"Pierwsza miłość": Hubert Urbański jako czarny charakter
Jego bohater to bezwzględny drań. – Ta postać jest dla mnie wyzwaniem – mówi Hubert Urbański. – Mam nadzieję, że zagości w serialu na dłużej.
Dołączył pan do obsady "Pierwszej miłości" jako nowa postać, Damian Skowronek, człowiek...
- ... którego nie chcielibyśmy mieć za sąsiada (śmiech).
Jest aż tak zły?
- Nie ma ludzi do końca złych. W nim też można odnaleźć pokłady jakichś uczuć, trochę poczucia humoru, trochę ironii, ale nie będę ukrywał, że generalnie to lepszy z niego drań i cwaniaczek. Prowadzi interes lichwiarski - udziela ludziom tzw. "chwilówek", skądinąd bardzo dziś powszechnych, a potem ściąga należność ze zbójeckim oprocentowaniem. Całe Wadlewo siedzi u niego w kieszeni!
Wadlewo, w którym dorastał.
- Mało tego, był grzecznym chłopcem, służył do mszy, stąd jego znajomość z księdzem proboszczem (Włodzimierz Matuszak). Poczciwy kapłan będzie chciał teraz pogodzić zwaśnione strony, miejscowych dłużników, skuszonych niby to atrakcyjną ofertą i bezwzględnego egzekutora, w jakiego zmienił się jego były ministrant. Niestety, w swej naiwności pogorszy tylko sprawę, nieświadom twardych zasad, którymi rządzi się świat biznesu i tacy ludzie jak Damian Skowronek.
Ta rola nie przysporzy panu sympatii widzów.
- Czy to ja pożyczam ludziom pieniądze na procent? (śmiech) Z aktorskiego punktu widzenia sytuacja jest wymarzona. Uosabiam kogoś, kto elektryzuje, prowokuje i budzi emocje.
Do tej pory kojarzył się pan tylko pozytywnie, jako sympatyczny prezenter i gospodarz programów rozrywkowych. Zamienia się pan w aktora?
- Na odwrót. Najpierw byłem aktorem. W 1994 roku ukończyłem warszawską PWST, ale w trakcie robienia dyplomów zgłosiłem się na konkurs radiowy i udało mi się zakwalifikować - najpierw do radia, potem do telewizji i tak to poszło. Nie szukałem pracy w zawodzie, dopiero w ostatnich latach poczułem chęć, by sprawdzić się w czymś, w czym się wyedukowałem. Zachętą była zwłaszcza rola pułkownika Skotnickiego w "Czasie honoru". Zacząłem chodzić na castingi, wracam "do korzeni".
Rolę w "Pierwszej miłości" ma pan z castingu?
- Nie, akurat tę propozycję dostałem bezpośrednio od Niny Terentiew.
Gwiazdorski kontrakt?
- To pani powiedziała! (śmiech) Ja to traktuję w kategoriach wyzwania, któremu staram się sprostać jak najlepiej.
Jak przyjęła pana ekipa?
- Pławię się w przemiłej atmosferze, jaka tu panuje. Wciąż chce się tam wracać, choć przyznam, że podróże na trasie Warszawa-Wrocław, gdzie kręci się serial (pokonuję ją czasem kilka razy w tygodniu!), bywają męczące. Jednak nie czuję tego, wchodząc na plan.
Jak długo Damian Skowronek zagości w Wadlewie?
- Chciałbym jak najdłużej. Kończymy pracę nad bieżącą transzą. Co będzie dalej? Sam chciałbym wiedzieć. Myślę, że w dużej mierze zależy to od widzów, czy "kupią" tę postać i będą chcieli dalej śledzić jej losy i relacje z innymi bohaterami.
Rozm. Jolanta Majewska-Machaj