"Snafu" jest obłędny
Rami Malek udzielił nam wywiadu i opowiedział o swojej roli w serialu "Pacyfik", w którym wciela się w postać Merriella "Snafu" Sheltona.
Rami Malek zaczął występować zaledwie cztery lata temu, ale pracuje nonstop, włączając w to role w serialach telewizyjnych takich jak "Kochane kłopoty", "Medium" oraz dwuletnią pracę w serialu "Domowy front" , a także w filmie "Noc w muzeum" z Benem Stillerem. Obecnie Malek występuje w 10częściowym miniserialu "Pacyfik", gdzie gra żołnierza amerykańskiej piechoty morskiej Merriella 'Snafu' Sheltona.
Jak zaangażowałeś się w ten projekt? Czy to była rola, która chciałeś zagrać?
- To ta, którą chciałem zagrać od samego początku. Znalazła mnie, a ja znalazłem ją i to połączenie wypadło całkiem nieźle. To młody człowiek, który staje się nieświadomy tego, co widzi na polu bitwy. To interesujące, gdyż powiedział, że jedną z najbardziej brutalnych rzeczy na tym świecie jest 19latek na wojnie i widzę coś z tego w Snafu. To, co widzisz, zaczyna się wlec za tobą i sprawia, że tam stajesz się brutalem, choć bez zupełnego pozbycia się własnego człowieczeństwa.
Jak postrzegasz Snafu?
- To bardzo obłędny młody mężczyzna z Luizjany, który ryzykuje jadąc na wojnę nie mając pieniędzy - wiele dzieciaków nie miało pieniędzy z powodu wielkiego kryzysu - i zdecydowanie robi to w słusznym celu, po zbombardowaniu Pearl Harbor. Udanie się tam i walka dla sprawy jest wyrazem odwagi, lecz ostre realia i to, co staje się z tymi młodymi ludźmi w czasie wojny jest niepokojące, acz stanowi też interesującą historię. To bardzo ciekawa postać.
Czy poznałeś kogoś z jego rodziny?
- Poznałem żonę Eugene'a Sledge'a i trochę o nim mówiła. Miała parę ciekawych rzeczy do opowiedzenia i powiedziała, że on i Sledge utrzymywali kontakt po wojnie. Nie wiem o nim za wiele, ale nie sądzę, by miał łatwe życie.
Jakie to uczucie postawić się na jego miejscu?
- To trudne. Wróciłem i dowiadywałem się o czasach wielkiego kryzysu, kiedy totalna bieda znaczyła totalną biedę. Na początku trafił do korpusu ochrony cywilnej (CCC), który był stworzony przez prezydenta Roosevelta do pomocy ludziom i państwu w tamtym czasie, kiedy nikt nic nie miał. To bardzo ciekawe spojrzeć na wojnę z tej perspektywy, poniekąd jako formę ucieczki i możliwość podróżowania. Wielu z tych chłopaków myślało, że jadą na rajską wyspę; nie wiedzieli, że jadą do miejsca, w którym Amerykanie będą walczyć z Japończykami.
Czy wiele myślisz o tym, przez co musiał przejść rzeczywisty Snafu, podczas grania go?
- Zaczynamy dzień od mocowania wszelkich rodzajów broni - tych samych broni, których używano w czasach drugiej wojny światowej - i kiedy zakładasz to wszystko myślisz: "Wciąż jestem dzieciakiem z tym całym materiałem do zabijania" i to stawia cię na miejscu, bo jesteś tam po coś i masz zabijać ludzi. Kiedy tam wychodzisz, musisz nastawić umysł w pozycji "to jest wróg" i zasadniczo musisz zrobić, co tylko będzie trzeba, by go zabić. Dzień po dniu, po trochu wdziera się to do umysłu i potem, z tymi wszystkimi efektami specjalnymi, kiedy jesteśmy w czasie bitwy, bardzo mocno mnie to przeraża.
Więc nie musisz tego grać?
- Nie. Szczerze, powtarzam kwestie i sceny, ale kiedy przychodzi do takich rzeczy, cokolwiek się dzieje, się dzieje i zwykle jest to bardzo spontaniczne.
A jak twoje doświadczenie z obozu przygotowawczego?
