Nic nie łączy bardziej niż wspólna niedola
"Przeszedłem swój chrzest bojowy właśnie podczas tych scen, gdy wszystko dookoła wybuchało, a moim zadaniem było pozostać przy życiu" - mówi Joe Mazzello, grający jedną z głównych ról w serialu "Pacyfik", którego producentami są Tom Hanks i Steven Spielberg. Praca na planie była dla niego jedną z najcięższych prób i najważniejszym doświadczeniem w karierze. W wywiadzie aktor opowiada o szczegółach.
8 grudnia 1941 roku, niespełna 24 godziny po nieoczekiwanym ataku Japończyków na amerykańską bazę Marynarki Wojennej w Pearl Harbor, Kongres USA wypowiedział wojnę Cesarstwu Japonii. Stany Zjednoczone oficjalnie przystąpiły do trwającej od dwóch lat II wojny światowej. Ta decyzja przechyliła szalę zwycięstwa na korzyść obozu Aliantów.
Serial "Pacyfik" pokazuje działania wojenne widziane oczami głównych bohaterów i ich towarzyszy broni, którzy stają w obronie ojczyzny i własnego życia. Żołnierze walczą w wielu egzotycznych miejscach, o nic nie mówiących im nazwach, takich jak Guadalcanal, Przylądek Gloucester, Peleliu, Iwo Jima czy Okinawa. Zmagając się z ekstremalnymi warunkami, głodem i trudnym klimatem, marines zmagają się z wrogiem, który woli wybrać śmierć niż poddać się. Toczą też nieustanne bitwy z własnym ciałem, umysłem i emocjami. Główną osią fabuły są losy trzech amerykańskich żołnierzy: Roberta Leckie'go (James Badge Dale), Eugene'a Sledge'a (Joe Mazzello) i Johna Basilone (Jon Seda).
Joe Mazzello opowiada o swojej roli w tym przedsięwzięciu, o postaci Sledge'a i swoich poglądach na temat wojny.
Jak dostałeś rolę w "Pacyfiku"? Czy fakt, że jako 10-latek zagrałeś w słynnym filmie "Jurassic Park" Stevena Spielberga, producenta "Pacyfiku", miał wpływ na otrzymanie roli Eugene'a Sledge'a?
Joe Mazzello: Nie wypieram się tego, że już kiedyś zagrałem u Stevena Spielberga, ale nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. Ubiegałem się o rolę w "Pacyfiku" starodawnym sposobem - najpierw poszedłem na casting, potem miałem przesłuchanie przed jednym producentem, później przed kolejnym, a dopiero na ostatnim etapie miałem spotkanie ze Stevenem Spielbergiem. On nawet nie wiedział, że ubiegałem się o rolę w jego projekcie, dopóki nie dotarłem do punktu, w którym to on podejmował ostateczną decyzję o obsadzeniu poszczególnych ról.
- Ubieganie się o rolę w "Pacyfiku" było dla mnie interesującym doświadczeniem. Podświadomie myślałem, że może wcześniejsza praca za Stevenem, nawet piętnaście lat temu, dawała mi jakieś fory. Ale w tym samym momencie poczułem ogromną presję. Co się stanie, jeśli nie dostanę tej roli? Czy oznaczałoby to, że kiedyś byłem dobry, a teraz nie? Czy to, że mój głos się zmienił, mnie dyskwalifikuje? Było to dla mnie interesujące doświadczenie, niemalże zatoczenie pełnego koła. Gdy wszedłem na ostatnie spotkanie, uścisnął mnie na powitanie, co rozluźniło mnie na chwilę, a potem przeszliśmy do czytania roli.
Od początku chciałeś zagrać Eugene'a Sledge'a?
Joe Mazzello: Od początku czułem związek z tą postacią. Cały proces obsadzania ról był wielkim półrocznym szaleństwem. Na pierwszym przesłuchaniu polecono mi przeczytać kwestie innego bohatera "Pacyfiku". Na drugim przesłuchaniu przypasowano do mnie Sledge'a, a na trzecim - Sledge'a i Roberta Leckiego, którego zagrał James Badge Dale. Później usłyszałem, że od początku byłem typowany na Sledge'a, więc moja intuicja mnie nie zawiodła.
