Pochłonęłam go w jedną noc. "Kibic" będzie najlepszą produkcją roku?
Zapomnijcie o słynnym “Hooligans” i niedawnej "Furiozie”. Teraz to nowa propozycja Netflixa wprowadzi was w świat fanatyków futbolu. “Kibic” zostawi wam bliznę na sercu i zmusi do rachunku sumienia, jakiego jeszcze nie mieliście. Czy pięcioodcinkową historię Łukasza Palkowskiego można uznać za najlepszą polską produkcję roku? Sprawdzamy.
Ponoć zrosty czynią nas silniejszymi, a dotknięcie dna potrafi ocucić i zmienić. Czy to możliwe, że jest nieco inaczej i blizny nas tak naprawdę jeszcze bardziej okaleczają, a dotarcie na dno doszczętnie niszczy i wciąga bezpowrotnie? Ta refleksja nie opuszcza mnie na krok odkąd skończyłam serial “Kibic”. Dzwoni w mojej głowie niczym alarm, gdy próbuję dopisać sobie historię tego, co stało się z Kubą po finałowej scenie produkcji. Bowiem zakończenie fabuły nie tylko pozwala nam wydać osąd, ale też zmusza do odpowiedzi na pytania, przed którymi nie będziemy w stanie uciec.
Co byś zrobił gdyby twoje dziecko popadało w zatracenie? Gdzie kończy się miłość a zaczyna obsesja? Czy jest ratunek dla osoby zaślepionej gniewem i własnymi demonami? - to tylko niektóre z pytań.
Stojąc przed wyborem między ciężką pracą a kuszącym, choć nielegalnym zarobkiem, nastolatek ignoruje ostrzeżenia matki i podąża śladami ojca, dołączając do lokalnej grupy chuliganów. Początkowa ekscytacja ustawkami z kibicami rywalizujących drużyn szybko przeradza się w chaos, gdy jego nowa dziewczyna popada w problemy finansowe. Zdesperowani, decydują się na ryzykowny plan, by działać wbrew interesom grupy, co pogrąża ich w niebezpiecznym świecie, z którego nie ma łatwego wyjścia.
Tak w dużym skrócie można opisać pięcioodcinkowy minierial "Kibic" Łukasza Palkowskiego, który właśnie zadebiutował w serwisie Netflix. “Kibic” to zdecydowanie coś więcej niż serial o środowisku kibolskim. Choć wszystko dzieje się tutaj przez lub w imię klubu, ważniejsza zdaje się analiza powodów, przez które popadamy w fanatyzm.
Jak pokazuje serial, często przyczyny nie mają nic wspólnego z barwami zespołu, któremu kibicujemy. Pod okrucieństwami, które główni bohaterowie usprawiedliwiają miłością oraz lojalnością do piłki, skrywają się ich własne deficyty, traumy i demony. Poczucie przynależności, sprawczości i siły - tych wszystkich rzeczy brakuje Kubie, a pełno ich u ultrasów. Nic więc dziwnego, że 17-latek, który wychowywał się w brudnym blokowisku, bez pieniędzy i ojca, który odsiadywał nie swój wyrok, bo w jego ukochanym klubie nie sypie się innych, zachłysnął się światem kiboli.
W końcu gdy z dnia na dzień przyjmują cię z otwartymi ramionami i zapewniają wszystko, czego tak bardzo ci brakowało, nie zastanawiasz się, tylko bierzesz, a twoje zdolności racjonalnej oceny sytuacji maleją. Pytanie tylko: Czy w brutalnym świecie fanatyków jest miejsce na wrażliwość i pogubienie Kuby? Im dłużej oglądamy serial, odpowiedź staje się oczywista.
Nie dość, że w “Kibicu” nie ma miejsca na słabość, to trzeba wręcz się jej wyrzec, nie zwracając uwagi na nieprzepracowane deficyty, które dają o sobie znać, gdy coś się sypie. To prowadzi Kubę do stanu, w który demony niszczą resztki jego niewinności a gniew staje się główną siłą napędową. Pędzimy z nim przez kolejne mrożące krew w żyłach incydenty, nie mając już nawet ochoty krzyczeć: “Opamiętaj się”, ponieważ każdy kolejny jego ruch udowadnia, że i tak nie posłucha.
Choć niektórzy krytycy zarzucają serialowi zbyt płytkie poprowadzenie przemiany Kuby z wrażliwego 17-latka w obsesyjnego złoczyńcę, to mi niczego w tym portrecie nie brakuje. W końcu czasami za postawą człowieka naprawdę nie skrywa się nic więcej ponad wewnętrzny ból i nikt nie będzie w stanie pomóc takiej osobie, dopóki sama nie zrozumie, że sobie szkodzi. Przecież to przebudzenie i wybranie dobra nie zawsze nadchodzi.
I tu wracam do pytania o blizny i dno. Kiedy Kuba przestaje przymykać oczy na to, że kibicowska rzeczywistość, którą tak idealizował, okazała się ułudą, to właśnie rany i upadek, których przez to doznaje, popychają go ku zatraceniu. Gdy widzimy go na końcu serialu i patrzymy na to, gdzie ból i cierpienie go zaprowadziły, aż trudno uwierzyć, że nie minął nawet rok od początku historii. Tak właśnie działa zaślepienie, którego widzowie nie tylko mogą dzięki Kubie doświadczyć, ale też odpowiedź na pytanie, kiedy sami tak bardzo się w czymś pogubili.
Początkowo chciałam napisać, że “Kibic” nie sprostał moim oczekiwaniom, ponieważ nie wszystko wyjaśnił. Tymczasem kilkanaście godzin po przedpremierowym seansie serialu łapię się na tym, że wciąż widzę przed sobą Kubę i zastanawiam się, czy zrobiłabym coś inaczej na miejscu jego dziewczyny lub rodziców. Co więcej, wciąż czuję do niego sympatię, choć z każdą minutą produkcji mocno pracował na to, by go znielubić.
Każda geneza upadku i odrodzenia ma swój początek. U Kuby zdaje się nim być poczucie samotności, które doskwiera coraz większej ilości społeczeństwa, w tym mnie. Wiem, jak wiele nieracjonalnych rzeczy można robić, odczuwając lęk przed osamotnieniem. Czy możemy więc osądzać Kubę wyłącznie przez pryzmat ultrasów? Może warto pochylić się nad pytaniem: “Co możemy zrobić i jak wspomagać młodych ludzi w ich bolączkach, by takich historii było mniej?”. Po cichu liczę, że “Kibic” zapoczątkuje tę dyskusję. Jeśli mu się to uda, a już teraz widać, że podbija internet, uznam go za najlepszą polską produkcję tego roku. Bowiem tego właśnie szukam w filmach i serialach - prowokacji do zmiany.
ZOBACZ TEŻ:
"Wichrowe Wzgórze": Halil i Zeynep w niebezpieczeństwie! Czy uda im się uciec?