- Ciekawą rzeczą dotyczącą obozu przygotowawczego było to, że żołnierze piechoty morskiej próbowali zrobić całe mnóstwo rzeczy w krótkim czasie. Razem ze Sledgem mieliśmy strzelać z moździerza i oczekują od nas, że nauczymy się tego w ciągu doby, a to przecież bardzo skomplikowany w użyciu sprzęt. Uczymy się jak strzelać z moździerza z czasów drugiej wojny światowej i kiedy kilka rzeczy nie pójdzie ci jak trzeba, zwykle krzyczą na ciebie i nieco cię zwymyślają, a to może być trochę nieprzyjemne i czasem masz ochotę płakać.
- Więc były momenty, kiedy waliłeś głową w mur i zastanawiałeś się, "Co ja tu robię? Dlaczego się w to wpakowałem?, ale ostatecznie, rzecz jasna, wiedziałem, czemu tam byłem, by to zrobić. To doskwiera, jest bolesne, jedzenie jest okropne i brzydko pachniesz, ale po kilku dniach było warto.
Czy były jakieś kontuzje?
- Tak, sporo ich było na nas wszystkich. Nasz łokcie i kolana były całe pozdzierane i po pięciu miesiącach dali nam w końcu ochraniacze na kolana, by było łatwiej! Przez trzy tygodnie miałem także uciśnięte nerwy w ręku i to nie było miłe, więc wydaje się, że każdego dnia coś kogoś spotykało.
Jak się dogadywałeś z współaktorami?
- Świetnie i wszystko poszło bardzo szybko przez obóz przygotowawczy. Kiedy widzisz, że ktoś cierpi na obozie, jedyne co chcesz zrobić, to mu pomóc. Jeśli ktoś upuści broń, nakrzyczą na niego, więc sam chcesz podnieś ją za niego. Albo gdy ktoś jest spóźniony przez zawiązywanie butów, a ty skończyłeś wszystko, chcesz pomóc mu zawiązać te buty bardzo szybko. To od razu tworzy więź między ludźmi. Nie chcesz, by ktoś zostawał w tyle, ale ludzie zebrani do tego przedsięwzięcia byli naprawdę niesamowici.
- Jesteśmy ze sobą cały dzień, a kiedy wracamy do przyczep, rozmawiamy i żartujemy. Dużo się dowiadujesz o życiu innych ludzi i w ten sposób, kiedy kamera zaczyna filmować wystarczy jedno spojrzenie na kolegę i obaj od razu wiecie, że to prawdziwe; wydaje mi się, że to widać.
Jesteś podekscytowany możliwościami twojej kariery po tym?
- Tak, choć nie wiem czy może być coś lepszego po tym. To najlepsza praca, jaką kiedykolwiek miałem. To najbardziej ekscytujące, radosne, przemyślane, szczere i żarliwe przedsięwzięcie, zajmować się tematem wojny w tym czasie, w tym miejscu, z tymi scenarzystami, producentami i reżyserami. Wszystko jest najwyższej klasy.
Jak się kręciło w Australii?
- Australia była super. To daleko od domu, co jest kolejną rzeczą, która skłania cię do myślenia o tym, co masz tam w domu. Miło jest być w tak odległym miejscu i mają tam ładne kobiety w tej Australii!
Czy myślisz, że to przedsięwzięcie jest w odpowiednim momencie do innej wojny, która się toczy?
- Jest i myślę, że zawsze będzie. Zawsze jest czas, by myśleć o wojnie, nieważne czy temat jest poruszany, czy nie. To także sprawia, że myślisz o minionych wojnach. Niektóre z używanych przez nas broni pochodzą z pierwszej wojny światowej, więc to trwa nieustannie.
- Dobrze się pracuje nad czymś, gdzie te dzieciaki są tak żarliwe co do tego, co musiały zrobić i gdy masz swoje cele. Dzięki temu uświadamiasz sobie jak ciężko musi być walczyć dziś na całym świecie i jak ciężko oni mają, i z czym muszą sobie radzić będąc tak daleko od domu.
Czujesz jakąś odpowiedzialność wobec weteranów?
- Jak najbardziej, myślę, że może istnieć tendencja w tych filmach wojennych by zrobić je tylko o wojnie, ale musi być pokazana ta relacja braterstwa oraz aspekt "dlaczego walczymy". Te relacje są wielkiej wagi, wyrażają trudności, wrażliwość, wyczerpanie i samotność.
Wywiad publikujemy dzięki uprzejmości Galapagos Films.