Orange is the New Black
Ocena
serialu
9,1
Super
Ocen: 71
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Orange is the New Black": Litchfield 2.0

Czwarty sezon „Orange is the New Black” w opinii wielu widzów i krytyków był, obok sezonu pierwszego, najlepszą odsłoną całej serii. Choć ostatni sezon był zdecydowanie bardziej dramatyczny i mroczny niż poprzednie, twórcy bez problemu poradzili sobie z większością trudnych tematów, jakie zdecydowali się podjąć w serialu. W najnowszych odcinkach nie do końca się im to udało. Co nie oznacza, że piąty sezon mimo kilku potknięć jest słaby; przeciwnie – jest bardzo dobry.

Nowa seria różni się od poprzednich strukturą - tym razem akcja rozgrywa się w ciągu trzech dni. Decyzja ta na początku z pewnością wydawała się świetnym pomysłem. Krótszy  okres czasu oznaczał bardziej spójną fabułę, szybkie zwroty akcji i brak niepotrzebnych, pobocznych wątków.

Jednak podobnie jak w przypadku "Daredevila", "Jessici Jones" czy "Luke’a Cage’a" w tym sezonie serial zyskałby dzięki zmniejszeniu liczby odcinków. Osiem bądź dziesięć epizodów z pewnością wystarczyłoby, aby w pełni przedstawić bunt w Litchfield, tymczasem trzynaście 50-minutowych odcinków zostało wypełnionych szalonymi, absurdalnymi wątkami, które, choć zabawne przez pierwsze parę minut, ciągną się zdecydowanie za długo.

Reklama

Jesteś fanem amerykańskich seriali? Zalajkuj nasz fan page "Zjednoczone Stany Seriali", czytaj najświeższe newsy zza oceanu oglądaj trailery, galerie, komentuj i czytaj opisy odcinków już dwa tygodnie przed emisją w Polsce.

Scenarzyści "Orange...", którzy od kilku sezonów bez problemów świetnie zachowywali równowagę pomiędzy elementami komicznymi oraz dramatycznymi, w piątej serii trochę na tym polu zawiedli.

Wiele z założenia humorystycznych scen przedstawiających anarchię i chaos po wybuchu buntu jest wymuszona, niepotrzebna, zbyt długa. Koronnym przykładem jest tu przedstawiona w czwartym odcinku ("Litchfield Idol") satyra popularnych talent show czy próba ucieczki Judy King (Blair Brown).

Na szczęście, kiedy wracamy do głównych bohaterek opowieści (Piper, Alex, Taystee, Rudej, Lorny i Nicky, Flores, Cindy, Janae czy Suzanne) wszystko wraca na swoje miejsce.

Znowu dostajemy świetnie rozpisane, barwne postacie kobiece z różnych środowisk, z różnym doświadczeniem życiowym, zmagające się z wieloma problemami, własnymi ograniczeniami oraz walczące o swoją godność i prawa.

Kiedy kilka kobiet bierze aktywny udział w buncie lub próbuje pomóc, pozostałe bohaterki borykają się z innymi problemami; niektóre starają się przeczekać gorący okres, a niektóre starają się na zaistniałej sytuacji ugrać coś dla siebie.

Przez cały sezon przewija się wątek śmierci Poussey, która zginęła w poprzedniej serii. Pożegnanie ukochanej osoby (w przypadku Soso), najbliższej przyjaciółki (w przypadku Taystee) i wątek poradzenia sobie z utratą zostały przedstawione z wrażliwością i szacunkiem do postaci jak i sytuacji.

Zdecydowaną gwiazdą piątej serii jest Taystee (Danielle Brooks,  która przejęła w tym sezonie pierwszy plan) staje na czele buntu i rozpoczyna negocjacje z przedstawicielami władz o lepsze warunki w więzieniu, wykwalifikowaną opiekę medyczną oraz o sprawiedliwość dla Poussey (Samira Wiley). Brooks bardzo dobrze wywiązała się ze swojej roli i zdecydowanie zasługuje na wszystkie możliwe pochwały (i nominacje).

Na szczególną uwagę zasługują również Natasha Lyonne (Nicky), Selenis Leyva (Gloria), Uzo Aduba (Suzanne), Kate Mulgrew (Ruda) oraz Taylor Schilling (Piper) oraz Laura Prepon (Alex), która zresztą w tym sezonie po raz pierwszy stanęła po drugiej stronie kamery i wyreżyserowała dziesiąty odcinek. Wszystkie panie świetnie wykonały swoją robotę.

Jeżeli miałabym wybrać jeden z wątków, który sprawił mi największą radość to zdecydowanie wątek Alex i Piper. Rozwój tych postaci przez wszystkie sezony (w szczególności Piper), i to jak ciepło zostały przedstawione w tej serii naprawdę, naprawdę mnie cieszy - w końcu gorąco kibicuję im od pierwszego sezonu.

Zresztą te większe i te mniejsze - czasami za krótkie - momenty pomiędzy bohaterkami (przyjaźń Flaci i Maritzy; Taystee i Poussey w poprzednich sezonach; matkowanie Rudej całej grupie osadzonych; wzajemne przyjacielskie uszczypliwości pomiędzy Alex i Nicky; finałowa scena piątego sezonu) zawsze stanowiły serce "Orange is the New Black", tak samo szersza fabuła i związana z nią tematyka.

Podobnie jak w poprzednich sezonach twórcy podejmują oraz komentują ważne sprawy społeczne czy polityczne w tym sytuację osadzonych w więzieniu kobiet, napięcia na tle rasowym czy religijnym, zaprezentowanie wad systemu oraz prywatnego więziennictwa. Twórcy "Orange..." nigdy nie bali się podejmować ważnych i trudnych tematów, co zawsze, mimo pewnych potknięć, wyróżniało produkcję Netflixa.

Podsumowując najnowszy rozdział "OITNB" można w skrócie stwierdzić, że jest to w pewien sposób sezon przejściowy. W ciągu trzynastu odcinków kilkanaście wątków zostało zakończonych, a w kilku ostatnich odcinkach scenarzyści zręcznie przygotowali grunt pod sezon szósty, w którym zasady gry zostaną całkowicie zmienione. I, szczerze mówiąc, nie mogę się już go doczekać.

Piąty sezon od 9 czerwca jest dostępny w serwisie Netflix.

swiatseriali.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy