"Sexify": Recenzja serialu
Jak wypadł nowy polski serial Netflixa z Aleksandrą Skrabą, Marią Sobocińską i Sandrą Drzymalską? Przeczytajcie!
Zaczynając, trzeba wyraźnie powiedzieć sobie jedną rzecz. "Sexify" to nie "Sex Education". Oba seriale o zbliżonej tematyce są diametralnie różne, mimo pewnych na pierwszy rzut oka zbieżności.
Polska historia młodych dziewczyn, które odkrywają swoją seksualność, została przedstawiona w lekkiej, komediowej formie i... daje radę.
Choć nie byłam na początku stuprocentowo przekonana do serialu, to trzeba przyznać, że kontrowersyjna produkcja o seksie wyszła naprawdę dobrze.
Bo w końcu nie są to wulgarne żarty, ale jednak opowieść o siostrzanej, babskiej przyjaźni, a seks jest zaledwie pretekstem do jej przedstawienia.
Siłą napędową są trzy główne bohaterki - Natalia (Aleksandra Skraba), Paulina (Maria Sobocińśka) i Monika (Sandra Drzymalska).
Los łączy dziewczyny w dość niespodziewany sposób - całkowicie odmienne od siebie bohaterki muszą zrealizować wspólnie dość nietypowy projekt.
Natalia postanawia bowiem stworzyć aplikację o kobiecym orgazmie. Apka ma także zaspokoić ciekawość jej rówieśników na temat seksu. A że Natalia sama na temat seksu ma bardzo, bardzo nikłe pojęcie (za to jest znakomitą programistką), to potrzebuje pomocy.
Pomocą okazuje się najlepsza przyjaciółka Paulina i całkowicie odmienna od niej Monika, koleżanka z akademika.
Podczas wspólnej pracy napotykają różne problemy, odkrywają na nowo siebie i przy okazji rzucą czasem fajną kwestią.
Będę do tego wracać pewnie kilkakrotnie przy omawianiu tego serialu, ale należy to powiedzieć głośno - główne aktorki zostały dobrane kapitalnie.
Trzy wschodzące gwiazdy młodego pokolenia radzą sobie na ekranie znakomicie, tworzą świetny zespół i doskonale się uzupełniają. Niosą serial, nadają mu energii i są największym plusem tej produkcji.
Warto też zwrócić uwagę na drugi plan, szczególnie na role Zbigniewa Zamachowskiego i Małgorzaty Foremniak, którzy prezentują się w nowych wcieleniach, odstających nieco od ich dotychczasowych ról. Olbrzymią frajdę z grania ma Ewa Szykulska. Rola niewielka, acz fajna.
"Sexify" jest sprawnie zrealizowane, twórcy eksperymentują, bawią się formą, zapożyczają trochę rzeczy z innych produkcji, nawiązują do popkultury i polskiej kinematografii (i tu pojawia się Kmicic - jeden z lepszych komediowych motywów powracających w serialu).
W produkcji mamy kilka udanych dialogów; scen, które są rzeczywiście zabawne, a nawet trochę wzruszające (jak na przykład Natalii z matką).
Jest również sporo mocniejszych ujęć, nagości, sprośnych żartów, wibratorów; znajdzie się miejsce na dobitny komentarz. Jednak w żadnym momencie nie odnosi się wrażenia, że "Sexify" przedstawia temat seksu w sposób wulgarny.
Sami twórcy podkreślali, że starali się zachować równowagę pomiędzy żartem, a wulgaryzmem, nie chcieli w żaden sposób przekroczyć pewnej granicy. I chyba im się to udało.
"Sexify" to worek, w którym znalazło się wiele dobrych pomysłów, znanych motywów, sympatycznych i dobrze zarysowanych postaci. Plus wspaniała ścieżka dźwiękowa. Nie jest to serial, który można nazwać odkrywczym ani takim, który zmieni sposób rozmawiania o seksie i intymności.
Ale właśnie dzięki tej lekkiej formie, w jakiej został przedstawiony świat młodych ludzi i ich problemy, może to pomóc w rozmowie na tematy, które są wciąż uznawane za tabu, czy skierować międzypokoleniowy dialog na rzeczy, które są ważne; dotknie przy okazji kwestii społecznych.
"Sexify" może też dostarczyć po prostu dobrej rozrywki. Tyle, a może i aż tyle.
Serial "Sexify" wpada na Netflix 28 kwietnia.