Marzy o prawnuku
Katarzyna Łaniewska jako babcia Józia wydała w „Plebanii” za mąż wnuczkę Karolinę, wkrótce czeka ją ślub wnuka.
Łezka kręci się w oku, kiedy patrzy pani na szczęście serialowego wnuka?
– Owszem. Tym bardziej że on i mój prawdziwy wnuk, ten starszy, bo mam dwóch, mają na imię Mateusz. Obaj są też w podobnym wieku. Co roku powtarzam mu na Boże Narodzenie, że najlepszym prezentem byłoby małe dziecko. Odpowiada, żebym na niego nie liczyła, ale od roku ma pannę, to kto wie, może i zostanę prababcią (śmiech).
Wciąż jest Pani młoda duchem!
- Nie mam nic przeciwko latom, które mam. Inwestuję w starość! Chodzę raz w tygodniu na pływalnię i codziennie się gimnastykuję. Rano przekonuję samą siebie: - No musisz, Kasiunia. Jak muszę, to ćwiczę (śmiech). A ze sportów to zostało mi granie w brydża! Moich wnuków też nauczyłam grać w karty.
Skąd u Pani tyle pogody ducha?
- Dlatego, że nigdy nie byłam i nie jestem zawistna. Za to szczera ze sobą do bólu, choć w zawodzie aktora nie zawsze się to opłaca.
Ma Pani pomysł na równie aktywne życie na emeryturze?
- Jaka emerytura? Owszem, byłam przez pół roku. Zrobiłam porządki w szafach i stwierdziłam, że nie nadaję się do siedzenia w domu. Bardzo było mi wtedy źle. Teraz oczywiście bywa ciężko, bo ciągle gdzieś latam na "Plebanii", coś podaję, przynoszę, a te nogi jednak trochę inaczej nosiły dziesięć lat temu niż teraz. Natomiast wiem, że gdyby nagle to wszystko się urwało, skończyło, cierpiałabym. Chciałabym, aby ta moja jesień życia dawała mi co dzień powody do wstawania. Może, gdy prawnuki się porodzą, to będę zajęta do późnej starości. (śmiech). Poza tym mam cudownego psa, wspaniałego męża, wciąż jeżdżę gdzieś samochodem. Tak, że mam tych powodów do radości bardzo wiele.
Rozmawiała Beata Banasiewicz