Maciej Maciejewski o serialu "Mój agent": Stuhr, Boczarska, Opania. "Zagrałem ze wszystkimi"
Pod koniec grudnia na Playerze zadebiutował nowy serial "Mój agent", opowiadający o codziennych zmaganiach pracowników renomowanej agencji aktorskiej. W role agentów wcielają się: Ewa Szykulska, Aleksandra Pisula, Marek Gierszał oraz Maciej Maciejewski, który stworzył postać sympatycznego agenta Gabriela. W każdym odcinku w roli wiodącej pojawia się gościnnie inna polska gwiazda.
W serialu "Mój agent" - opowiadającym o losach prestiżowej agencji aktorskiej, pod opieką której znajdują się największe gwiazdy filmu, teatru i telewizji - zagrał pan jedną z głównych ról. Oglądanie premierowych odcinków było emocjonujące?
Maciej Maciejewski: - Emocje rzeczywiście były duże. Serial kręciliśmy prawie pół roku. Powstały dwa sezony. Jesienią zakończyliśmy zdjęcia i czekaliśmy na premierę do grudnia. Choć jestem bardzo samokrytyczny, serial mi się podobał. Uważam, że zarówno warstwa emocjonalna, jak i aktorstwo są w porządku.
Gabriel Piech, którego pan gra, jest chyba najcieplejszym spośród wszystkich agentów i budzi największe zaufanie.
- To prawda, nawet jeśli czasem trochę kręci, robi to w dobrej wierze - nie chce sprawić przykrości swoim klientom. Jest czułym agentem - agencję traktuje jak rodzinę, a klientów jak przyjaciół. Agenci kojarzą się zazwyczaj z twardymi negocjatorami, a przecież mogą to być również kochani ludzie.
Gabriel czuwa nad rozwojem kariery m.in. Magdaleny Cieleckiej, której miał nadzieję załatwić rolę u Tarantino oraz Grażyny Szapołowskiej. Kogo jeszcze ma pod swoimi skrzydłami?
- Na przykład Macieja Stuhra i Magdalenę Boczarską, a w drugim sezonie również Mariana Opanię, Adama Grafa i Agnieszkę Więdłochę.
Dzięki jednemu serialowi mógł pan zagrać z całą plejadą polskich gwiazd!
- Nieprawdopodobne! Moja siostra żartowała nawet, że po 11 latach etatu we wrocławskim teatrze przyjechałem do Warszawy i w swoim pierwszym dużym serialu od razu zagrałem ze wszystkimi. Szybko nadrobiłem zaległości. To ogromna frajda i wspaniałe doświadczenie móc spotkać na planie tak wspaniałych aktorów. Grając z nimi i obserwując ich pracę, wiele się mogłem nauczyć. Niezła lekcja! W najśmielszych marzeniach, a marzę śmiało, nie wymyśliłbym takiej mnogości spotkań.
Czy te gwiazdy "gwiazdorzyły" na planie?
- Skąd! Każda z nich jest silną osobowością. Wszyscy byli wspaniali. Czułem, że się mną opiekują, ogromnie wspierają, doskonale partnerują. Jak powiedział Daniel Olbrychski - prawdziwa gwiazda to połączenie dwóch, wydawałoby się sprzecznych, cech - pewności siebie i pokory. Tę pokorę było widać u każdej z naszych gwiazd. Nic tylko się uczyć i naśladować.
Czy kiedykolwiek miał pan swoich idoli, mistrzów zawodu?
- Tak, na początku drogi zawodowej moim mistrzem był Krzysztof Globisz. Przez 3 lata był moim wykładowcą w szkole teatralnej. Pod jego opieką przygotowywaliśmy dyplom. Niewiarygodnie rozwijał naszą wyobraźnię, uczył niestandardowego myślenia. Wspaniały człowiek i genialny pedagog. Nigdy nie powiedział, że coś jest źle. Zawsze mówił: "Pięknie Maciek, a spróbuj to jeszcze tak zagrać". Bywało, że zaczynałem od krzyku a kończyłem na szepcie - cały czas w poczuciu, że jest pięknie. Profesor dbał o to, żebyśmy nie bali się wychodzić z własnymi propozycjami.
