja zagrania w tej produkcji przyszła do mnie dość niespodziewanie. Jeśli widzę potencjał do rozwoju, do poznania nowego smaku w życiu, to korzystam z tego, co podsuwa mi los.
Patrząc z perspektywy lat, trudnej pracuje się na imię czy nazwisko w twoim wypadku?
- To ładne pytanie. W czasach "Tańca z gwiazdami" rzeczywiście musiałam się napracować, by nie łączono mojego nazwiska z Krzysztofem Bosakiem, który również brał udział w programie i zdarzało się, że brano nas za rodzinę (uśmiech - przyp. red.). Moja popularność medialna zaczęła się od programu "You Can Dance", w którym wystąpiłam, będąc świeżo po maturze, ale zaczęłam pracować jako tancerka dużo, dużo wcześniej. Na swojej drodze wciąż spotykam ludzi, którzy pamiętają czasy, gdy umowy w moim imieniu podpisywał mój tata, bo byłam niepełnoletnia.
- Z całą pewnością Warszawa, w której zamieszkałam, spowodowała, że moje zawodowe, taneczne życie wówczas bardzo przyspieszyło. Dla mnie kolejne propozycje były naturalną konsekwencją dotychczasowej pracy, rozwoju, pasji. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że muszę komuś udowadniać swoją wartość jako "ta" Bosak. Od początku szłam własną drogą. Występowałam w teatrze, w teledyskach, w programach, w filmach, na festiwalach tanecznych, turniejach tańca w Polsce i za granicą, ale od zawsze wiedziałam, że taniec nie wypełni całego mojego życia. Chciałam od życia czegoś więcej. Od lat wyznaczam kolejne punkty na mapie mojego rozwoju.
Puszczasz się w daną dziedzinę totalnie czy starasz się asekurować?
- Nie mam tendencji, by zatracać się w jednej rzeczy bezrefleksyjnie. Jednak styl życia i to, czym zajmuję się zawodowo, daje mi poczucie bezpieczeństwa. Fajnie, gdy ma się dwie nogi, które stoją na dwóch różnych platformach. Jeśli jedna się potknie, zawsze jest jeszcze ta druga, która pociągnie nas w górę. W ubiegłym roku spędziliśmy z mężem cały miesiąc zaszyci w domu, w górach i to było genialne. Pracowałam kilka godzin dziennie, a pozostałą część dnia korzystałam z uroków natury. Mój mąż ma firmę eventową, a styczeń w tej branży jest sezonem ogórkowym, więc cieszyliśmy się tym czasem razem.
Jest coś, czego chciałabyś jeszcze spróbować?
- Tak! Potrzebuję wyprowadzić się za miasto. To jest moje marzenie ostatnio, ale nie chcę zapeszać, więc nic więcej nie powiem. Marzy mi się dobre życie bliżej harmonii z naturą. Jestem na dobrej drodze do spełnienia tego marzenia.
- Co jest dla ciebie najlepszym prezentem urodzinowym?
- Kwiaty, zawsze. Zwłaszcza multikolorowe tulipany, których na przełomie kwietnia i maja jest najwięcej. Obecnie jednak najlepszym prezentem dla mnie jest sprzęt sportowy do dłuższych trekkingów. Asortyment, który pozwala przedzierać się przez zaspy i iść naprzód.
Rozmawiała: Beata Banasiewicz