Babski zespół
Maria Konarowska w serialu "Pierwsza miłość" wciela się w postać Bereniki, żony Artura (Łukasz Płoszajski). Dobrana byłaby z nich para i pewnie żyliby razem długo i szczęśliwie, gdyby nie jego słabość do... pięknych pań.
Zupełnie nie dziwi mnie to, co się stało, bo Artur nigdy nie był monogamistą.
- I raczej trudno byłoby uwierzyć, że taki playboy raptem się zmieni. Ale Berenika uwierzyła - mimo wrodzonej rozwagi. No cóż? Czasem nawet najrozsądniejsi się mylą, zwłaszcza gdy w grę wchodzą uczucia.
W takiej sytuacji zdrada wyjątkowo boli.
- Z pewnością. Ale ona się nie poddaje. Postanawia skupić się na sobie, zająć się karierą zawodową, nie myśleć o zdradzie. Dlatego wyrusza z Wrocławia do Warszawy, gdzie szybko udaje jej się znaleźć zatrudnienie przy projekcie telewizyjnym pod nazwą "Kobieta Cafe"...
Tu fikcja miesza się z rzeczywistością, bo taki magazyn istnieje naprawdę. Uczestniczy Pani w jego nagraniach?
- Tak! I muszę przyznać, że to niezwykła okazja do podpatrzenia telewizji "od kuchni", w trakcie powstawania programu. Zwłaszcza, że porusza się w nim problemy interesujące każdą kobietę, no i tworzy go pełen pasji "babski zespół" pod wodzą Pauliny Młynarskiej. Dobrze się tam czuję.
A Pani serialowa bohaterka?
- Pech chciał, że na pierwszy ogień przydzielono jej do opracowania temat małżeńskiej zdrady...
Może skonfrontować swój dramat z ludźmi, którzy przeżyli to samo!
- Lepszej terapii nie mogłaby sobie wymarzyć, prawda?
Z wykształcenia jest Pani psychologiem. Wykorzystuje Pani wiedzę z tej dziedziny na planie?
- Wolę kierować się instynktem. Jeśli chodzi o Berenikę, przychodzi mi to łatwo, bo ją rozumiem. Może dlatego, że po raz pierwszy gram równolatkę? Dotąd powierzano mi role dziewczynek, ze względu na młody wygląd.
To marzenie każdej kobiety!
- Oczywiście! Młodzieńczość mam w genach, wystarczy spojrzeć na moich rodziców (Joanna Szczepkowska i Mirosław Konarowski), z którymi czas obchodzi się bardzo łaskawie. Sama jeszcze niedawno musiałam okazywać dowód przy zakupach "procentowych", czy wejściu do klubu, mimo że przekroczyłam już trzydziestkę (śmiech)!