Czy projekt o takiej wymowie, rozmachu i budżecie, wymaga od aktora specjalnych predyspozycji?
Joe Mazzello: Wydaje mi się, że tak. Przede wszystkim trzeba być poważnym aktorem, całkowicie zaangażowanym i oddanym swojej pracy, a nie przeskakującym od chałtury do chałtury. Nie mogło być tak, że pojawiasz się na planie, dostajesz swoje dialogi, uczysz się ich na pamięć i potem wychodzisz. Tam nawet nie było krzeseł i mówiąc to nie mam na myśli krzeseł z naszymi nazwiskami wypisanymi na oparciach. Po prostu nie było nic, co miało cztery nogi.
Nie mieliśmy przyczep, do których moglibyśmy wrócić między ujęciami. Kręciliśmy często przez sześć dni w tygodniu, pod koniec przez pięć i przez całe dziesięć miesięcy zdjęć w Australii pojechałem do domu tylko na Boże Narodzenie. Było ciężko.
Zobacz trailer serialu:
Zacząłeś grać w filmach jako dziecko. Czy "Pacyfik" pozwolił ci dorosnąć jako aktorowi? Traktujesz rolę Eugene'a Sledge'a jako swoją pierwszą dorosłą rolę?
Joe Mazzello: Jako dziecko rzeczywiście miałem całkiem niezłą karierę filmową, którą udało mi się zachować w równowadze z moim normalnym życiem. Lubiłem grać i sprawiało mi to przyjemność, ale nie czułem, że gdyby tego zabrakło, to skończyłby się świat. Tak więc liceum, bal maturalny, egzaminy do college'u, granie w football, pójście na studia - to wszystko było częścią mojego życia. Aktorstwo zeszło na drugi plan, a przez trzy lata nie miałem nawet agenta. Na studiach odkryłem, że całkiem ciekawy świat jest także z drugiej strony kamery. Spróbowałem i spodobało mi się.
- Jednak moją pierwszą i największą miłością jest granie i chciałem do tego powrócić. Gdy "Pacyfik" pojawił się na horyzoncie, wiedziałem, że jest to idealny projekt dla mnie. Moja postać dorasta, zmienia się z 18-latka w 24-latka na przestrzeni wojny. I dla mnie ta rola ma symboliczne znaczenie, łącząc moje dziecięce role z dorosłymi.
Chciałbyś dalej reżyserować?
Joe Mazzello: Nakręciłem film krótkometrażowy "Matters of Life and Death" zaraz po zakończeniu studiów. Byłem po obu stronach kamery. Najbardziej w całym doświadczeniu podobało mi się tworzenie filmu od podstaw. Na początku nie było nic poza pomysłem w mojej głowie. Musiałem zdobyć pieniądze, zebrać ekipę, znaleźć aktorów, lokalizację, sprawić, żeby zrobić coś z niczego. Mam nadzieję, że uda mi się stanąć za kamerą w przyszłości i popracować nad długim metrażem. Właśnie skończyłem pisać nowy scenariusz wspólnie z moją dziewczyną. Być może po premierze "Pacyfiku" moja wartość na giełdzie filmowej wzrośnie i będzie mi łatwiej rozmawiać z pewnymi osobami w Hollywood na temat mojego nowego projektu.
Wiem, że wszyscy aktorzy z "Pacyfiku" przeszli specjalny trening wojskowy przed rozpoczęciem zdjęć. Jak ty przygotowywałeś się do roli Eugene'a Sledge'a?
Joe Mazzello: Jestem pewien, że nigdy wcześniej nie byłem tak dokładnie przygotowany do roli, jak przy "Pacyfiku". Dostaliśmy ogromne ilości materiałów do czytania, przygotowane przez autora scenariusza Bruce'a McKennę. Rozmawiałem z żoną i dziećmi Eugene'a Sledge'a, widziałem nagrania wywiadów z nim. Byłem kompletnie przygotowany, żeby psychicznie wejść w rolę Eugene'a Sledge'a. Jednak na część fizyczną nie byłem gotowy. Jesteśmy aktorami, więc nie sądziliśmy, że obóz wojskowy będzie tak realistyczny. Myśleliśmy, że jeśli nie każą nam wstawać przed 11 rano, to nie powinno być aż tak źle.
- W Australii okazało się, że nasze wyobrażenia o przygotowywaniu się do roli były dalekie od tego, co na nas czekało. Ja przez 10 dni obozu straciłem prawie 6 kg. Kopaliśmy okopy, upał dawał nam się we znaki, spaliśmy po trzy godziny dziennie, jedliśmy wyznaczone nam porcje żywieniowe, nie było łóżek, bieżącej wody. Ktoś złamał obojczyk, ktoś inny został dźgnięty nożem w stopę, niektórzy padali z wycieńczenia i udaru słonecznego. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, a zdjęcia do "Pacyfiku" nawet jeszcze się nie zaczęły.
- James Badge Dale miał dwa razy wstrząs mózgu. Jon Seda doznał przemieszczenia ramienia. Każdy z nas miał moment zawahania, czy w ogóle uda nam się dotrwać do końca 10-dniowego obozu, o 10-miesięcznych zdjęciach nie wspominając. Ten trening był dla nas niezbędny. Ja nigdy wcześniej nie strzelałem z broni palnej, a musiałem się tego nauczyć, zostać profesjonalistą. Nie miałem pojęcia, czym jest moździerz. Gdy postawisz go w tym pokoju, teraz będę wiedział, jak z niego wystrzelić.
Podczas obozu zżyłeś się z pozostałymi aktorami?
Joe Mazzello: Wiem, że takie deklaracje zawsze brzmią banalnie, ale nic nie łączy bardziej niż wspólna niedola. Dzięki ludziom, z którymi spędziłem dziesięć miesięcy, z którymi przeszedłem najcięższe chwile w moim życiu, pozostałem przy zdrowych zmysłach. Wspieraliśmy się nawzajem. Ja muszę czuć się swobodnie, żeby wykonywać moją pracę jak najlepiej. I tu wkraczają moi koledzy z planu. Za każdym razem, gdy kończyliśmy ujęcie, gdy tylko słyszeliśmy komendę "cięcie", wracaliśmy do naszego normalnego świata, zaczynaliśmy żartować, odprężać się. Do dzisiaj pozostajemy w kontakcie.
Czy rola Eugene'a Sledge'a była dla ciebie wyzwaniem? Co było w niej najtrudniejsze?
Joe Mazzello: Mojego drugiego dnia zdjęć kręciliśmy ujęcia lądowania na plaży na wyspie Pavuvu, które było najbardziej intensywną i skomplikowaną sekwencją scen bitwy w całym "Pacyfiku". Poczułem się dokładnie tak jak Eugene Sledge - przeszedłem swój chrzest bojowy właśnie podczas tych scen, gdy wszystko dookoła wybuchało, a moim zadaniem było pozostać przy życiu. Muszę przyznać szczerze, że "Pacyfik" był jak dotąd najbardziej wyczerpującym fizycznie i psychicznie projektem, w jakim przyszło mi brać udział. Po powrocie ze zdjęć postanowiłem zrobić sobie wolne. Nie chodziłem na żadne castingi, nie chciałem robić absolutnie nic. Pojechałem do rodziców i przez cztery miesiące grałem w golfa z moim bratem.
Ktoś z rodziny Eugene'a Sledge'a widział końcowy montaż "Pacyfiku"?
Joe Mazzello: Wiem, że dwaj synowie i jego żona widzieli ostatni odcinek, w którym pokazane jest, jak wraca do domu i pewnie to jest właśnie Eugene, którego oni znali. Ich reakcja była bardzo entuzjastyczna. Ulżyło mi, że byli zadowoleni z tego, co widzieli. Zależało mi na tym, żeby przez moją grę pokazać prawdziwe oblicze Eugene'a. Sledge był wyższy ode mnie, miał blond włosy i inny odcień skóry, czyli wyglądał zupełnie inaczej niż ja. Starałem się odtworzyć jego osobowość i mam nadzieję, że mi się to udało.
