"O mnie się nie martw": Krzysztof Stelmaszyk to... etatowy prawnik
Nieznoszący sprzeciwu Marek Kaszuba stanie na drodze do szczęścia swojego syna Marcina. Prywatnie Krzysztof Stelmaszyk ma znakomity kontakt z dziećmi: Janiną oraz Janem i Jonaszem, którzy zdobywają sportowe medale.
W serialu „O mnie się nie martw” nie brakuje szlachetnych postaci. Dla równowagi potrzebny był czarny charakter. Padło na pana...
– I bardzo dobrze (śmiech). Czarne charaktery zawsze dodają historiom pikanterii, dlatego cieszy mnie ta rola. A zresztą, czy będzie taki znów czarny, czy może to tylko jego „barwa ochronna”? Zobaczymy.
Mecenas Marek Kaszuba pojawił się w ostatnim odcinku drugiej serii, wprowadzając niemałe zamieszanie. Zajął Marcinowi (Stefan Pawłowski) miejsce wspólnika i romansował niegdyś z jego kochanką...
– Rzeczywiście było to mocne wejście, a zarazem zapowiedź sporej dawki adrenaliny, jakiej z pewnością dostarczy w kolejnej serii skomplikowana relacja pomiędzy nim a Marcinem, zarówno na linii szef – podwładny, jak i ojciec – syn.
Od początku wiadomo było, że ród Kaszubów skrywa tajemnicę?
– Po części z niej właśnie wynikają antagonizmy pomiędzy członkami tej rodziny, których echa pobrzmiewały dotąd w różnych wypowiedziach i poczynaniach Marcina. Poza tym Marek Kaszuba to typ faceta, który
prezentuje patriarchalny model ojca, męża – niepodzielnie chciałby rządzić i ustalać scenariusze życia swym najbliższym.
Poznamy też mamę Marcina, panią Kaszubową?
– Pojawia się w dialogach, które świadczą o tym, że mój bohater z żoną żyje nie za dobrze, zdaje się być kobieciarzem, playboyem… Nie dziwi więc, że taki stary wyga w lot zorientuje się w zażyłości swego syna z Igą Małecką (Joanna Kulig) i... będzie działał.
Oczywiście przeciw?
– Jasne, że tak! Jego myślenie jest proste – nie po to wychował syna na prawnika, by ten pakował się w mezalians!
Widzowie mu tego nie wybaczą…
– Wiem o tym (śmiech). Ale bez obaw – dzielna Igunia poradzi sobie, rzecz jasna, i z nim, i z jego licznymi intrygami, którymi będzie próbował rozdzielić tę parę. Niestety, bezskutecznie.
Często gra pan prawników – pamiętamy sympatycznego mecenasa Waligórę z „Magdy M.” czy skorumpowanego sędziego Zawadę z „Na krawędzi”...
– Teraz kręcimy nowy serial, „Dziewczyny z Ukrainy”, w którym również pojawię się jako prawnik. Myślę, że to zwykły zbieg okoliczności, że producenci powierzają mi takie, a nie inne role. Zresztą „prawnik” to tylko
hasło, pod którym zawsze kryje się inny człowiek, inna osobowość i na tym się skupiam. My, aktorzy jesteśmy jakby nośnikami tych cech, opowieści o ludziach, z którymi nie mamy najczęściej nic wspólnego. Ja sam
prawnikiem nie zamierzałem być nigdy, nie pozostaję też, jak choćby grany przeze mnie Kaszuba, w konflikcie z synem, choć mam ich dwóch.
Wiadomo, że jest pan ojcem mistrza!
– No tak, muszę się pochwalić, że mój młodszy syn, Jonasz, zdobył w zeszłym roku złoto na mistrzostwach świata w żeglarstwie, które odbywały się w Dziwnowie. Ma na koncie wiele zwycięstw, a także medali. Byłem nawet na mistrzostwach Europy w 2011 roku, we Włoszech, gdzie wywalczył brąz i kiedy wciągano na maszt polską flagę, rozpierała mnie niesamowita duma! Starszy, Jan, też ma smykałkę do sportów wodnych – on
postawił na surfing. Obaj synowie od dzieciństwa zawzięcie trenują.
Ma pan też 12-letnią córkę, Janinę – podobno Pańskie oczko w głowie?
– Przyznaję – superdziewczyna, mamy doskonały kontakt i bardzo podobne poczucie humoru. Liczę, że pozwoli nam to wspólnie przetrwać trudny okres, w który za chwilę wejdzie…
Mamy beztroskie wakacje i czas rodzinnych wypraw – wybieracie się państwo gdzieś?
– Obowiązkowo! Zazwyczaj w ostatniej chwili zapada decyzja dokąd – ale musi być to miejsce, gdzie jest gorąco, plaża, ciepła, czysta woda i mało ludzi. Chyba zdecydujemy się na Chorwację, bo to stosunkowo blisko,
a od roku nasza rodzina powiększyła się o psa, dużego, kochanego kundla o imieniu Szmeges, którego komfort podróżowania jest równie ważny jak nasz.
Rozmawiała JOLANTA MAJEWSKA