"O mnie się nie martw": Krzysztof Stelmaszyk ostro o przeciwnikach grania w serialach
Krzysztof Stelmaszyk, czyli Marek Kaszuba z "O mnie się nie martw", bardzo się denerwuje, gdy ktoś zarzuca mu, że za często gra w serialach i że to nie przystoi mu jako wybitnemu aktorowi teatralnemu! - Aktor jest od grania, nie może odcinać się od seriali - mówi.
Krzysztof Stelmaszyk uważany jest za jednego z najlepszych polskich aktorów teatralnych swojego pokolenia. Od chwili debiutu scenicznego stworzył kilkadziesiąt wspaniałych kreacji w przedstawieniach warszawskich teatrów - Współczesnego, Dramatycznego i Narodowego. Choć teatr jest jego największą miłością, nie stroni jednak od lżejszej muzy i od lat chętnie gra w serialach, choć często spotyka się z opinią, że aktorom teatralnym nie przystoi występować w tasiemcach.
- Ci, co tak mówią, to pieprzą głupoty - powiedział ostro w wywiadzie.
- To od nas, aktorów, zależy, czy seriale są dobre i czy postacie, które gramy, są w pełni sportretowane i ciekawe dla widza - stwierdził.
Są oczywiście serialowe role, których Krzysztof Stelmaszyk trochę się wstydzi, ale nie chce o nich mówić. Uważa, że jeśli dziś nie chce pamiętać o którymś ze swych wcieleń, to jest to także jego wina...
- Czasem mogłem gdzieś tam zagrać lepiej, czasem liczyłem, że serial czy film będzie ciekawszy, ale się zawiodłem... Są rzeczy, z których jestem bardzo zadowolony i są też takie, którymi nie ma się co chwalić - mówi.
Krzysztof Stelmaszyk po raz pierwszy zagrał w serialu w 1985 roku, tuż po ukończeniu warszawskiej szkoły teatralnej. Wcielił się wtedy w nauczyciela w "Żurawiu i czapli". Na kolejną propozycję udziału w serialu czekał 3 lata, ale - jak dziś żartuje - warto było czekać, by zagrać aż dwie role w telewizyjnej wersji "Mistrza i Małgorzaty". Popularność przyniósł mu udział w "Radiu Romans", a ugruntowała ją rola kapitana Jerzego Wonsa w niezapomnianych "Złotopolskich". Tylko w ciągu ostatnich kilku lat Krzysztofa Stelmaszyka widzieliśmy w kilkunastu serialowych wcieleniach - m.in. jako sędziego Edwarda Zawadę w "Na krawędzi", Marka Lewickiego w "M jak miłość", Benedykta Kampera "Tajfuna" w "Samej słodyczy", Karola Dobosza w "Mąż czy nie mąż", mecenasa Piotra w "Dziewczynach ze Lwowa" i Marka Kaszubę w "O mnie się nie martw".
- Żaden aktor nie powinien odcinać się od seriali. Najwięksi aktorzy świata grają przecież w serialach! Wystarczy spojrzeć na najlepsze seriale na świecie, by się o tym przekonać - mówi Krzysztof Stelmaszyk.