Dave Chappellle żartował z osób transpłciowych. Nie żałuje?
Znany komik znalazł się w ogniu krytyki po tym, jak w wyprodukowanym przez Netflixa programie pokusił się o serię żartów na temat transpłciowych kobiet. Wypowiedź gwiazdora wywołała burzę w mediach, a pracownicy streamingowego giganta zorganizowali nawet strajk protestacyjny. Chappellle nie ma jednak zamiaru przepraszać. "Im częściej słyszę, że nie mogę czegoś powiedzieć, tym pilniejszą czuję potrzebę, by to zrobić" – stwierdził stand-uper
Premiera komediowego programu "The Closer" Dave’a Chappelle’a, który trafił do katalogu Netfliksa jesienią zeszłego roku, wywołała ogromne kontrowersje. Słynny komik, satyryk i aktor w tym występie wygłosił kilka niewybrednych żartów, m.in. z osób homoseksualnych i transpłciowych. Oburzyli się zwłaszcza ci ostatni. Chappelle określił wszak transpłciowe kobiety mianem "mężczyzn w przebraniu", porównując je do nawet do... "blackface", powszechnie krytykowanego zabiegu polegającego na malowaniu twarzy na czarno, np. na potrzeby inscenizacji teatralnych czy balów przebierańców, by w ten sposób upodobnić się do osoby czarnoskórej.
Wyprodukowany przez Netflix program zderzył się z falą krytyki widzów - zwłaszcza tych ze środowiska LGBTQ+. Poczuli się oni bowiem dotknięci wymierzonymi w nich dowcipami Chappelle’a. Oburzenia nie kryli też pracownicy Netfliksa, którzy pod koniec października zorganizowali strajk protestacyjny. Burzę w mediach wywołały też plany nazwania imieniem Chappelle’a teatru działającego w szkole artystycznej Duke Ellington School of the Arts w Waszyngtonie, do której komik w przeszłości uczęszczał. W reakcji na te protesty artysta sam zrzekł się tego zaszczytu. Władze uczelni ostatecznie nazwały ów teatr Teatrem Wolności i Ekspresji Artystycznej.
Netflix wypuścił tymczasem w USA nową produkcję z udziałem gwiazdora. "What’s in a Name?" to 40-minutowe przemówienie Chappelle’a, które komik wygłosił podczas wizyty w swojej Alma Mater. Opowiedział wówczas o swych komediowych korzeniach i drodze do sławy. Przy okazji odniósł się też do negatywnych opinii o programie "The Closer", które uczniowie szkoły ochoczo wyrazili w czasie zorganizowanej wcześniej sesji Q&A. Satyryk ani myśli jednak przepraszać - jak podkreślił, wolność artystyczna ma dla niego najwyższą wartość. Jego zdaniem swoboda wypowiedzi warta jest każdej ceny, nawet urażenia ludzi, z których akurat żartuje.
"Te dzieciaki krzyczały coś o tożsamości płciowej, ale nikt nie zająknął się na temat sztuki. Zabolały mnie ich słowa. Ale im częściej słyszę, że nie mogę czegoś powiedzieć, tym pilniejszą czuję potrzebę, by to zrobić. Chodzi o wolność ekspresji artystycznej. Warto ją chronić ze względu na wszystkich ludzi uprawiających ten zawód" - stwierdził komik. I zasugerował, że osoby krytycznie oceniające jego stand-up, najpewniej nie zrozumiały "niuansów" i skupiły się nie na tym, co trzeba. "To jest mój największy problem z całym tym zamieszaniem wokół 'The Closer': nie da się opisać pracy artysty bez uwzględnienia artystycznych niuansów. To tak, jakbyś czytał gazetę, w której jest napisane: 'Mężczyzna postrzelony w twarz przez dwumetrowego królika najprawdopodobniej przeżyje' i nikt nie powiedział ci, że chodzi o kreskówkę z Królikiem Bugsem" - ironizował Chappelle.
Program "What’s in a Name?" wciąż czeka na polską premierę.