Beata to wulkan emocji
- Moja bohaterka w ciągu kilku scen potrafi okazać wszystkie uczucia znane człowiekowi: od radości aż po gniew i płacz - mówi Katarzyna Ankudowicz o swojej postaci z "Pierwszej miłości. Zdradza nam także, w co poza serialem, wkłada całe serce.
Wygląda na to, że przedłużający się pobyt Beaty z mężem u Kingi nie wywołuje u niej uśmiechu na twarzy?
- Beata i Filip mają tajemnice, które powoli wychodzą na jaw. Okazuje się, że dobrali się idealnie nie tylko pod względem charakterów, ale również konsumpcyjnego podejścia do życia. Przy tym Beata jest bardzo emocjonalna i z pozoru wrażliwa. Cieszę się, że mogę pobyć nią przez chwilę. Tym bardziej że moja bohaterka w ciągu kilkunastu scen, które gramy jednego dnia, jest w stanie pokazać wszystkie emocje. Od radości, śmiechu przez oburzenie, krzyk, a nawet płacz.
Na zdjęcia dojeżdża Pani z Warszawy do Wrocławia. Kawał drogi.
- W obie strony 10 godzin. Ale i tak nie jest źle. Był czas, kiedy grałam w dwóch serialach w Warszawie, a potem jeszcze jechałam do teatru w Gdyni. Kosztowało to sporo nerwów, a i tak nie byłam zadowolona z efektów mojej pracy. Żeby uniknąć takich sytuacji, w tej chwili wybieram z propozycji zawodowych to, co mnie interesuje.
Swoją pasją dzieli się Pani również z przedszkolakami, prowadząc zajęcia teatralne.
- Tak. Spotykam się z dziećmi w warszawskich przedszkolach, mam również swoje placówki w Trójmieście. Są to zajęcia poznawczo-twórcze, oparte na metodzie improwizacji, które działają na wyobraźnię. Pracując z dziećmi, staram się rozwijać ich kreatywność, rezygnować z myślenia "odtąd-dotąd", unikać ocen "dobrze-źle", a także pozwolić im bezpiecznie wyrażać emocje. Współpraca z dziećmi jest jednocześnie trudna i łatwa. Wystarczy być według nich "w porządku", tylko co to znaczy? Czasem się udaje, a czasem nie. Na pewno dzieciom zawdzięczam więcej, niż one mnie. Taka praca to świetny sposób na swój rozwój, doskonalenie się zawodowe i ludzkie.
Test przeszedł pozytywnie?
- Cytując słowa poetki Wisławy Szymborskiej, chciałoby się powiedzieć: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono... Czuję, że się rozwijam, robię podyplomowe studia pedagogiczne, co pozwala mi pogłębiać wiedzę w tym zakresie. Przydaje się w pracy z dziećmi. W jednej z grup mam dziewczynkę, która nie mówi, rzadko bierze udział w grach zespołowych. Pewnego dnia bardzo mnie zaskoczyła, bo kiedy zapytałam dzieci, ile świeczek znajduje się na torcie, zgłosiła się i pokazała na palcach. Odebrałam to jako swój mały sukces...
Rozmawiała MARIA OSTROWSKA