Jesienne seriale Netfliksa to murowane hity? Przyjęto je gromkimi brawami
Podobnie jak rok temu, Netflix przyjechał do Wrocławia z przedpremierowymi pokazami seriali fabularnych. Uczestnicy festiwalu Nowe Horyzonty mogli zobaczyć dwa odcinki serialu „Matki pingwinów” w reżyserii Klary Kochańskiej Bajon oraz Jagody Szelc – ciepłej historii o trudnym rodzicielstwie, w której zobaczy się pewnie każdy polski rodzic. „Idź przodem, bracie” z kolei to kolejna produkcja ze stajni Łukasza Dzięcioła, producenta kreatywnego takich serialowych perełek jak chociażby „Kruk”, „Klangor” czy też ostatnio „informacja Zwrotna”.
Polskie seriale, już od kilku lat, zyskują na prestiżu, o czym świadczy między innymi obecność rodzimych produkcji serialowych na festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. W tym roku, na pełnej sali kinowej obejrzeć można było dwa odcinki dwóch polskich seriali, które pojawią się w serwisie Netflix pod koniec roku. Cieszy bardzo gatunkowa różnorodność prezentowanych treści.
"Matki pingwinów" to naprawdę dobrze zrobiony komediodramat, który wciąga w historię bohaterów, głównie dzięki naprawdę świetnie poprowadzonej historii i zaskakująco dobrej grze aktorskiej. Masza Wągrocka (serialowa Kama) jest aktorką o zjawiskowej urodzie i kamera ją kocha. Jest naturalna, wiarygodna i zupełnie nie irytuje, co często ma miejsce w przypadku silnych kobiecych bohaterek. Magdalena Różczka z kolei pojawia się na ekranie w bardzo realistycznej roli zmęczonej matki, z którą wielu widzów i widzek z pewnością się utożsami. Barbara Wypych (znana z "Camera Cafe. Nowe Parzenie" oraz serialu "Stulecie Winnych") świetnie wciela się w wymagającą rolę nadgorliwej matki, która z pozoru irytuje, ale dzięki naprawdę dobrej kreacji aktorskiej czuć, że w dalszym przebiegu fabuły bohaterka nas zaskoczy. Bohaterów, z pozoru bardzo różnych, łączy szkoła integracyjna, do której uczęszczają ich dzieci. I to właśnie one są motorem napędowym tej historii, która opowiada o bardzo uniwersalnych rzeczach, czyli relacjach między ludźmi, rodzicielstwie i godzeniu się z życiem takim jakie jest.
Kim są tytułowe pingwiny?
Klara Kochańska Bajon, pomysłodawczyni serialu, jedna z reżyserek i współautorka scenariusza, wyjaśnia skąd tajemniczy tytuł:
"Pingwiny to zwierzęta, które żyją w bardzo trudnych warunkach, a ich małe są kompletnie bezbronne - mogą przetrwać jedynie dzięki współpracy rodziców, którzy zbierają się w zwartą grupę dookoła swojego potomstwa, ogrzewając je i chroniąc przed czyhającymi niebezpieczeństwami. W takim szyku się przemieszczają, przesuwając się w jednym tempie, jednocześnie ogrzewając swoje małe będące w środku kręgu. Dzięki temu mają szanse przetrwać. Podobna solidarność widoczna jest w historii naszych bohaterów, która pokazuje, że czasem nie da się inaczej niż razem."
Jednak ta wspólnotowość nie powstaje od razu. Swoją wioskę trzeba sobie znaleźć, a nawet o nią walczyć. W tej lekkiej, czasem nawet humorystycznej historii, widzimy rodziców jakimi są w prawdziwym życiu - czasem się złoszczą, popełniają błędy i starają się wyciągać z nich konstruktywne wnioski. Mamy też bardzo empatyczne portrety dzieci, z całym inwentarzem ich typowych zachowań, takich jak ataki złości, bezkompromisowa szczerość i unikalna umiejętność rujnowania planów ich rodziców.
Serial pełni też ważną społecznie funkcję - mianowicie niektóre postacie dziecięce są osobami neuroatypowymi lub osobami z niepełnosprawnością, przez co serial włącza do dyskursu przedstawicieli grup społecznie wykluczanych w kulturze popularnej, robiąc to zaskakująco bezpretensjonalnie. Serial z pewnością normalizuje posiadanie dzieci ze wszystkimi tego konsekwencjami i z racji tego wpisuje się we współczesny paradygmat rodzicielstwa bliskości. Każdy rodzic po obejrzeniu serialu odetchnie z ulgą, i może nawet pomyśli o swoim rodzicielstwie z większą czułością i zrozumieniem. Serial trafi z pewnością do szerokiego grona odbiorców, o czym zapewnia, współreżyserka serialu, Jagoda Szelc:
"Nasz serial jest dla dzieciatych, ale też dla każdego kto chce się przyjrzeć swojej relacji z rodzicami. Szczególnie w kontekście ich oczekiwań wobec nas i ich samozwańczych "diagnoz naszego życia"... W tym sensie nasz serial jest szalenie uniwersalny. Dla mnie jednak najciekawszym wątkiem "Matek pingwinów" jest przyjaźń ludzi, który bardzo się od siebie różnią. Ciągle bardzo mało mówimy o zdrowej dorosłej przyjaźni."
