"Nocny recepcjonista": Hugh Laurie stał się zły do szpiku kości
Hugh Laurie powraca na mały ekran. W "Nocnym recepcjoniście" wcieli się w czarny charakter.
To uwspółcześniona i luźna interpretacja bestsellerowej powieści szpiegowskiej Johna le Carré o identycznym tytule.
Czasy Arabskiej Wiosny.
Były żołnierz Jonathan Pine (Tom Hiddleston) pracuje w jednym z hoteli w Kairze. Pewnego dnia poznaje piękną Sophie (Aure Atika).
Kobieta przekazuje mu tajne informacje o transakcji związanej z dostawą broni, która może mieć wpływ na przebieg powstania.
Szybko wychodzi na jaw, że za przemytem stoi szanowany biznesmen Richard Roper (Hugh Laurie).
Od tej pory losy Pine’a i Ropera splatają się ze sobą, by przeciąć się kilka lat później w Zurychu. Długoletnią batalię z przestępcą działającym w "białych rękawiczkach" prowadzi agentka Angela Burr (Olivia Colman). Powierza Pine’owi zadanie zdemaskowania nielegalnej organizacji Ropera.
By zdobyć zaufanie biznesmena, Jonathan musi teraz nie tylko udawać pozbawionego skrupułów przestępcę, ale naprawdę się nim stać... Rozpoczyna się niebezpieczna gra, w którą są zamieszani najważniejsi przedstawiciele rządu UK.
W miniserialu zagrało wiele gwiazd wśród nich Hugh Laurie, a obok niego Tom Hiddleston, rzadko występujący na szklanym ekranie aktor, który dzięki swojej kreacji w "Nocnym recepcjoniście" stał się najmocniejszym kandydatem na następcę Daniela Craiga jako Jamesa Bonda.
- To było dobre przygotowanie. Jakby nie patrzeć, Pine’a i Bonda łączy talent do naginania prawa, kiedy mają na celu większe dobro. James ma licencję 00 na zabijanie. Czy Pine jest już na tym etapie, nie wiem... - mówi Tom.