Masz znajomych, którzy dobrowolnie poszli do wojska i zostali wysłani na front wojenny w Iraku czy Afganistanie?
Joe Mazzello: Jeden z moich najbliższych przyjaciół z liceum zaciągnął się do marynarki wojennej i walczył w Iraku, a teraz jest w Afganistanie. Gdy dowiedział się, że zagram Eugene'a Sledge'a w "Pacyfiku", przegadaliśmy o nim wiele godzin. Sledge jest bohaterem dla amerykańskich marines, a jego wspomnienia są uznawane za najważniejszą książkę, jaka została napisana o wojnie na Pacyfiku. Podczas naszych rozmów mogłem dostrzec, że Owen odczuwa ten sam rodzaj obowiązku i lojalności wobec swojego kraju, co kiedyś Eugene. Druga wojna światowa i wojny współczesne różnią się od siebie. Zmieniły się priorytety, ale duch walki pozostał ten sam.
Zgłosiłbyś się do wojska?
Joe Mazzello: Nie jeśli bym nie musiał. Podczas drugiej wojny światowej armia nie składała się z profesjonalnych i wyszkolonych wojowników. Do wojska zaciągali się mechanicy, malarze, sprzedawcy samochodów, właściciele sklepów, dzieciaki. Tak dużo od nich wymagano, ale udało im się sprostać wyzwaniom. Chciałbym wierzyć, że jeśli znalazłbym się w takiej samej sytuacji, co mam nadzieję jednak nie nastąpi, byłbym w stanie zachować taki hart ducha jak oni.
Gdyby jutro nastąpił kolejny atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone, czy takie wydarzenie zmotywowałoby cię do wstąpienia do wojska?
Joe Mazzello: Miałem wystarczająco dużo lat, żeby zaciągnąć się do wojska, gdy doszło do ataków z 11 września, ale tego nie zrobiłem. Uważam, że jest to niezwykle honorowa sprawa. Gdyby wybuchła kolejna wojna światowa - bo obecnie nie ma raczej potrzeby, żeby cały kraj poszedł na wojnę - to chciałbym wierzyć, że ja też bym się nie zawahał. Jeśli chodzi o wojny, które Stany Zjednoczone toczą obecnie, nie czuję, że moja obecność na froncie jest niezbędna, a ludzie, którzy dobrowolnie decydują się pójść do wojska, są znacznie odważniejsi ode mnie.
Czy format 10-odcinkowego serialu telewizyjnego jest odpowiedni do tego, żeby pokazywać wydarzenia historyczne sprzed 50 lat?
Joe Mazzello: Oczywiście zależy to od historii, którą się opowiada. "Sierżant Ryan" działał dobrze jako 2-godzinny film. "Kompania braci" wpasowała się doskonale w 10-odcinkowy serial. "Pacyfik" też wypada dobrze w swoim formacie mini-serialu telewizyjnego. Oczywiście temat drugiej wojny światowej jest niczym studnia bez dna. Myślę, że dziesięć odcinków to dobra liczba, żeby pokazać historię i nakreślić jej kontekst.
- W "Pacyfiku" śledzimy losy trzech postaci od czasu, kiedy praktycznie są jeszcze dziećmi, widzimy ich przed wojną i dowiadujemy się jacy byli, jak doszło do tego, że zaciągnęli się do wojska i co nimi kierowało, jak zachowywali się jako żołnierze, jak wojna na nich wpłynęła i z jakim bagażem zdołali z niej wyjść, jeśli w ogóle przeżyli. Bruce McKenna, autor scenariusza, znalazł złoty środek na to, żeby opowiedzieć ciekawie te historie.
Rozmawiała: Joanna Ozdobińska
Wywiad publikujemy dzięki uprzejmości stacji HBO, która wprowadziła do Polski "Pacyfik". Serial zadebiutował na antenie tej stacji15 marca, zaledwie dzień po amerykańskiej premierze.