Plebania
Ocena
serialu
8,1
Bardzo dobry
Ocen: 969
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Świńska łapa w roli dublera!

Bernadeta Machała-Krzemińska, czyli serialowa Krystyna Cieplak jest dumna z tego, że znalazła się w obsadzie "Plebanii". Sprawdź, jakie ma wspomnienia w kontekście 10-lecia serialu.

- Dziesięć lat grania w jednym serialu to ładny kawałek czasu - zauważa Bernadeta Machała-Krzemińska, czyli Krystyna Cieplak z "Plebanii".

- Wspominam go jako niezwykle piękny okres, podczas którego wiele się aktorsko nauczyłam. Współpracowałam ze znakomitymi reżyserami i scenarzystami. Spotkałam zarówno fantastycznych aktorów, jak i ludzi z ekipy. Nawiązałam mnóstwo przyjaźni - mam nadzieję, że na całe życie. Dlatego liczę, że uda się nam i naszemu serialowi istnieć przez kilka kolejnych lat. Jestem dumna, że w nim występuję.

Reklama

- Uważam, że "Plebania" to jedna z niewielu produkcji, które spełniają misyjność telewizji publicznej. Nie opowiada wyłącznie o miłosnych rozterkach bohaterów, ale nawiązuje także do wielu różnych aspektów życia przeciętnego Polaka. Porusza problemy moralne i społeczne, takie jak eutanazja czy wynajmowanie brzucha. Jako pierwsi i jedyni przybliżyliśmy widzom konflikty polsko-żydowskie.

- Najczęściej wspominam moje początki w "Plebanii". Było one dla mnie bardzo trudne. Nie wiedziałam zbyt wiele o produkcjach serialowych, bo w tamtych czasach mało się jeszcze produkowało w Polsce. Grałam do dwóch kamer, co sprawiało mi mnóstwo problemów. Dodatkowo dochodził stres.

- W serialu pojawiłam się od piątego odcinka. Moja bohaterka była wtedy zagubioną kobietą na zakręcie życiowym, podejrzewaną o chorobę psychiczną. Na przestrzeni lat Krystyna zmieniła się ze słabej w silną, pewną siebie i samodzielną osobę. Lubię moją bohaterkę. Choć pod wieloma względami jesteśmy różne, identyfikuję się z nią. Nie znudziło mi się jeszcze granie jej.

- Nigdy nie zapomnę pewnej sceny z początków pracy w "Plebanii". Zostałam porwana na polecenie byłego męża Jana (Mariusz Wojciechowski). Chciał on mnie ubezwłasnowolnić i odebrać mi prawo do opieki nad dzieckiem (Weronika Parys). Lekarz, w którego wcielał się Andrzej Musiał, współpracując z Janem, wstrzyknął mi środek odurzający. Najpierw była okropna szarpanina. Po niej zrobiliśmy przerwę w zdjęciach. Dyskutowaliśmy, jak realistycznie pokazać zrobienie zastrzyku. Chłopcy z ekipy wymyślili, że moją rękę można zastąpić świńską łapką. Na zbliżeniu pokazano więc kawałek skóry i strzykawkę.

- Jak potem zobaczyłam efekt na ekranie, myślałam, że dostanę szału. Świńska skóra imitująca moją własną wyglądała obrzydliwie!

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy