Pierwsza miłość
Ocena
serialu
8
Bardzo dobry
Ocen: 14637
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

​Piotr Cyrwus i "Pierwsza miłość": Od pożądania do nienawiści

Popularny aktor specjalnie dla POLSAT.PL o roli w kultowej produkcji stacji. Piotr Cyrwus wciela się w wójta Nowosiółek, Kazimierza Wąsa - lokalnego polityka o konserwatywnych poglądach, w którego życiu ważną funkcję pełni nauka Kościoła. Jakie tajemnice i niejednoznaczności kryje w sobie ta postać? Dlaczego kojarzy się ze „Świętoszkiem” Moliera? I w jaki sposób pomaga wyjść z aktorskiej szuflady? Premierowy wywiad o debiucie w „Pierwszej miłości”!

Polsat: W serialu "Pierwsza miłość" wciela się pan w wójta Nowosiółek, lokalnego polityka Kazimierza Wąsa. Jakie jest pana pierwsze skojarzenie z tą postacią?

Piotr Cyrwus: W tej chwili mam oczywiste skojarzenia z wójtem Pcimia, ale to przez ostatnie doniesienia medialne. A przecież wójt to urząd, który funkcjonuje w Polsce od lat i piastują go różni ludzie: dobrzy i źli; mądrzy i głupi. I dzięki temu to prawdziwa skarbnica charakterów. Aktor ma w czym wybierać, dlatego ucieszyłem się na tę rolę.

Reklama

Co pana zainteresowało w Kazimierzu Wąsie?

Gdy przeczytałem scenariusz, zrozumiałem, że wójt ma pewną tajemnicę, że nie jest taki jednostronny i jednoznaczny, jak to czasem bywa w serialach codziennych. Ze sceny na scenę coś się przed nami odkrywa, ale wiele do końca pozostaje zakamuflowane. Jest w tym trochę sensacji i trochę psychologii. Dlatego myślę, że ta postać będzie się podobać widzom.

Jakie emocje obudzi w widzach?

Chciałbym, żeby budził skrajne emocje - od pożądania do nienawiści, z odrobiną uśmiechu i sarkazmu. Właśnie taką postać starałem się budować - niejednoznaczną. Trochę takiego molierowskiego świętoszka, może też czasem hipokrytę, który potrafi być okrutny, ale potrafi również wznieść się na wyżyny miłości. Fajnie, jak ma się coś takiego do zagrania w serialu. Ale nie mogę wszystkiego zdradzić. Żeby dowiedzieć się więcej, muszą to państwo sami obejrzeć.

Wiemy, że wójt ma konserwatywne poglądy i od śmierci ukochanej żony jest mocno związany z Kościołem...

...już wcześniej był blisko Kościoła. Ale w jego życiu wydarzyła się tragedia, która - jak mówi polskie przysłowie - sprawia, że jak trwoga, to do Boga.

Czyli ta tragedia popchnęła go jeszcze bardziej w stronę Kościoła?

Tak, on ma swoją konserwatywną historię. I wcale bym nie wyrokował, czy to dobrze, czy źle. Po prostu ma takie poglądy, taki charakter. A co z tego wynika w zderzeniu z innymi postaciami, to jest już cały cymes tego serialu, w którym będzie to pokazane trochę w krzywym zwierciadle.

Jaką politykę będzie prowadził ten konserwatywny wójt?

Kazimierz Wąs chce dobra dla swojej gminy. A przy okazji tego budującego się dobrobytu uzyskuje pewne korzyści. Jeszcze nie wiemy dla kogo - czy dla siebie, czy dla bliźnich. Deklaruje, że dla bliźnich, bo troskę o bliźnich wójt stawia na pierwszym miejscu. Tak przynajmniej twierdzi. Ale w grę wchodzą też relacje z kobietami. Od śmierci żony w gabinecie pana Kazimierza pojawia się pierwsza młoda, atrakcyjna osoba płci przeciwnej. Rodzi się uczucie? 

A może wydarzy się coś bardziej wyrafinowanego lub wyrachowanego? To jest właśnie pięknie poprowadzone przez scenarzystów, że na początku nie wiemy, do czego to zmierza. Przynajmniej pan Kazimierz do końca nie wie, czy to prawdziwe uczucie. Jest konserwatywny i rozsądny, ale intymny świat uczuć i relacje z kobietami bierze jeden do jednego. Niby cwaniak, a w miłości uroczo naiwny.

Mówi się, że miłość jest ślepa.

Być może wójt dostał po oczach światłem miłości! Ale warto też podkreślić, że relacje między postaciami w Nowosiółkach i Wadlewie bywają skomplikowane i - jak to w życiu - czasem trudno zrozumieć drugiego człowieka. A pan Kazimierz chciałby, żeby wszystko było proste, dlatego często idzie na skróty. Myślę, że "Świętoszek" Moliera to klucz do tej postaci.

Czyli wójt zasadniczy, ale jednak uczuciowy?

Tak. Teraz nazywamy to konserwatyzmem. A kiedyś to nie był konserwatyzm, tylko właśnie świętoszkowatość. Jest w tym też sporo przebiegłej hipokryzji, bo gdzieś pod spodem czai się egoistyczny interes, ukryty cel.

Tytuł serialu zobowiązuje - w życiu wójta powinna pojawić się jakaś pierwsza miłość. I rzeczywiście, pojawia się pierwsza kobieta, na którą zwraca uwagę od śmierci ukochanej żony. Czy to zauroczenie będzie miało duży wpływ na życie dojrzałego już mężczyzny?

Mamy różne pierwsze miłości: w podstawówce, w liceum. Ale może się okazać, że nawet jak przeżyliśmy ich już wiele, to ta prawdziwa pierwsza miłość przychodzi dopiero w dojrzałym wieku. I ona potrafi doprowadzić do zatracenia się, nawet do ruiny. To kompatybilne z tytułem naszego serialu. Pozwolę sobie mówić "naszego", choć jestem na razie osobą z zewnątrz. Przyszedłem do produkcji, która trwa od lat, jest w niej wiele zażyłości, a nowego zawsze wszyscy bacznie obserwują. I właśnie dlatego bardzo dziękuję, że mnie tak dobrze przyjęto. Świetnie mi się pracowało na tym planie zarówno z aktorami, jak i z reżyserami. To bardzo ważne w naszej branży.

To nie pierwsza telewizyjna superprodukcja w pana karierze, więc nie przychodził pan na plan jako żółtodziób.

Jak pisał Fredro: "Masz, czego chciałeś, Grzegorzu Dyndało". Zawsze marzyłem, żeby grać w różnych serialach. I teraz to mam. To dla mnie ciekawe w tym zawodzie, że można wcielać się w różnych bohaterów i wchodzić w różne światy, że nie trzeba być całe życie tylko jedną postacią. Na tym polega aktorski kunszt. O tym marzyłem, kiedy przygotowywałem się do zawodu. Najwięcej możliwości zmieniania ról daje teatr, ale w serialach to też ważne. A często jest tak, że właśnie seriale potrafią nas aktorów szufladkować. Trudno się później z tego wyrwać, bo to często zależy od tego, czy widzowie zaakceptują nasze nowe oblicze. A na to już nie mamy wpływu.

Akurat panu udało się wyjść z szuflady.

Przed wejściem w seriale byłem aktorem teatru telewizji, dostawałem nagrody. Dopiero potem przyszedł czas na telewizyjne superprodukcje. Ale kiedy osiądzie się w jednej zbyt długo, ogranicza się swoją przestrzeń aktorską. Oczywiście można tak uprawiać aktorstwo, grać jedną rolę całe życie. To nie jest złe, jeżeli ktoś to lubi. Ale mnie taka kondycja nie wystarczała. Jestem człowiekiem poszukującym zawodowo.

I to się ceni. Mam nadzieję, że "Pierwsza miłość" pomoże panu rozwijać wachlarz aktorskich możliwości.

Cieszę się, że zaistniałem w Polsacie. Wreszcie dano mi szansę i mam nadzieję, że ją wykorzystałem. Zobaczymy, co będzie dalej.


Polsat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy