Barbara Garstka: Jest we mnie seks
Rolą Elki Czyżewskiej w serialu "Osiecka" Barbara Garstka zdobyła spore grono fanów.; została też zauważona przez producentów serialu "Papiery na szczęścia", w którym wciela się w rolę dobrej, acz naiwnej Beatki. Mimo coraz większej popularności, 33-latka pozostaje singielką. "Myślę, że jest we mnie seks! (...) Uwielbiam się śmiać i rozkochiwać w sobie kolegów" - mówi aktorka.
Jesteś nieustannie w biegu, podróżujesz do pracy z miasta do miasta, przez całą Polskę. Przełom roku był jednak dla ciebie trudny; covid, złamana stopa, zapalenie zatok, zapalenie płuc. Odebrałaś to jako sygnał z góry: "Baśka, zwolnij!"?
Barbara Garstka: - W życiu jest tak, że albo dzieje się wszystko naraz, albo nie dzieje się nic. Miałam jednocześnie intensywne próby do premiery teatralnej, zdjęcia w "Papierach na szczęścia, spektakle. Bywało, że prosto z planu z Krakowie wracam pociągiem, by zagrać wieczorem przedstawienie w Warszawie. Zaczęło się od złamanej stopy i posypałam się zdrowotnie jak domek z kart. Myślę, że byłam mocno przemęczona. Los zadecydował za mnie, że czas zwolnić, odpocząć. Chillowałam się więc, wróciłam do medytacji, wyciszyłam głowę i zregenerowana wróciłam na pełne obroty!
Jesteś niezłą latawicą, by nie powiedzieć InterCity woman.
- Dokładnie. Nie potrafię usiedzieć w miejscu. Jak tylko zaświeci słońce od razu szukam wycieczek, chodzę po biurach podróży i organizuję sobie wolne dni. Cały czas walczę o siebie, o siebie w tym zawodzie, chodzę na castingi. Nie poddaję się, czaruję rzeczywistość i walczę o marzenia, bo kocham tę robotę. Właśnie przyszła do mnie piękna rola od reżyserki, z którą miałam przyjemność już pracować, Ani Wieczur, więc przede mną dużo pracy.
Na jakiej trasie można cię najczęściej spotkać? Masz swoje ulubione miejsce w pociągu, ulubionego konduktora, który przynosi ci kawę?
- Najczęściej podróżuję w stronę morza, by obejrzeć dobry spektakl. Ostatnio wybrałam się na "Chłopów" do Teatru Muzycznego w Gdyni. Na stare Żuławy, gdzie moja ukochana siostra prowadzi kameralny pensjonat, w którym zresztą spędziłam trzy miesiące narodowej kwarantanny. To moje ukochane miejsce na ziemi, absolutnie magiczne. Albo wskakuję w pendolino do Krakowa, gdzie kręcone są "Papiery na szczęście" Zawsze kupuję bilet w wagonie siódmym, miejsce 86, przy oknie. Tam, wyjątkowo, w strefie ciszy, można mnie spotkać otoczoną scenariuszami kolejnych sztuk, w których mam wystąpić.
Co cię wycisza po całym dniu tak intensywnej pracy?
- Wanna, duża ilość piany i dobra muzyka. Jednocześnie.
Pochodzisz z Bielska-Białej. Jeśli ktoś śledzi twój Instagram wie, że wy - Garstki - jesteście bardzo zżyte, silne i macie power!
- Tak się ułożyło, że w naszej rodzinie od prababek, kobiety są dużo silniejsze niż mężczyźni i długowieczne. Moja babcia niebawem skończy 94 lata! Zarówno ona jak i moja mama są wdowami i rzeczywiście to silne, przebojowe kobiety, które trzymają to życie za rogi.
Silne kobiety mają zwykle problem, by znaleźć równie silnego mężczyznę. Jesteś singielką?
- Mężczyźni nie są niestety tacy, jak opowiadała mi babcia. Myślę, że trudno do mojego charakteru kogoś dobrać, tym bardziej, że z wiekiem staję się bardziej szorstka i harda. Jak będzie mi jakiś pisany, to się pojawi.
Artysta?
- Nie chciałabym być z artystą, a jednocześnie artyści bardzo mnie pociągają. To skomplikowane. (uśmiech - przyp. red.) Przede wszystkim to musi być człowiek piękny od środka, który kocha podróże i ma dużo dystansu do siebie, wtedy zawsze się dogadamy.
Ale nie jesteś tak bardzo kochliwa jak serialowa Beatka z "Papierów na szczęście"?
- Nie. Beatka to emocjonalnie Basia Garstka lat 15, 16, ale ma cudownego, kochanego tatusia, którego gra Artur Dziurman. Uwielbiam nasze sceny, uwielbiam jego energię, która od razu wchodzi w reakcję z moją. Rozumiemy się bez słów. Po prostu idealnie dobrany duet Beata i Tadziu. Ewa Brodzka, reżyser castingu, wiedziała co robi, łącząc nas w rodzinę.
Rodzina, dom, o tym Beatka wciąż marzy...
- Tak, i śni ten swój piękny sen, niepozbawiony niestety, katastrof. Pieniądze, samochody dziewczyna ma, a czego nie ma, załatwia od ręki tatuś, ale brakuje jej ciepła i miłości. W jednej z pierwszych scen miałam taką kwestię, którą wypowiadałam do Alicji Kowalczyk, czyli Agnieszki Wosińskiej: "Ja mam tylko tatusia, a chciałabym mieć rodzinę".
W życiu prywatnym jesteś uwodzicielką?
- Myślę, że jest we mnie seks! Bywam kokietką, zwłaszcza w towarzystwie, w którym wiem, że mogę zaszarżować. Mam duży dystans do siebie i poczucie humoru. Uwielbiam się śmiać i rozkochiwać w sobie kolegów. Bardzo lubię też, jak koledzy o mnie dbają.
Jaki jest twój przepis na życie?
- Na dzień dzisiejszy nie poddawać się swoim obawom, przeciwnościom losu, iść pod wiatr, na przód! To się sprawdza. Zawsze wychodzę z kłopotów obronną ręką. Szybko się otrząsam, wstaję i idę dalej.
Przyjaciółki to ważny rozdział w twoim życiu?
- Niestety, wiele razy przejechałam się na przyjaciółkach i bardzo zawęziłam to grono. Ważne, by mieć dobrych, lojalnych ludzi wokół siebie i rzeczywiście czas pokazuje, kto jest tą osoba, której można powierzyć kawał swojego życia i energii.
Z teściami żyłabyś jak pies z kotem czy zapraszałabyś na obiady czwartkowe?
- Najbardziej nie chciałabym ich mieć. Moje doświadczenia z niedoszłymi teściowymi są dosyć pikantne, wyjęte niczym z najgorszych horrorów. Najlepiej, więc, gdyby mój partner nie miał już rodziców. Tak sobie wymyśliłam moją przyszłość.
Beata Banasiewicz