Plebania
Ocena
serialu
8,1
Bardzo dobry
Ocen: 950
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Barbara Wrzesińska: Smutna historia królowej ekranów

Na ekranie była w stanie wcielić się niemal w każdą postać. Współpracowała z najlepszymi rodzimymi reżyserami, rozśmieszała telewidzów jako panna Basieńka w Kabarecie Olgi Lipińskiej. W prywatnym życiu nie było tak wesoło. Barbara Wrzesińska na wiele lat zniknęła z ekranów.

"Bywałam królową i ladacznicą, bezbarwną żoną i namiętną kochanką, konwencjonalną mieszczką, szaloną artystką, uduchowioną mistyczką i kompletną kretynką, kobietą spragnioną macierzyństwa, kokietką, wiedźmą, grywałam postacie współczesne i postacie z literatury klasycznej" - mówiła o swoich ekranowych wcieleniach aktorka.

Nie było dla niej roli niemożliwej. Niewiele brakowało, a nigdy nie zobaczylibyśmy jej na ekranie. Aktorstwo nie było bowiem jej pierwszym wyborem. Przyszła gwiazda miała wiele zainteresowań, w tym malarstwo, filozofię, dziennikarstwo czy biologię. "Oblałam pierwsze podejście do matury, co uniemożliwiło mi studiowanie biologii, która wydawała mi się wiedzą bardzo ważną dla mnie i dla świata" - przyznała. 

Reklama

O aktorstwie najlepszego zdania nie miał jej ojciec, wybitny humanista. "Tuż przed maturą powiedział, że mogę studiować, co chcę, byle nie aktorstwo" - wspominała aktorka. Zakaz ten tylko zachęcił ją do wyboru właśnie tej drogi. "Zagrałam va banque i - a miałam wtedy 16 lat, bo wcześnie zaczęłam edukację - pojawiłam się na ulicy Miodowej, w gmachu warszawskiej PWST przed komisją egzaminacyjną, złożoną z wybitnych artystów sceny polskiej" - tłumaczyła. Zawód aktorki wybrała z egoistycznych pobudek, choć nie dla oklasków i komplementów. 

W latach 1956-57 studiowała w stołecznej PWST. Jeszcze jako studentka została obsadzona w głównej roli kobiecej w warszawskim Teatrze Współczesnym, co w czasach przestrzegania hierarchii zawodowej było czymś wyjątkowym. Egzamin eksternistyczny zdała w 1960 roku. W Teatrze Współczesnym występowała do 1973 roku, potem grała w Teatrze Narodowym (1973-1976) i w Ateneum (1976-1993). W 1972 roku została laureatką Złotego Ekranu za telewizyjną rolę Lucy Crown. Popularność oraz uwielbienie widzów przyniosła jej rola Panny Basieńki w telewizyjnych kabaretach Olgi Lipińskiej. 

Proponując rolę Wrzesińskiej Olga Lipińska powiedziała: "Masz grać siebie, tylko trochę przerysować". "Panna Basieńka wzięła się z jej cech charakteru, z jej naiwności w stosunku do ludzi - w dobrze pojętym tego słowa znaczeniu. W ogóle nie przychodziło jej do głowy, że ktoś może kręcić, kłamać, robić intrygi" - wspominała Olga Lipińska w programie TVN "Uwaga".

W aktorstwie odnosiła sukcesy, ale nie mogła ułożyć sobie życia prywatnego. W atrakcyjnej aktorce kochało się wielu kolegów z planu. Rozkochała w sobie nawet jednego z największych amantów polskiego kina. Bohdana Łazukę poznała w teatrze. Szybko zrodziło się między nimi uczucie i postanowili się pobrać. 

Niestety, płomień szybko zgasł i małżeństwo przetrwało zaledwie trzy miesiące. Podobno aktor bardzo żałował, że im się nie udało. "Rozstaliśmy się przez moją głupią, chorobliwą zazdrość" - powiedział kiedyś. Zaś Barbara Wrzesińska nazwała swoje pierwsze małżeństwo "próbą generalną przed kolejnymi. 

Za mąż wychodziła jeszcze dwukrotnie. Najpierw związała się ze starszym o prawie dziesięć lat architektem Maciejem Maciągiem. Pięć lat po zawarciu małżeństwa urodził się im syn Paweł. Różnice charakterów dość szybko dały o sobie znać. Jednak przez dziesięć lat walczyli o swój związek. Pomagała im w tym sama Agnieszka Osiecka. "Dużo rozmawiałyśmy. Odradzała mi rozwód, mówiła, że powinnam myśleć o dziecku" - wspominała Barbara Wrzesińska.  

Ostatecznie nie była to jednak miłość aż po grób. Małżonkowie rozstali się w nienajlepszej atmosferze. "Dzwoniła zrozpaczona Basia Wrzesińska. Zabrała syna do swego mieszkania bez wiedzy męża. On przyjechał, zrobił dziką awanturę, pobił ją, trzeba było wzywać milicję" - zanotował w swoim "Dzienniku" w 1972 r. pisarz Marian Brandys, którego żona, aktorka Halina Mikołajska, przyjaźniła się z Wrzesińską. Po rozwodzie starali się utrzymać poprawne relacje przez wzgląd na syna.

Wielką miłością aktorki był Jacek Janczarski. Najpierw byli przyjaciółmi, później powiedzieli sobie "tak". W 1974 r. na świecie pojawił się syn, Borys. Aktorka doskonale odnalazła się w nowej roli. Jako matka czuła się spełniona. "Praca zawodowa była przy okazji. Nigdy nie usłyszeliśmy od mamy słów w rodzaju: teraz przygotowuję się do roli i muszę zniknąć" - zapewniał Borys Janczarski. Jego słowa potwierdzał przyrodni brat, Paweł Maciąg: "Ważniejsze są dla niej pochwały kulinarne niż pozytywne recenzje ról". 

Rodzinne szczęście nie trwało jednak długo, a na aktorkę spadł okropny cios. Gdy Wrzesińska pracowała na planie filmu "Wigilia ‘81", mąż często odwiedzał ją na planie. Wkrótce przestawał przychodzić tylko dla niej. Zauroczyła go koleżanka żony - Ewa Błaszczyk. Między artysta a aktorką nawiązał się romans. 

Janczarski zaczął się oddalać. Barbara Wrzesińska wkrótce przyłapała zakochanych na gorącym uczynku. W 1986 r. Janczarski odszedł od niej i 7-letniego wtedy Borysa i związał się z Ewą Błaszczyk. Aktorka była załamana i długo nie mogła się otrząsnąć po zdradzie ukochanego. Bliscy mówili, że nigdy nie przestała go kochać. Po rozstaniu z artysta z nikim nie związała się na stałe.

Ostatnio aktorkę rzadko możemy oglądać na scenie i ekranie. Zagrała co prawda epizody w serialach "Niania" i "Plebania", pojawiła się też w filmie Ewy Stankiewicz "Nie opuszczaj mnie", ale najbardziej cieszy ją rola babci. Nie szuka rozgłosu ani pieniędzy. "Kasa? Nie ma nic wspólnego z kulturą człowieka w każdym znaczeniu tego słowa. Kasę robi się na sprzedawaniu ciuchów, szynki i ciastek" - mówiła w jednym z wywiadów. Niedawno wróciła na ekrany w filmie "Lisy do M. 4". 

Czy dzisiaj czegoś żałuje? "Jak każdy człowiek miałam życiowe potknięcia. Robiłam błędy czy dokonywałam złych wyborów, ale jak mawiał starożytny myśliciel: "nic nie jest po nic". Miałam bardzo mądrego ojca, który od wczesnych lat wpoił mi zasadę, żeby to, co niedobre, przekuwać w pozytyw, gdyż wszystko, co nam się zdarza, jednocześnie nas edukuje. Tata był m.in. pedagogiem, więc wiedział, co mówił. Czy czegoś żałuję? Może... pierwszego, na szczęście krótkiego, małżeństwa. Człowiek, który miał pozornie dużo osobistego uroku, okazał się damskim bokserem" - powiedziała w rozmowie z "TeleTygodniem". 


swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy