"Pierwsza miłość": W kuchennym fartuchu
Przez ponad dekadę gra główną rolę w serialu. Tylko nam Aneta Zając zdradziła, czy nie męczy jej już postać Marysi, oraz kto jest pierwszym recenzentem dań z jej kulinarnego bloga.
Wystrzałowo, na wielkim balu, czy kameralnie, po domowemu - w jaki sposób spędza pani sylwestrową noc?
- Jak zwykle - sylwester w pracy. Obecnie gram w warszawskim Teatrze Capitol w spektaklu "Kiedy kota nie ma". Za każdym razem mam nadzieję, że zdążę przed północą dołączyć do swoich przyjaciół na toast.
A potem? Już tylko sen?
- Zawsze stawiam na spontaniczność, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Każdy sylwester kojarzy mi się z zabawą do rana, więc tegoroczny nie mógłby być inny.
Planów i postanowień na nowy rok też pani nie robi?
- W zasadzie nie, na pewno robię przegląd minionego roku i podsumowanie - jaki efekt przyniosły różne posunięcia, co się udało, co nie. Teraz z nadzieją patrzę w przyszłość. Wierzę, że nowy rok wszystkim nam przyniesie spełnienie marzeń i szansę na realizację celów. Bo ja zamiast noworocznych postanowień mam marzenia.
Co będzie działo się u Marysi, pani bohaterki w serialu. Bo jej jakoś wciąż "pod górkę".
- Rzeczywiście, scenarzyści dbają o to, by nie było nudno (śmiech), a postać ta jak magnes - przyciąga wciąż nowe kłopoty. Choć sytuacja powoli się stabilizuje - ma fajne córki, Julkę (Łucja Kawczak) i przyszywaną Melę (Ewa Jakubowicz) i dobrą pracę. Zdaje się, że wreszcie spotkała odpowiedniego mężczyznę - wygląda na to, że Michał (Wojciech Błach) to ten, na którego czekała przez całe życie.
Jest pani w serialu od samego początku, od pierwszego dnia zdjęciowego przed 11 laty. To szmat czasu. Czy do pewnego stopnia utożsamia się już pani z Marysią?
- Nie mam innego wyjścia! Musiałam się z nią zaprzyjaźnić, żyjemy w zgodzie i chyba obopólnej sympatii (śmiech). Przyznaję, że wciąż z dużą radością i ciekawością, co u niej słychać, podążam na ten plan.
Ostatnio założyła pani swój blog kulinarny. To dobry pomysł?
- Myślę, że tak. Od zawsze pociągał mnie eksperyment w kuchni, skupiam się też na zdrowym żywieniu, zwłaszcza swoich synów (Michał i Robert, 4,5 l.). Oni, jak i znajomi, którzy u mnie jadają, chwalą moje przepisy, postanowiłam się więc nimi podzielić z szerszym gronem odbiorców. Oddźwięk jest spory i bardzo miły, nawet się nie spodziewałam.
Rozmawiała JOLANTA MAJEWSKA