Synowie są dla niej ważniejsi niż kariera
Joanna Brodzik, którą od 2 grudnia znów oglądać będziemy jako Małgosię Jantar w "Życiu nad rozlewiskiem", twierdzi, że aby dobrze wychować synów, musi być z nimi cały czas. Dlatego właśnie aktorka uznała, że nie warto gonić za kolejnymi rolami...
Kiedy w pierwszy dzień lata 2008 roku Joanna Brodzik urodziła Janka i Franka, przyrzekła sobie, że zrobi wszystko, by jej synowie mieli szczęśliwe dzieciństwo i mamę, która zawsze jest przy nich. Doskonale pamięta, jak bardzo tęskniła za towarzystwem swojej mamy, gdy sama była dzieckiem.
- Cały czas spędzałam z babcią, bo mama, gdy mnie urodziła, chodziła jeszcze do liceum, potem studiowała, pracowała - wyznała aktorka w jednym z wywiadów.
Sama chciała jak najdłużej radzić sobie bez pomocy babć, cioć i opiekunek, by nie uronić ani jednej chwili z pierwszych lat życia swoich synów.
- Udzieliłam sobie długiego urlopu macierzyńskiego, bo uznałam, że po latach intensywnej pracy potrzebuję czasu tylko dla rodziny - powiedziała niedawno.
Rola w serialu "Dom nad rozlewiskiem" i jego kolejnych częściach okazała się dla niej wymarzona. Nie dość, że wymagała od Joanny tylko dwóch miesięcy pracy w roku, to w dodatku zdjęcia powstawały na Mazurach, a aktorka przez cały czas mogła mieć synów obok siebie.
Kiedy po raz pierwszy wcieliła się w Małgosię Jantar, jej bliźniaki miały zaledwie rok i właśnie zaczynały stawiać swoje pierwsze kroki. Aktorka za własne pieniądze wynajęła na Mazurach dom, by dzieci mogły spędzić z nią całe lato.
Na początku trochę się obawiała, czy po niemal dwurocznym urlopie będzie umiała skupić się na planie, ale szybko okazało się, że obecność synów dodaje jej skrzydeł także jako aktorce. Wiedząc, że jej przygoda z "Rozlewiskiem" potrwa przynajmniej trzy lata, Joanna Brodzik świadomie zrezygnowała z udziału w innych produkcjach.
- Ta rola i ten serial pozwalają mi egzystować przez resztę roku, opłacać rachunki i mieć czas dla dzieci - mówiła.
Po zakończeniu zdjęć do czwartej - najprawdopodobniej ostatniej już - części mazurskiej sagi Joanna Brodzik wróciła do Warszawy z postanowieniem, że nie będzie za wszelką cenę starała się o kolejne role. Nie martwi się, co przyniosą następne miesiące.
Jej postanowienie, by być przy Janku i Franku najdłużej jak to tylko możliwe, wciąż jest aktualne. Jest teraz bardzo potrzebna swoim chłopcom.
- Są na etapie badania świata, zadają mnóstwo pytań, wszystko ich interesuje - twierdzi.
Kiedyś, pytana o to, czym jest według niej szczęście, mówiła, że to równowaga pomiędzy pracą a czasem, który zostaje na życie. Udało się jej tę równowagę znaleźć i jest z tego powodu szczęśliwa.
Doszła do wniosku, że nie warto gonić za karierą, że są ważniejsze sprawy niż kolejne role czy udział w kolejnym bankiecie. Nawet kiedy jest bardzo zmęczona, nie żałuje, że zdecydowała się ze swoim partnerem Pawłem Wilczakiem zajmować się ich chłopcami bez niczyjej pomocy.
- Dostaliśmy wyjątkową szansę, by dobrze poznać naszych synów, a nie da się tego zrobić inaczej, niż będąc z nimi bez przerwy - powiedziała niedawno.