Na planie serialu spotkał Pan Aleksandrę Pisulę. Trzeba przyznać, że tworzycie ciekawy, energetyczny duet.
- Dziękuję. Mieliśmy to szczęście, że już na zdjęciach próbnych, na które zaprosiła nas Ewa Brodzka, trafiliśmy na siebie. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Po castingu byłem przekonany, że Ola dostanie rolę. Okazało się, że Ola w ten sam sposób myślała o mnie. Szczęśliwie oboje dostaliśmy role. Zaprzyjaźniliśmy się. Wspaniała przygoda!
Czy prywatnie jest pan zadowolony ze swojego agenta?
- Tak. Uważam, że nie ma sensu tkwić w agencji, jeśli nie jest się zadowolonym z pracy swojego agenta. Moja agentka Ola Cywka i ja traktujemy się po partnersku. Jest nie tyko bardzo skuteczna w egzekwowaniu płatności i negocjowaniu stawek, ale przede wszystkim bardzo we mnie wierzy. Miałem kilka propozycji zagrania w niezbyt ambitnych projektach. Radziła mi wówczas poczekać, twierdząc, że w tych mniej ambitnych jeszcze zdążę zagrać. Za to jestem jej wdzięczny. Jej wiara we mnie powoduje, że ja też wierzę w swoje szczęście i wiem, że mogę robić rzeczy wartościowe. Nie ulegam propozycjom szybkiego zrobienia kariery, która ulokowałaby mnie tam, gdzie nie do końca chciałbym być.
Wspomniał pan, że przez wiele lat był głównie aktorem teatralnym.
- Przez 11 lat byłem na etacie w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Rozstaliśmy się w zgodzie. Nadal przyjeżdżam tam grać gościnnie. Pracowałem też z reżyserką Agatą Dudą-Gracz, na Litwie przygotowaliśmy spektakl o życiu Caravaggia. Współpracuję również z warszawskimi teatrami. Gram gościnnie w Syrenie, Romie i Och-Teatrze. Lubię uczyć się nowych rzeczy. Dlatego na plan serialu przychodziłem z dziecięcym zachwytem i otwartością na nowe doświadczenia. Bardzo mnie to kręci.
Mam nadzieję, że serial "Mój agent" otworzy przed panem kolejne zawodowe drzwi.
- W ogóle o tym nie myślałem w trakcie realizacji serialu. Przekonanie, że jak już zagram Gabriela, będę przebierał w propozycjach, tylko by mnie deprymowało i stresowało. Dzięki serialowi na pewno zobaczy mnie więcej osób. Różnie bywa, oczywiście polecam się z przyjemnością [uśmiech - przyp. red.].
Agenci często umieszczają na stronie kwestionariusze umiejętności i dorobku zawodowego swoich aktorów, jakie są pana mocne strony?
- Od paru lat trenuję sztuki walki MMA. Teraz z Tymkiem Łopaczykiem. Kiedyś trenowałem taekwondo, później kickboxing. Chodzę na siłownię do Szymona Dziuby. Sport towarzyszył mi od zawsze. Mam też certyfikat z fechtunku. Jeżdżę motocyklem, na snowboardzie, gram na gitarze, śpiewam, nurkuję. Tak jak wspomniałem, lubię doświadczać nowych rzeczy. Teraz będę grał w zagranicznym filmie Hiszpana mówiącego po angielsku z hiszpańskim akcentem. Dużo pracuję w dubbingu. Głos jest ważny w tworzeniu roli, ciało również, dlatego dbam, żeby było sprawne i wysportowane.
Ewa Jaśkiewicz/AKPA