Pensjonat nad rozlewiskiem Dom nad rozlewiskiem / Miłość nad rozlewiskiem / Życie nad rozlewiskiem/ Nad rozlewiskiem/ Cisza nad rozlewiskiem
Ocena
serialu
7
Dobry
Ocen: 942
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Polubili tę jędzę

Irena Telesz nie spodziewała się, że spotka ją jeszcze coś tak miłego, jak rola Róży, matki proboszcza w serialu „Życie nad rozlewiskiem”. Ta barwna postać sprawiła, że olsztyńska aktorka stała się rozpoznawalna nie tylko w kraju.

Kto naprawdę rządzi w parafii nad rozlewiskiem - proboszcz czy Róża, jego matka?

- Róża! Osoba o silnym charakterze, bezkompromisowa i straszna jędza. Ewentualnie.

Słówko to stało się niejako jej "znakiem firmowym". Pani je wymyśliła?

- Tak, zapożyczyłam je z jakiejś lektury skandynawskiej, której bohater używał go ciągle i bez sensu, co było zabawne. Uznałam, że taki szczegół ożywi i zabarwi tę postać. Reżyser, Adek Drabiński dał zgodę i tak zostało. A dziś ludzie mnie często witają: Czy to pani Róża, ewentualnie?

Reklama

I co mówią? Jaki jest odbiór tej postaci?

- Przesympatyczny! W mięsnym odłożą chudy boczek, sąsiedzi wylewniej niż dotąd się witają. W Pradze czeskiej wycieczka się zatrzymuje i prosi o autografy, i na granicy polsko-ukraińskiej, i w Paryżu, i w Wieliczce, w kopalni soli... Nie miałam pojęcia, że Róża ma tylu fanów! Nawet arcybiskup Edmund Piszcz, metropolita olsztyński, wielki przyjaciel artystów, zwraca się do mnie: "Moja ty proboszczyco"!

Ale serialowy proboszcz nie zawsze wygląda na zachwyconego.

- Za to prywatnie z Markiem Kałużyńskim bardzo się lubimy. Wraz z Maćkiem Wierzbickim, organistą, tworzymy na planie zgrane trio i muszę przyznać, że chłopcy mają dużo cierpliwości dla starszej pani. Wytworzyła się między nami więź wręcz rodzinna - do tego stopnia, że dla dzieci Marka stałam się przyszywaną babcią, a jego samego mam wpisanego w telefonie pod hasłem "Marek synek". I kiedy dzwoni, a ja mówię: Witaj, mój syneczku, to mąż tylko pyta: Który dzwoni?

Bo tych prawdziwych jest dwóch - Piotr i Paweł. Nie są zazdrośni o trzeciego?

- O Marka nie muszą być zazdrośni. To człowiek o wyjątkowej kulturze, którego nie sposób nie pokochać, jak się go bliżej pozna! Poza tym - dobrze jest mieć księdza w rodzie (śmiech).

Pani synowie wybrali inną drogę - Paweł, wzorem mamy i taty (Stefan Burczyk) został aktorem. Wystąpił też "nad rozlewiskiem".

- Cieszę się, kiedy razem pracujemy, ale i obawiam się, czy nie przyniosę Pawełkowi wstydu. To dzięki niemu odważyłam się zaśpiewać utwór Niemena "Dziwny jest ten świat" w ostatniej serii. Nauczyła mnie go Agnieszka Pawlak (sklepowa), a syn mocno wspierał w nagraniu i pomagał w interpretacji. Dobre dziecko, a przy tym wrażliwy artysta.

Tylko starszy syn "wyłamał się" z aktorskiego klanu?

- My mówimy, że Piotr jest normalny. Pokończył marketing i filologię polską, zna świetnie angielski, pracuje jako specjalista od spraw międzynarodowych. Ale zapędy artystyczne też były - przez lata trenował taniec towarzyski, doszedł nawet do tego poziomu, że kiedy Iwona Pavlović jeździła do Warszawy na nagrania "Tańca z gwiazdami", to on ją w Olsztynie zastępował.

Od 40 lat mieszka Pani w Olsztynie, ale pochodzi Pani...

- Z Wołkowyska i choć wyjechałam stamtąd mając pięć lat, wciąż mam w pamięci obraz rodzinnych stron, za którymi tęsknię. Okolice Olsztyna przypominają mi łąki z mojego dzieciństwa. My, ludzie ze Wschodu, czujemy się tutaj "u siebie". Z dużą przyjemnością jeżdżę nad rozlewisko, gdzie kręcimy serial. Za którymś razem, zapatrzona w jakiś cud krajobrazu, wykrzyknęłam do kolegi, który mnie wiózł na plan: Nie zatrzymuj się, bo jak tu wysiądę, to już więcej nie wrócę!

Rozm. Jolanta Majewska-Machaj

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Irena Telesz | Życie nad rozlewiskiem | seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy