Jest tajemnica, jest ciekawie!
Ewa Szykulska - jedna z najlepszych polskich aktorek. Obdarzona charakterystycznym głosem i ogromnym dystansem do siebie. Mówi, że żadnej roli się nie wstydzi. Teraz zobaczymy ją w serialu "Plebania".
Proszę powiedzieć, kogo Pani zagra w "Plebanii"?
- Starszą panią, Renię. Już się uśmiecham. Taką pełną ciepła, opiekuńczą, chwilami nadopiekuńczą. A zajmuję się młodym człowiekiem po wypadku. I tyle. Dla mnie samej - co jest słodkie - dalszy ciąg jest tajemnicą. Jestem. Jak długo? Może moment, może chwilę dłużej. Ważne, że jest miło. Ważne, że jest sympatyczna ekipa czy też ekipy. Tak jeszcze nie pracowałam: na dwie ekipy, na przenikające się odcinki. Niby aktorzy są przyzwyczajeni do tego, żeby wyrywkowo pracować, jednak wymaga to uwagi. Ja lubię przygotować sobie główny zarys mojej postaci, przynajmniej z tych strzępków scenariusza, które dostaję. A co dalej wyniknie (lub nie!) - tego nie wiem. Tajemnicą jest, co mnie tu spotka, i to jest to, co w życiu cenię.
Dlaczego właściwie?
- A pani nie ceni? Lubi pani wiedzieć, co się jej przydarzy?
Czasami chyba wolę wiedzieć...
- Zwykle to tenorzy światowej sławy mają kalendarzyki wypełnione kontraktami na parę lat naprzód. Ja, prawdę mówiąc, wolę nie wiedzieć, co będę robiła w maju albo grudniu. Ten typ tak ma.
To otwartość na świat?
- Ciekawość świata w każdym razie. I takie "niedorośnięcie". Jakkolwiek by to nie brzmiało. Ja to akurat lubię. Człowiek się wolniej starzeje. Może na pyszczydle tego nie widać, bo zmarchy orają. Ale, ale...
W sercu ciągle maj?
- W sercu - też bez sensu! Nieraz w tempie przyspieszonym wali, ale jego sprawa. Jak lubi, niech sobie tak robi. Natomiast fajnie się żyje z tajemnicą. Nigdy nie marzyłam o tym, by zagrać konkretną rolę. Mało tego, dla mnie nie jest istotne to, co dla wielu ludzi owszem, czyli cel, dochodzenie do niego, wreszcie osiągnięcie go - i co potem? Ważna jest droga dochodzenia, to znaczy wieczne próby. Jak w teatrze. Wracając zaś do serialu, mnie interesuje, co się dzieje na planie, czy jest miło, czy smakowała mi kawa i czy rozmowa z przyjaciółką sprzed 30 lat była sympatyczna. O, to są takie mgnienia. Nagle spotykam Grażynkę Marzec (Michalina z "Plebanii"), z którą grałyśmy nie wiem ile, 30 lat temu? Coś koło tego, w "Samochodziku i templariuszach". Dla młodych ludzi niewyobrażalne. A z drugiej strony, część z nich wie, co to był za film, pomimo że jest to w tym momencie klasyka klasyki. Ci, którzy wtedy to oglądali jako dzieci, są dziś dziadkami. I to jest zabawne.
Rozmawiała Anna Mieczkowska.