Serial "Matki pingwinów" został przyjęty gromkimi brawami, także można spodziewać się wielkiego jesiennego hitu.
Druga serialowa propozycja Netflixa z jesiennej oferty prezentowana na Nowych Horyzontach to klasyczna opowieść, która sięga do sprawdzanych wzorców kina akcji. Mamy tu zatem byłego policjanta z problemami osobistymi i rodzinnymi, gangsterów, jest i wątek miłosny oraz problematyczna przyjaźń między kolegami z policyjnego oddziału specjalnego. Certyfikatem jakości jest tutaj nazwisko producenta - Łukasz Dzięcioł ma na swoim koncie wiele jakościowych tytułów: "Klangor", "Kruk" i bardzo niedoceniony serial "Pewnego razu na krajowej jedynce".
"Idź przodem, bracie" przypomina stylem i warstwą wizualną wyżej wymienione produkcje. Kolory, kadrowanie oraz wykorzystane efekty wizualne fabularnie budują historię idącą w parze ze scenariuszem. Niestandardowe wybory kadrów i płytka głębia ostrości potrafią przekazać wiele o stanie emocjonalnym bohaterów. Można odnieść wrażenie, że obraz jest równie "brudny" co sama historia, co świetnie pozycjonuje go w gatunku serialu akcji.
Kontekst powstania "Idź przodem, bracie" jest intrygujący - mianowicie pomysł na serial narodził się na planie "Klangora", a scenariusz został napisany specjalnie z myślą o Piotrze Witkowskim i Konradzie Eleryku, którzy wcielają się w dwie główne postacie męskie. Obydwaj aktorzy są w świetnej formie, zachwycają fizycznym przygotowaniem do roli. Również pod względem aktorskim, są to ich najlepsze warsztatowo role. Szczególnie zachwyca Konrad Eleryk, którego dotychczas widzieliśmy w serialu TVN "Pati" i filmie "Horror Story". Eleryk nigdy nie wyglądał lepiej niż w "Idź przodem, bracie" i w sumie to jego postać ma najciekawszy rys psychologiczny - to on targany jest wątpliwościami czy wspierać i chronić przyjaciela, jednocześnie łamiąc prawo i narażając siebie i żonę na zemstę gangsterów.
Można powiedzieć, że jest to serial idealnie skrojony dla męskiej części widowni, za którym stoją bardzo utalentowani twórcy - reżyser Maciej Pieprzyca (seria "Kruk", "Prokurator", "Kryminalni") oraz pomysłodawca i autor scenariusza Kacper Wysocki ("Klangor", "Królowa", "Informacja zwrotna", "Belfer 3"), który tak oto opisuje serial:
"Co mogę powiedzieć o "Idź przodem, bracie"? Po pierwsze, to moje wielkie szczęście, że mogłem opowiedzieć tę historię, której źródłem była niezobowiązująca rozmowa z Łukaszem Dzięciołem o serialach, które kochamy, ale też o tych, których nie widzieliśmy a chcielibyśmy zobaczyć. I o wspaniałych aktorach, oraz reżyserze i operatorze, z którymi chcielibyśmy znowu pracować. Netflix szybko dostrzegł, że "Idź przodem, bracie" to projekt zrodzony z pasji i dał nam wszystko, czego potrzebowaliśmy, żeby tą pasją podzielić się z innymi. Co nam z tego wyszło? Mam nadzieję, że serial, który trudno zaszufladkować. Opowieść z jednej strony pełną akcji, z drugiej - bliską postaci historię o dumie, osadzoną w świecie, który sam w sobie jest bohaterem."
Sceny operacji specjalnych wyglądają wiarygodnie, a postacie w licznych sekwencjach kaskaderskich są autentyczne, nawet w bardzo trudnych choreograficznie scenach walki. Można powiedzieć, że pod kątem sekwencji akcji, polski serial nie odstaje od amerykańskich produkcji z tego gatunku. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów dobrej sensacji.
Zobacz też: To najlepszy kawaler sezonu. Poznaliśmy bohatera czwartej części "Bridgertonów"