Teodorska: Powrót z raju w Dubaju
Znakiem rozpoznawczym Małgorzaty Teodorskiej, czyli Irki z serialu "Plebania", jest uśmiech. Promienieje na jej twarzy każdego dnia i nigdy z niej nie znika!
Ma życie jak z bajki - mówili jej znajomi. I naprawdę trudno się z tym nie zgodzić. Małgorzata Teodorska jest uosobieniem kobiecości. Delikatna, emanująca dobrą energią, zabawna. Ma wszystko: nieziemską urodę, śliczną córkę i do niedawna mieszkała w raju. Zdecydowała się jednak powrócić do naszego kraju. Bo przecież wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. I teraz znowu zacznie wszystko od nowa. Wierzy, że rozpocznie lepszy, z pewnością jeszcze bardziej radosny etap życia.
Ostatnie lata spędziła pani w Dubaju. Dlaczego zdecydowała się pani powrócić do Polski?
- Faktycznie, trochę czasu tam spędziłam. Jakby na to nie patrzeć, były to aż trzy lata mojego życia. Jednak w Polsce nigdy nie zamknęłam za sobą furtki. Nie mogłam sobie na to pozwolić.
Powrót, zwłaszcza z raju, musi być bolesny?
- Wiem, że Dubaj wydaje się być idealnym miejscem do zamieszkania. Pierwsze wrażenie jakie robi jest po prostu niesamowite. Widoki zapierają dech w piersiach. Byłam w naprawdę wielu miejscach na świecie i nigdzie nie widziałam czegoś takiego. Wszystko, co człowiek jest w stanie sobie wymarzyć, znajdzie właśnie w Dubaju. To zupełnie inny świat, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
I to zakochanie bardzo szybko musiało przerodzić się w miłość. Z tego co wiem zaczęła już pani urządzać dom na sztucznej wyspie - Palm Jumeirah... I dlatego tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wróciła pani do naszego kraju?
- Po trzech latach zrozumiałam, że nie jest to jednak moje miejsce na ziemi. Tam musiałabym zaczynać wszystko od nowa. Poznawać ludzi, przecierać szlaki i przede wszystkim poznać język arabski. To wszystko było dla mnie tak szalenie ciężkie. Poza tym tutaj jest moja rodzina i praca.
A jak czuła się w Emiratach Arabskich pani córka?
- Wiktoria zdecydowanie lepiej czuje się w Polsce. Nigdy tego nie ukrywała. Tutaj ma przecież swoich przyjaciół i znajomych. I bardzo chciała już wracać do naszego kraju. Dlatego zdecydowałyśmy się na powrót do domu. I wierzę, że rozpoczniemy nowy etap w życiu...
Ekonomistka, a z zamiłowania aktorka. Jak to się zaczęło?
- Podobno w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Wydaje mi się, że po prostu miałam dużo szczęścia. Spotkałam na swojej drodze odpowiednich ludzi. Kiedyś w telewizji był emitowany dokument "Modelki". Brałam w nim udział razem z moją siostrą i m.in. Karoliną Malinowską. Od tego projektu zaczęła się moja przygoda z aktorstwem. Zaproszono mnie na casting, dostałam się na okres próbny. Później była już tylko nauka, kursy. I dalej już się to jakoś samo potoczyło...
Czyli aktorstwa można się po prostu nauczyć! Nie trzeba mieć do tego skończonych studiów?
- Myślę, że tak. Praktyka w tym zawodzie jest chyba najważniejsza. Teraz nie wyobrażam już sobie życia bez aktorstwa. Kocham grać.
Ale początki pani przygody z tym zawodem nie należały chyba do najłatwiejszych?
- Do tej pory pamiętam mój pierwszy raz przed kamerą. Była to dla mnie niezwykle stresująca sytuacja. Paraliżowało mnie to, że wszyscy się na mnie patrzą. Miałam też spore problemy z zapamiętaniem tekstu. Najtrudniej było mi jednak uzyskać efekt naturalności w grze. Ale na szczęście jakoś dałam sobie z tym wszystkim radę. Trafiłam na super ekipę. Poznałam świetnego reżysera, który dał mi wiele cennych wskazówek.
Mało kto o tym wie, ale (choć trudno w to uwierzyć) pani córka ma już 14 lat!
- Czas szybko leci... a dzieci jeszcze szybciej rosną. Dosłownie i w przenośni. Wiktoria jest już przecież mojego wzrostu!
I wyglądacie jak siostry, a nie jak matka i córka.
- To bardzo miłe, dziękuję. Niezwykle cieszą mnie takie opinie. One po prostu mnie odmładzają. A tego potrzebuje każda kobieta.
Zostając przy temacie córki. Kim Wiktoria chciałaby zostać w przyszłości?
- Obecnie jest na etapie weterynarza. Kocha zwierzęta i szalenie ją to interesuje. Mówi, że chciałaby pójść właśnie w tym kierunku. Ale jak będzie naprawdę? Zobaczymy. Wszystko zmieni się jeszcze sto razy. Wcześniej przechodziłyśmy już przez etap wróżki, a nawet sprzątaczki. A tak w ogóle Wiktoria jest w szkole sportowej. Specjalizuje się w pływaniu i jest w tym naprawdę dobra.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że nie znosi samotności. Czy zatem pani serce jest teraz zajęte?
- Na chwilę obecną jestem wolna. Życie jest takie nieprzewidywalne. Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli...
Jaki typ mężczyzny miałby u pani największe szanse?
- Każdy inteligentny, ciekawy, z poczuciem humoru, z dystansem do siebie i do świata...
Niektórzy dodają również, że musi być bogaty!
- Nic z tych rzeczy. Ja wychodzę z założenia, że pieniądze można zarobić. A i tak zawsze polegam na sobie. Żadnej pracy się nie boję.
A wierzy pani w ideały?
- Nie ma ideałów. Każdy związek to naprawdę ciężka praca. Najważniejsze są kompromisy i umiejętność dochodzenia do nich. Trzeba ze sobą po prostu szczerze rozmawiać. Z autopsji wiem również, że nie można mieć wobec tej drugiej osoby zbyt wielkich oczekiwań, bo później czeka nas tylko nieprzyjemne rozczarowanie.
Rozumiem, że niestety kobieca intuicja panią już kilka razy zawiodła?
- Dla mnie zawsze liczy się kilkanaście pierwszych sekund. Ufam swojej intuicji, bo ona faktycznie rzadko mnie zawodzi. Niestety, w niektórych przypadkach po prostu jej nie posłuchałam... Co nie zmienia faktu, że nadal wierzę w to, że znajdę mężczyznę, który będzie chciał ze mną być. Tak po prostu, bezinteresownie. Bo właśnie tym jest dla mnie miłość.
Rozmawiała Alicja Dopierała