Joanna Moro: "Kreujemy nowe twarze, a zasługi tych 'starych' się umniejsza"
Aktorka Joanna Moro, którą od niedawna możemy oglądać na antenie Telewizji Polsat w "Pierwszej miłości", opowiedziała nam, jak przywitała ją ekipa serialu, dlaczego na planie Anny German nauczyła się palić i jaka jest według niej pozycja artysty w Polsce.
Damian Glinka, Interia: Jak będziesz wspominała pierwszy dzień na planie "Pierwsze miłości"? Był stres?
Joanna Moro: - Skąd wiesz? To prawda! Pamiętam, że jechałam na plan pociągiem, bardzo wcześnie rano. Powtarzałam teksty i bardzo się stresowałam.
Kto jako pierwszy wyciągnął do ciebie pomocną dłoń?
- Na planie mamy garderobę, w której aktorzy "przegadują" teksty i akurat tam siedział Wojtek Błach. Nie mam z nim wątku, ale mieliśmy okazyjnie wspólną scenę. Przytulił mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Pamiętam, że moja mama była wtedy chora i też mnie to martwiło. On dał mi taką dobrą energię. Jest cudowną osobą i bardzo się cieszę, że to właśnie on wprowadził mnie do tej ekipy. Wszystkim mnie przedstawił.
Podczas pierwszego dnia spotkałaś osoby, które znałaś wcześniej?
- Tak. Z Maćkiem Mikołajczykiem studiowałam cztery lata. Często też się widujemy, bo mamy dzieci w podobnym wieku. Od razu pokochałam całą ekipę. Bardzo się cieszę, gdy tam jadę.
Co najbardziej zaciekawiło cię w twojej postaci?
- Zaciekawiło mnie to, że jest reżyserką, bo zazwyczaj to ja jestem reżyserowana.
A jakie są reżyserki? Dużo jest ich w branży?
- Reżyserki na planie muszą być mocniejsze, bo ekipa zazwyczaj jest męska. Kobiety w tym zawodzie są takimi chłopczycami. Noszą się jak mężczyźni. Dla mnie ta rola jest ciekawa, bo nie muszę być filigranową kobietą.
Co spotka twoją postać w nowych odcinkach "Pierwszej miłości"?
- Ja tylko reżyseruję. Jestem w serialu wyłącznie tłem, nie jest rodzynkiem.
Myślisz, że twój wątek się rozwinie?
- Zobaczymy. Serial nazywa się "Pierwsza miłość". Ja jeszcze nie przeżyłam tam miłości. Jeżeli scenarzyści będą mieli pomysł na miłość dla mnie, to bardzo chętnie!
Dalsza część wywiadu na kolejnej stronie -->
***Zobacz także***
Jak wspominasz pracę na planie "Anny German"?
- Ckliwie. To była wielka przygoda, poznałam ludzi i udoskonaliłam warsztat aktorski. Jednak zostawiłam dla tego projektu synka, który miał roczek. Z jednej strony piękne wspomnienie, ale też samotność. Bardzo mi wtedy brakowało normalności i rodziny. Spędzałam sama wieczory w hotelach. Było wtedy wino, papierosy i niezdrowe jedzenie. Teraz jest zdrowie i harmonia. Mam mniej projektów, ale jestem szczęśliwsza.
Papierosy, wino i niezdrowe jedzenie. Masz na myśli imprezowy tryb życia?
- Było tam ostre imprezowanie. Na planie zdjęciowym trudno jest wytrzymać przez dwanaście godzin dzień w dzień. Chcesz, nie chcesz, ale cała ekipa pali i ty też zaczynasz. To jest taka mała przyjemność. Zapalisz jednego papierosa i wciągasz się w to na dobre. Później udałam się do mojej pani doktor i zakazała mi tego wszystkiego. Tak wracałam do normalnego życia.
Jaki jest rosyjski widz?
- Bardzo wdzięczny i wielbiący artystę. Zawód aktora jest tam bardzo szanowany. Wiedzą, że to nie jest sielanka. Bardziej doceniają ten zawód niż Polacy. Tam starzy artyści cały czas żyją w mediach, u nas sami muszą się przypominać. My kreujemy nowe twarze, a zasługi tych 'starych' się umniejsza.
Czyli według ciebie mamy przesyt młodych twarzy?
- Dokładnie. Mam wrażenie, że Telewizja Polska powraca do starych kanonów naszej kultury. To jest bardzo fajne, że przypominają artystów z dawnych lat. Program "Jaka to melodia", w którym czasem śpiewam, przywraca do życia stare piosenki i to jest piękne. To jest nasza kultura i tradycja. Szkoda, aby nasze dzieci nie znały utworów, na których my się wychowaliśmy.
Twoim zdaniem TVP spełnia swoją misję jako nadawca publiczny?
- Myślę, że w tym przypadku Telewizja Polska spełnia swoją rolę. Odnoszę się tylko do tego aspektu.